Morze łez: Jak jedna wizyta zmieniła nasze życie
– Naprawdę musisz to zrobić teraz? – syknęłam przez zaciśnięte zęby, kiedy mama po raz kolejny zaczęła wyciągać walizki z szafy.
– A co mam zrobić? Przecież nie zostawię cię samej z tym wszystkim! – odpowiedziała, nie patrząc mi w oczy. Jej głos drżał, jakby sama nie była pewna, czy to dobry pomysł.
Wiedziałam, że nie powinnam się złościć. Przecież to moja mama. Ale kiedy dwa dni przed wyjazdem nad morze pojawiła się u nas bez zapowiedzi, wszystko we mnie się zagotowało. Planowałam te wakacje od miesięcy. Miało być idealnie: ja, mój mąż Tomek i nasza córka Zosia. Pierwszy raz od lat mieliśmy być tylko we troje. Bez telefonów, bez pracy, bez nikogo z rodziny. Tylko my i Bałtyk.
Ale mama miała inne plany.
– Może chociaż zapytasz Tomka, czy nie ma nic przeciwko? – próbowałam jeszcze negocjować, choć wiedziałam, że to bez sensu.
– Tomek to dobry chłopak. Na pewno się ucieszy – rzuciła lekko, jakby chodziło o wspólny spacer po parku, a nie o tygodniowy wyjazd na drugi koniec Polski.
Tomek milczał. Widziałam po jego minie, że jest wściekły, ale nie chciał robić sceny przy mojej mamie. Zosia podskakiwała z radości – dla niej każda zmiana była przygodą. Tylko ja czułam, jak coś we mnie pęka.
Droga nad morze była cicha. Mama siedziała z przodu i co chwilę poprawiała klimatyzację, narzekając na przeciąg. Tomek prowadził z zaciśniętą szczęką. Ja siedziałam z tyłu z Zosią i próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku.
– Mamo, a będziemy budować zamki z piasku? – zapytała Zosia.
– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. Ale w środku czułam tylko pustkę.
Kiedy dotarliśmy do pensjonatu w Jastrzębiej Górze, mama natychmiast zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy w największym pokoju.
– Tu będę miała widok na morze – oznajmiła zadowolona.
Tomek spojrzał na mnie wymownie. Ja tylko wzruszyłam ramionami. Nie miałam już siły walczyć.
Pierwszy dzień minął spokojnie. Poszliśmy na plażę, Zosia biegała po piasku, a mama robiła jej zdjęcia telefonem. Wieczorem usiedliśmy na tarasie z herbatą.
– Wiesz, Aniu – zaczęła mama – powinnaś częściej zabierać Zosię do mnie na weekendy. Dziecko potrzebuje babci.
– Mamo, przecież często ją przywozimy – odpowiedziałam spokojnie.
– Ale mogłabyś częściej. I może niech Tomek czasem zostanie w domu? Dobrze by jej zrobiło trochę kobiecego towarzystwa.
Tomek spojrzał na mnie z niedowierzaniem. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie.
– Może pozwólmy Ani samej decydować o swojej rodzinie? – powiedział cicho, ale stanowczo.
Mama spiorunowała go wzrokiem.
– Ja tylko chcę dobrze! – oburzyła się.
Zrobiło się niezręcznie. Zosia patrzyła to na mnie, to na babcię. Czułam się jak dziecko między dwoma dorosłymi.
Kolejne dni były coraz trudniejsze. Mama krytykowała wszystko: że Zosia za późno chodzi spać, że Tomek za mało się nią zajmuje, że ja jestem za miękka i pozwalam sobie wejść na głowę.
– Kiedyś dzieci słuchały rodziców bez dyskusji – powtarzała przy każdej okazji.
Wieczorami płakałam w łazience. Tomek próbował mnie pocieszać, ale sam był coraz bardziej sfrustrowany.
– Ania, musisz jej coś powiedzieć – powtarzał szeptem. – To nasze wakacje! Miało być inaczej…
Ale ja nie umiałam. Bałam się ją zranić. Bałam się też tego, co pomyśli o mnie rodzina. Przecież zawsze byłam tą grzeczną córką.
Pewnego ranka obudziłam się wcześniej niż zwykle. Mama już krzątała się po kuchni.
– Zrobiłam ci kawę – powiedziała łagodnie.
Usiadłam naprzeciwko niej i przez chwilę milczałyśmy.
– Mamo… dlaczego tu przyjechałaś? – zapytałam w końcu cicho.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Przecież zawsze jeździliśmy razem na wakacje…
– Ale teraz mam swoją rodzinę…
Zamilkła. W jej oczach zobaczyłam łzy.
– Boję się zostać sama – wyszeptała po chwili. – Odkąd tata odszedł…
Poczułam ukłucie winy. Przecież wiedziałam, jak bardzo przeżywa jego śmierć. Ale czy to znaczy, że mam rezygnować ze swojego życia?
Tego dnia poszliśmy wszyscy razem na spacer brzegiem morza. Mama szła obok Zosi i opowiadała jej historie ze swojego dzieciństwa. Tomek szedł kilka kroków za nami i patrzył w dal.
Wieczorem usiedliśmy razem przy stole. Atmosfera była napięta.
– Musimy porozmawiać – powiedział nagle Tomek.
Mama spojrzała na niego nieufnie.
– Ania musi mieć prawo decydować o swoim życiu – zaczął spokojnie. – Rozumiem, że pani jest samotna po śmierci męża… Ale my też potrzebujemy czasu dla siebie.
Mama spuściła głowę.
– Nie chciałam wam przeszkadzać…
– Mamo… – zaczęłam niepewnie – Kocham cię i chcę ci pomagać. Ale muszę też dbać o swoją rodzinę…
Zapanowała cisza. Zosia przytuliła się do mnie mocno.
Następnego dnia mama spakowała swoje rzeczy.
– Może rzeczywiście powinnam wrócić do domu… – powiedziała cicho.
Pożegnałyśmy się na dworcu autobusowym w Gdyni. Mama płakała, ja też nie mogłam powstrzymać łez.
Kiedy wróciliśmy do pensjonatu, poczułam ulgę… ale też pustkę. Tomek objął mnie ramieniem.
– Dziękuję ci – szepnął.
Zosia zapytała:
– Mamo, babcia już nigdy do nas nie przyjedzie?
Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że znajdę sposób, by pogodzić miłość do mamy z troską o własną rodzinę.
Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą córką i dobrą żoną jednocześnie? Czy zawsze trzeba wybierać? Jak wy radzicie sobie z takimi konfliktami?