„Musimy na jakiś czas się rozstać” – historia o złamanym sercu i rodzinnych tajemnicach
– Zuzia, musimy na jakiś czas się rozstać – powiedział Michał, patrząc mi prosto w oczy. W jego głosie nie było ani cienia wahania, choć jego dłonie drżały lekko na stole. Siedzieliśmy w naszej ulubionej kawiarni przy ulicy Piotrkowskiej, gdzie jeszcze miesiąc temu śmialiśmy się z byle czego i planowaliśmy wspólne wakacje nad Bałtykiem. Teraz czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
– Co ty mówisz? – zapytałam cicho, próbując zapanować nad łzami. – Przecież wszystko było dobrze…
Michał odwrócił wzrok. Jego ciemne włosy opadały mu na czoło, a niebieskie oczy, które zawsze wydawały mi się pełne ciepła, teraz były zimne i obce.
– Po prostu… muszę to przemyśleć. Ostatnio dużo się dzieje. W pracy mam stres, w domu też nie jest łatwo… Potrzebuję przestrzeni.
Przestrzeni? Przez dwa lata byliśmy nierozłączni. Wszyscy moi znajomi mówili, że mam szczęście – Michał był ideałem: wysoki, przystojny, z poczuciem humoru i dobrą pracą w agencji reklamowej. Moja mama powtarzała: „Zuzia, nie zmarnuj takiego chłopaka!”
Ale ja nie zamierzałam go zmarnować. Kochałam go całym sercem. Dlatego teraz nie rozumiałam, dlaczego nagle chce odejść.
– To przez kogoś? – zapytałam z desperacją w głosie.
Michał pokręcił głową, ale nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
– Nie… To nie tak. Po prostu… muszę być sam.
Wyszłam z kawiarni jak we śnie. Ulica była pełna ludzi, ale czułam się kompletnie samotna. W domu rzuciłam się na łóżko i płakałam do późnej nocy. Moja współlokatorka, Kasia, próbowała mnie pocieszać:
– Zuzka, może on naprawdę potrzebuje czasu? Może wróci?
Ale ja już wtedy wiedziałam, że coś jest nie tak. Michał nigdy nie był typem człowieka, który ucieka od problemów. Zawsze rozmawialiśmy o wszystkim – o moich kłótniach z mamą, o jego stresie w pracy, o planach na przyszłość.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Praca w księgarni przestała mnie cieszyć. Klienci pytali o nowości literackie, a ja ledwo słyszałam ich głosy. Wieczorami patrzyłam na telefon, czekając na wiadomość od Michała. Nic.
Pewnego dnia spotkałam jego siostrę, Martę. Była wyraźnie spięta.
– Zuzia… Michał ci nie powiedział?
– Co miał mi powiedzieć?
Marta spuściła wzrok.
– Lepiej porozmawiaj z nim sama.
To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że coś ukrywa. Postanowiłam pojechać do jego mieszkania. Drzwi otworzyła mi jego mama, pani Teresa.
– Zuzanno… Michał nie jest teraz w domu.
– Czy wszystko z nim w porządku?
Pani Teresa zawahała się przez chwilę.
– On… on ma teraz trudny czas. Dużo się dzieje w naszej rodzinie.
Nie chciała powiedzieć nic więcej. Wróciłam do siebie jeszcze bardziej skołowana.
Kilka dni później dostałam wiadomość od Kasi:
„Zuzka, widziałam Michała z jakąś dziewczyną na rynku.”
Serce mi stanęło. Zadzwoniłam do niego natychmiast.
– Michał! Musimy porozmawiać. Proszę cię.
Spotkaliśmy się wieczorem w parku. Było zimno i padał deszcz.
– Powiedz mi prawdę – zaczęłam bez ogródek. – Czy chodzi o inną?
Michał długo milczał.
– Zuzia… Ja nie chciałem cię ranić. Ale tak, poznałem kogoś w pracy. To było przypadkowe… Nie planowałem tego.
Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś od razu?
– Bałem się twojej reakcji… I tego, co pomyśli moja rodzina.
Wybuchłam płaczem. Michał próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.
– Nie chcę cię znać! – krzyknęłam i uciekłam w deszczu do domu.
Przez kolejne tygodnie byłam wrakiem człowieka. Kasia starała się mnie wyciągnąć na imprezy, ale ja nie miałam siły udawać szczęśliwej. Mama powtarzała: „Wszystko się ułoży”, ale ja jej nie wierzyłam.
Pewnego dnia znalazłam w skrzynce list od pani Teresy. Pisała, że Michał bardzo cierpi i że żałuje tego, co zrobił. Prosiła mnie o wybaczenie dla niego i dla siebie samej – okazało się bowiem, że cała rodzina przechodziła kryzys: ojciec Michała miał romans i wyprowadził się z domu. Michał był rozdarty między lojalnością wobec matki a własnymi uczuciami do mnie i nowej dziewczyny.
Zrozumiałam wtedy, że czasem ludzie ranią innych nie dlatego, że chcą – ale dlatego, że sami są zagubieni i nie potrafią sobie poradzić z własnym bólem.
Dziś minęły już trzy miesiące od naszego rozstania. Powoli uczę się żyć na nowo. Zaczęłam biegać po parku, zapisałam się na kurs fotografii i coraz częściej uśmiecham się do siebie w lustrze.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś zdradę? Czy warto próbować odbudować coś, co zostało zniszczone? A może lepiej nauczyć się kochać siebie i zacząć wszystko od nowa? Co wy byście zrobili na moim miejscu?