Jeśli chcesz decydować, wróć do swojego domu – historia matki, która musiała wybrać między samotnością a rodziną
– Mamo, nie możesz tak siedzieć sama w domu! – głos Pawła brzmiał przez telefon z nutą troski, ale i lekkiego zniecierpliwienia. – Przyjedź do nas, zrobimy kolację, dzieci się ucieszą.
Spojrzałam na stół, na którym stał samotny kawałek sernika i kieliszek nalewki. To miały być moje urodziny – pierwsze od śmierci męża. Cisza w mieszkaniu była gęsta, aż bolało w uszach. Przez chwilę zawahałam się, czy nie odmówić. Ale samotność była jak ciężki płaszcz, którego nie mogłam już dłużej nosić.
– Dobrze, Pawełku. Zaraz się zbiorę – odpowiedziałam cicho.
Godzinę później stałam pod drzwiami ich mieszkania na warszawskim Ursynowie. Wzięłam głęboki oddech i zadzwoniłam. Otworzyła mi Aneta – moja synowa. Uśmiech miała wymuszony, a jej oczy nie zdradzały radości na mój widok.
– Dzień dobry, mamo – powiedziała chłodno. – Paweł jeszcze nie wrócił z pracy. Dzieci są u koleżanki.
Weszłam do środka, czując się jak intruz. W salonie panował porządek aż do przesady. Na stole leżał tylko pilot od telewizora i sterta kolorowych magazynów. Usiadłam na brzegu kanapy, nie wiedząc, co zrobić z rękami.
– Może pomogę ci w kuchni? – zaproponowałam nieśmiało.
Aneta spojrzała na mnie z lekkim politowaniem.
– Dziękuję, poradzę sobie sama – odpowiedziała i zniknęła za drzwiami kuchni.
Siedziałam więc w milczeniu, słysząc tylko stukanie garnków i szum wody. Czułam się coraz bardziej zbędna. W końcu Paweł wrócił, a dzieci wbiegły do mieszkania z głośnym śmiechem.
– Babciu! – krzyknęła Zosia i rzuciła mi się na szyję. Poczułam ciepło w sercu. Przez chwilę poczułam się potrzebna.
Kolacja przebiegała w napiętej atmosferze. Aneta była uprzejma, ale chłodna. Paweł próbował rozładować sytuację żartami, ale czułam, że coś wisi w powietrzu.
Po deserze zebrałam się na odwagę.
– Anetko, może następnym razem ja przygotuję obiad? Upiekę wasze ulubione pierogi – zaproponowałam z nadzieją.
Aneta spojrzała na mnie zimno.
– Mamo Pawle, jeśli chcesz decydować o tym, co jemy i jak spędzamy czas, to może lepiej wróć do swojego domu i tam sobie rządź – powiedziała cicho, ale stanowczo.
Zamarłam. Paweł spojrzał na nią z niedowierzaniem.
– Aneta! – syknął ostrzegawczo.
Ale ona już nie patrzyła na mnie. Wstała od stołu i zaczęła zbierać talerze.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale jedna spłynęła po policzku. Zosia przytuliła się do mnie mocniej.
– Babciu, nie płacz – szepnęła.
Wstałam powoli.
– Przepraszam… Nie chciałam nikomu przeszkadzać – powiedziałam drżącym głosem i zaczęłam zbierać swoje rzeczy.
Paweł podszedł do mnie i objął ramieniem.
– Mamo, zostań…
Ale już wiedziałam, że nie mogę tu zostać. Nie chciałam być ciężarem ani powodem kłótni między nimi.
Wyszłam na klatkę schodową i dopiero tam pozwoliłam sobie na płacz. Czułam się upokorzona i niepotrzebna. Całe życie poświęciłam rodzinie – najpierw rodzicom, potem mężowi i synowi. Teraz zostałam sama jak palec.
Wróciłam do pustego mieszkania. Sernik już nie smakował tak samo. Usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę byłam zbyt nachalna? Czy to ja nie potrafię się odnaleźć w nowej roli?
Telefon zadzwonił późno w nocy. To był Paweł.
– Mamo… Przepraszam za Anetę. Ona… ona ma ostatnio dużo stresu w pracy…
– Rozumiem, synku – przerwałam mu łagodnie. – Nie martw się o mnie. Poradzę sobie.
Ale czy naprawdę sobie poradzę? Czy samotność to cena za to, że kiedyś byłam dla kogoś wszystkim? Czy każda matka musi kiedyś usłyszeć: „Jeśli chcesz decydować, wróć do swojego domu”? Może powinnam nauczyć się żyć tylko dla siebie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?