Między gniewem a przebaczeniem: Historia jednej rodziny z Gdańska
– Znowu wróciłeś po północy, Michał! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała przy zlewie, w rękach ściskała kubek z herbatą, a jej oczy błyszczały gniewem i rozczarowaniem.
Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. W powietrzu wisiała atmosfera, którą znałem aż za dobrze – napięcie, które narastało od miesięcy, odkąd tata odszedł do innej kobiety. W naszym mieszkaniu na Przymorzu nie było już śmiechu, tylko ciche westchnienia i trzaskające drzwi.
– Przepraszam, mamo – wymamrotałem, patrząc w podłogę. – Byłem u Tomka, mieliśmy projekt do szkoły…
– Projekt? – prychnęła. – Myślisz, że nie wiem, co robisz? Wiem o tych papierosach i piwie! Myślisz, że nie czuję zapachu?
Zacisnąłem pięści. Miałem siedemnaście lat i czułem się jak więzień we własnym domu. Od kiedy tata zostawił nas dla tej swojej „nowej miłości”, mama stała się cieniem samej siebie – podejrzliwa, rozgoryczona, wiecznie zmęczona. Ja zaś coraz częściej uciekałem z domu, byle dalej od jej wyrzutów.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta noc będzie początkiem końca mojego dzieciństwa.
Następnego dnia w szkole nie mogłem się skupić. Tomek szturchnął mnie łokciem podczas lekcji matematyki.
– Ej, co jest? Znowu się pokłóciłeś z matką?
Skinąłem głową. – Ona mnie dusi. Wszystko jej przeszkadza. Nawet jak wracam wcześniej, to znajdzie powód do awantury.
Tomek spojrzał na mnie ze współczuciem. – Moja stara też nie jest święta, ale przynajmniej ojciec nie uciekł z sekretarką.
Zacisnąłem zęby. Nienawidziłem tego tematu. Wszyscy wiedzieli o zdradzie taty – Gdańsk to nie Warszawa, tu plotki rozchodzą się szybciej niż tramwaje.
Po lekcjach wróciłem do pustego mieszkania. Mama była w pracy w szpitalu na Zaspie. Cisza była przytłaczająca. Usiadłem na kanapie i włączyłem telewizor, ale nawet ulubiony serial nie potrafił zagłuszyć myśli.
Telefon zadzwonił nagle. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: „Tata”.
– Michał? – usłyszałem jego głos po drugiej stronie. Był cichy, jakby niepewny.
– Czego chcesz? – zapytałem szorstko.
– Chciałem… Chciałem się spotkać. Porozmawiać. Może pójdziemy na spacer po plaży?
Zawahałem się. Ostatni raz widzieliśmy się dwa miesiące temu, kiedy przyszedł po swoje rzeczy i nawet nie spojrzał mi w oczy.
– Nie wiem…
– Proszę cię, synu. Musimy porozmawiać.
Zgodziłem się tylko dlatego, że miałem nadzieję usłyszeć jakieś wyjaśnienie. Może przeprosiny?
Spotkaliśmy się przy molo w Brzeźnie. Tata wyglądał na starszego niż pamiętałem – miał siwe pasma we włosach i zmęczone oczy.
– Michał… Wiem, że cię zawiodłem – zaczął. – Ale życie czasem układa się inaczej, niż planujemy.
– To znaczy jak? Że zakochałeś się w innej kobiecie i zostawiłeś nas bez słowa?
Westchnął ciężko. – To nie takie proste…
Wtedy poczułem narastającą wściekłość. – Dla mnie jest! Zostawiłeś mamę samą z rachunkami i ze mną! Nawet nie próbujesz nam pomóc!
Tata spuścił wzrok. – Przepraszam… Staram się…
Nie chciałem już słuchać jego tłumaczeń. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem w stronę fal. Wiatr smagał mi twarz, a łzy same napływały do oczu.
W domu mama czekała na mnie z obiadem. Milczeliśmy przez całą kolację. W końcu nie wytrzymała:
– Byłeś u ojca?
Skinąłem głową.
– I co?
– Nic… On nic nie rozumie.
Mama pokiwała głową ze smutkiem. – Ja też go nie rozumiem.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Mama coraz częściej zamykała się w swoim pokoju albo wychodziła na długie spacery po Parku Reagana. Ja spędzałem czas z Tomkiem i jego paczką – piwo pod blokiem, papierosy na klatce schodowej, czasem jakaś bójka z chłopakami z Wrzeszcza.
Pewnej nocy Tomek zadzwonił do mnie o drugiej nad ranem:
– Michał, musisz przyjść! Filip ma kłopoty!
Wyszedłem z domu po cichu, żeby nie obudzić mamy. Na parkingu pod blokiem zobaczyłem Tomka i Filipa – ten drugi miał rozciętą brew i trzymał się za brzuch.
– Co się stało?!
– Chłopaki z Wrzeszcza go pobili… Za długi u Krzyśka.
Poczułem zimny dreszcz strachu. Wiedziałem, że jeśli mama się dowie…
Ale wtedy liczyła się tylko paczka. Zabraliśmy Filipa do szpitala na Zaspie – tam gdzie pracowała moja mama. Kiedy zobaczyła mnie na korytarzu o trzeciej nad ranem z zakrwawionym kolegą, jej twarz pobladła.
– Michał… Co ty wyprawiasz?
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem tylko jedno: zawiodłem ją jeszcze bardziej.
Następnego dnia mama próbowała ze mną rozmawiać:
– Synku… Ja już nie mam siły walczyć sama. Potrzebuję cię.
Po raz pierwszy zobaczyłem łzy w jej oczach. Nie te ciche łzy rozpaczy, które widziałem przez ostatnie miesiące – to były łzy bezradności.
Usiadłem obok niej na kanapie.
– Przepraszam, mamo… Ja też nie wiem już, co robić.
Objęła mnie mocno i długo płakaliśmy razem.
Od tamtej nocy coś się zmieniło. Zacząłem więcej pomagać mamie w domu – robiłem zakupy na targu przy Hali Oliwskiej, gotowałem obiady według przepisów babci Zosi z Kociewia. Mama powoli odzyskiwała dawny blask – zaczęła spotykać się z koleżankami ze szpitala, nawet raz poszła do kina.
Ja zerwałem kontakt z Tomkiem i jego paczką po tym, jak Filip trafił do poprawczaka za kradzież roweru spod Galerii Bałtyckiej. Skupiłem się na nauce – chciałem dostać się na Politechnikę Gdańską i udowodnić wszystkim (a przede wszystkim sobie), że potrafię coś osiągnąć bez ojca.
Tata próbował jeszcze kilka razy się ze mną kontaktować, ale nie byłem gotów mu wybaczyć. Dopiero po maturze napisałem do niego krótkiego SMS-a: „Może kiedyś pogadamy”.
Dziś mam dwadzieścia pięć lat i mieszkam w Gdańsku Wrzeszczu z narzeczoną Kasią. Mama jest szczęśliwa – znalazła nowego partnera, pana Andrzeja z sąsiedztwa. Tata mieszka gdzieś pod Warszawą ze swoją nową rodziną; czasem wymieniamy krótkie wiadomości na Messengerze.
Często wracam myślami do tamtych dni pełnych gniewu i żalu. Zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś tak głęboko? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej?
A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć zdradę najbliższej osoby?