Druga szansa – Historia Joanny z Warszawy

— Joanno, idziesz do domu? — Weronika niecierpliwie stukała wypielęgnowanymi paznokciami w blat biurka. Jej głos był lekko zniecierpliwiony, jakby już od dawna czekała na koniec dnia. Spojrzałam na nią, próbując się uśmiechnąć, choć w środku czułam się jak pusta skorupa.

— Nie, zostanę jeszcze. Mąż miał po mnie wpaść — skłamałam bez zmrużenia oka. Weronika uniosła brwi, ale nie drążyła tematu.

— No, jak chcesz. Do jutra. — Kołysząc biodrami, wyszła z gabinetu. Za chwilę usłyszałam trzask drzwi i stopniowo cichnące głosy kolegów opuszczających biuro. Zostałam sama. Znowu sama.

Wpatrywałam się w ekran komputera, ale litery rozmazywały mi się przed oczami. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego nie potrafię powiedzieć prawdy? Przecież Michał już od dawna po mnie nie przyjeżdżał. Od miesięcy wracałam do pustego mieszkania na Żoliborzu, gdzie czekały na mnie tylko zimne ściany i echo dawnych rozmów.

Ostatni raz widziałam Michała dwa dni temu. Przyszedł późno, pachniał obcymi perfumami i nawet nie spojrzał mi w oczy. „Jestem zmęczony, Joanno” — rzucił tylko i zamknął się w sypialni. Nie miałam odwagi zapytać, gdzie był. Bałam się odpowiedzi.

Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z biura. Warszawa o tej porze była inna — mniej ludzi, więcej cieni. Przystanęłam na chwilę przy wejściu do metra, czując jak chłód przenika mnie do kości. Zastanawiałam się, czy powinnam wracać do domu. Czy to jeszcze mój dom?

W windzie spotkałam sąsiadkę, panią Halinę. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, ale jej wzrok był pełen troski.

— Wszystko w porządku, Joasiu? — zapytała.

— Tak, dziękuję — odpowiedziałam automatycznie.

Weszłam do mieszkania i od razu poczułam znajomy zapach kawy i papierosów. Michał siedział przy stole, wpatrzony w ekran telefonu. Nawet nie podniósł głowy, kiedy weszłam.

— Cześć — powiedziałam cicho.

— Cześć — odpowiedział bez emocji.

Usiadłam naprzeciwko niego. Przez chwilę milczeliśmy, a cisza była gęsta jak mgła nad Wisłą.

— Michał… — zaczęłam niepewnie. — Musimy porozmawiać.

Westchnął ciężko i odłożył telefon.

— O czym?

— O nas. O tym, co się dzieje…

Spojrzał na mnie z irytacją.

— Co ma się dziać? Pracuję dużo, ty też. Jesteśmy zmęczeni.

— To nieprawda — przerwałam mu drżącym głosem. — Ty… ty już mnie nie kochasz, prawda?

Zamilkł na chwilę, a potem wzruszył ramionami.

— Nie wiem — powiedział szczerze. — Może po prostu wszystko się wypaliło.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam krzyczeć, rzucać talerzami, ale byłam zbyt zmęczona.

— Jest ktoś inny? — zapytałam cicho.

Nie odpowiedział od razu. W końcu skinął głową.

— Tak… Jest ktoś inny.

To była najgorsza chwila w moim życiu. Wszystko we mnie pękło. Chciałam wybiec z mieszkania, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa.

— Kim ona jest? — spytałam przez łzy.

— To nie ma znaczenia — odpowiedział chłodno. — Chcę odejść, Joanno.

Siedziałam tam jeszcze długo po tym, jak wyszedł z mieszkania. Wpatrywałam się w drzwi, jakby miały zaraz się otworzyć i przywrócić wszystko do normy. Ale wiedziałam, że to koniec.

Przez kolejne dni funkcjonowałam jak automat. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Weronika próbowała mnie wyciągnąć na kawę, ale zawsze odmawiałam. Nie chciałam rozmawiać o swoim życiu, bo bałam się usłyszeć własne myśli na głos.

Pewnego wieczoru zadzwoniła mama.

— Joasiu, co się dzieje? Czuję, że coś jest nie tak…

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.

— Michał mnie zostawił…

Mama milczała przez chwilę, a potem powiedziała:

— Przyjedź do nas na weekend. Potrzebujesz odpoczynku.

Pojechałam do rodzinnego domu pod Radomiem. Tam czas płynął inaczej. Mama piekła ciasto drożdżowe, tata naprawiał samochód w garażu. Przez chwilę poczułam się znowu jak dziecko — bezpieczna i kochana.

Wieczorem usiadłyśmy z mamą przy kuchennym stole.

— Joasiu… Życie czasem daje nam drugą szansę tam, gdzie najmniej się jej spodziewamy — powiedziała cicho. — Może to czas pomyśleć o sobie?

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie po powrocie do Warszawy. Zaczęłam chodzić na spacery po Starym Mieście, zapisałam się na jogę. Powoli odzyskiwałam siebie spod warstw bólu i żalu.

Któregoś dnia Weronika przyszła do mnie z butelką wina.

— Dość tego smutku! Idziemy do ludzi! — zaśmiała się i wyciągnęła mnie na koncert jazzowy nad Wisłą.

Tam poznałam Pawła — cichy informatyk z Pragi Północ. Rozmawialiśmy całą noc o książkach i podróżach. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam motyle w brzuchu.

Nie wiem jeszcze, co przyniesie przyszłość. Może życie naprawdę daje drugą szansę? Może trzeba tylko nauczyć się ją dostrzegać?

Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć komuś zdradę? A może najpierw trzeba nauczyć się wybaczać sobie? Co byście zrobili na moim miejscu?