Między miłością a lojalnością: Historia matki, która musiała wybrać stronę
„Nie wiem, czy twoja córka mnie zdradza, ale boję się o dzieci” – powiedział do mnie mój zięć, patrząc mi prosto w oczy. Jego głos drżał, a dłonie miał zaciśnięte w pięści. Zamarłam. Nie spodziewałam się takiej rozmowy. Myślałam, że wpadł tylko na herbatę. Nie był moim ulubieńcem, ale zawsze wydawał się odpowiedzialny. A teraz siedział naprzeciwko mnie, jakby cały świat miał się zaraz rozpaść.
– Co ty mówisz, Piotrze? – wyszeptałam, czując jak serce wali mi w piersi. – O co chodzi?
Piotr spuścił wzrok. Przez chwilę milczał, jakby ważył każde słowo.
– Zosia… twoja córka… Ona ostatnio wraca późno z pracy. Dzieci są coraz bardziej nerwowe. Ja… ja nie wiem, co się dzieje. Boję się, że coś ukrywa. Boję się o Antka i Maję.
Zosia. Moja jedyna córka. Zawsze była moją dumą. Dobrze się uczyła, miała przyjaciół, była odpowiedzialna. Kiedy poznała Piotra, wydawało mi się, że znalazła kogoś, kto ją pokocha i będzie dla niej wsparciem. Ale od kilku miesięcy widziałam, że coś jest nie tak. Unikała rozmów ze mną, była rozkojarzona.
– Może ma dużo pracy? – próbowałam bronić córki.
Piotr pokręcił głową.
– Nie wiem już nic. Wczoraj Antek płakał cały wieczór. Maja zamknęła się w pokoju i nie chciała rozmawiać. Zosia przyszła po dwudziestej drugiej i nawet nie zapytała o dzieci.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy to możliwe? Moja Zosia? Przecież zawsze była taką troskliwą matką…
– Chcesz powiedzieć, że… że ona ma kogoś? – zapytałam cicho.
Piotr wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Ale coś się dzieje. I nie wiem już, czy mogę jej ufać.
W tej chwili usłyszałam dźwięk telefonu. To była Zosia.
– Mamo, mogę przyjechać wieczorem? Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała szybko.
– Oczywiście, czekam na ciebie – odpowiedziałam drżącym głosem.
Wieczorem Zosia weszła do mieszkania jak cień samej siebie. Była blada, miała podkrążone oczy.
– Co się dzieje, córeczko? – zapytałam delikatnie.
Zosia usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła płakać.
– Mamo… ja już nie daję rady. Piotr mnie kontroluje na każdym kroku. Sprawdza mój telefon, dzwoni do pracy, wypytuje koleżanki… Ja… ja nie mam nikogo! Przysięgam! Ale on ciągle mi nie wierzy!
Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Komu wierzyć? Piotrowi – zięciowi, który przyszedł do mnie zrozpaczony? Czy własnej córce?
– A dzieci? – zapytałam cicho.
Zosia otarła łzy.
– Kocham je nad życie! Ale Piotr je nastawia przeciwko mnie! Mówi im rzeczy… Antek boi się ze mną rozmawiać, Maja mnie unika…
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. W mojej głowie kłębiły się myśli. Czy naprawdę mogłam nie zauważyć tego wszystkiego?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Hani.
– Haniu, co mam robić? – zapytałam rozpaczliwie.
Hania westchnęła.
– Musisz porozmawiać z dziećmi. One powiedzą ci prawdę.
Po południu pojechałam do Zosi i Piotra. Antek otworzył mi drzwi i rzucił mi się na szyję.
– Babciu! – zawołał cicho.
Maja siedziała w swoim pokoju z książką na kolanach.
– Mogę z tobą porozmawiać? – zapytałam delikatnie.
Maja spojrzała na mnie smutnymi oczami.
– Mama jest smutna – powiedziała cicho. – Tata krzyczy na nią wieczorami. Ja nie chcę już słuchać ich kłótni…
Serce mi pękało na milion kawałków.
Wieczorem zadzwoniłam do Zosi.
– Musisz coś zrobić – powiedziałam stanowczo. – Dla dzieci.
Zosia milczała przez chwilę.
– Mamo… ja chyba muszę odejść od Piotra. On mnie niszczy psychicznie. Ale boję się o dzieci…
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy powinnam namawiać córkę do rozwodu? Czy powinnam stanąć po jej stronie?
Kilka dni później Piotr zadzwonił do mnie wieczorem.
– Pani Anno… Zosia chce odejść. Proszę jej przemówić do rozsądku! Ja ją kocham! To ona wszystko psuje!
Byłam rozdarta. Widziałam cierpienie po obu stronach. Ale najbardziej bolało mnie to, co działo się z dziećmi.
W końcu zebrałam całą rodzinę przy stole. Siedzieliśmy w milczeniu przez długą chwilę.
– Musicie porozmawiać ze sobą szczerze – powiedziałam stanowczo. – Dla dobra Antka i Mai.
Zosia spojrzała na Piotra ze łzami w oczach.
– Nie chcę już tak żyć – wyszeptała. – Chcę być szczęśliwa i chcę, żeby dzieci były szczęśliwe.
Piotr spuścił głowę.
– Ja też nie chcę was stracić… Ale nie umiem już ufać…
Dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami.
Wiedziałam już wtedy, że nie da się tego naprawić jednym spotkaniem. Że przed nami długa droga przez ból i łzy.
Kilka tygodni później Zosia wyprowadziła się z dziećmi do mnie. Piotr próbował walczyć o rodzinę, ale było już za późno. Dzieci powoli odzyskiwały spokój, choć tęskniły za ojcem.
Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Czy można być dobrą matką i teściową jednocześnie?
Może wy też znacie takie historie? Jakie decyzje wy byście podjęli na moim miejscu?