„Nie jestem twoją służącą!” – Historia o tym, jak z pozornej codzienności rodzi się burza

– Może byś w końcu sam zrobił sobie kolację, Marek? – rzuciłam, starając się, by mój głos nie drżał. Siedział przy stole, wpatrzony w ekran telefonu, nawet nie podniósł wzroku. Przez chwilę miałam nadzieję, że udaje, że nie słyszy. Ale po sekundzie odłożył widelec z takim hukiem, że aż podskoczyłam.

– Co ty znowu wymyślasz, Anka? – burknął. – Przecież zawsze gotowałaś.

Zawsze. To słowo uderzyło mnie jak policzek. Zawsze gotowałam, prałam, sprzątałam. Zawsze byłam tą „ogarniętą”, tą „zaradną”, tą „matką Polką”. Nawet kiedy wracałam z pracy później niż on. Nawet kiedy miałam gorączkę. Nawet kiedy płakałam w łazience, żeby nikt nie słyszał.

W tamtej chwili coś we mnie pękło. Może to była ta rozmowa z mamą przez telefon, kiedy powiedziała: „No ale przecież Marek ciężko pracuje, musisz mu stworzyć dom”. Może to była rozmowa z szefową, która rzuciła: „Anka, ty zawsze wszystko ogarniesz”. Może to był ten dzień, kiedy syn przyszedł do mnie z pytaniem: „Mamo, a czemu tata nigdy nie robi obiadu?”

– Nie będę już gotować za nas oboje – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Od dziś każdy dba o siebie.

Marek spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył obcą osobę. Przez chwilę milczał, a potem wybuchnął śmiechem.

– Dobre sobie! A kto niby będzie dbał o dzieci? Kto zrobi zakupy? Kto posprząta? Ty się chyba naoglądałaś tych swoich feministycznych głupot!

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ale nie pozwoliłam im popłynąć. Nie tym razem.

– Dzieci są nasze wspólne – odpowiedziałam. – Możesz zrobić zakupy. Możesz ugotować obiad. Możesz posprzątać. Ja już nie dam rady robić wszystkiego sama.

Wstałam od stołu i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i próbowałam uspokoić oddech. W głowie huczały mi słowa mamy, teściowej, koleżanek z pracy. „Facet to dziecko – trzeba mu wszystko podać pod nos”. „Jak nie będziesz dbać o dom, to cię zostawi”. „Nie przesadzaj, każda kobieta tak ma”.

Ale ja już nie chciałam być tą kobietą.

Następnego dnia Marek wrócił późno z pracy. W kuchni panował bałagan – sterta brudnych naczyń piętrzyła się w zlewie, dzieci jadły kanapki z serem i ogórkiem. Zignorowałam jego spojrzenie pełne pretensji.

– Co na obiad? – zapytał.

– Nie wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ja już jadłam.

Przez kilka dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Marek chodził obrażony, dzieci patrzyły na mnie pytająco. Teściowa zadzwoniła z pretensjami:

– Aniu, co ty wyprawiasz? Marek mówił, że nie ma obiadu! Przecież on tyle pracuje!

– Ja też pracuję – odpowiedziałam cicho.

– Ale to kobieta powinna dbać o dom!

Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy w życiu nie tłumaczyłam się nikomu.

Wieczorem usiadłam na kanapie i patrzyłam na swoje dłonie – popękane od mycia naczyń, sprzątania, prania. Przypomniałam sobie czasy studiów, kiedy marzyłam o podróżach, o pisaniu książek. Gdzieś po drodze zgubiłam siebie.

Marek próbował mnie przekonać do powrotu do „normalności”.

– Anka, przecież to bez sensu! Dzieci są głodne, ja jestem zmęczony…

– Ja też jestem zmęczona – przerwałam mu.

Zaczął krzyczeć. Że jestem egoistką. Że rozbijam rodzinę. Że dzieci będą cierpieć przez moje fanaberie.

Wtedy starsza córka weszła do pokoju i powiedziała cicho:

– Mamo… mogę ci pomóc zrobić kolację?

Popatrzyłam na nią ze łzami w oczach.

– Możesz – wyszeptałam.

Robiłyśmy razem kanapki i rozmawiałyśmy o szkole, o jej marzeniach. Poczułam coś dziwnego – ulgę i smutek jednocześnie.

Marek przez kilka dni próbował różnych strategii: obrażania się, krzyków, cichych dni. W końcu zaczął sam gotować sobie obiady – nieporadnie, ale jednak. Dzieci zaczęły pomagać w domu. Z czasem atmosfera się oczyściła – choć nie było łatwo.

Pewnego dnia zadzwoniła mama:

– Aniu… może masz rację? Może za dużo od siebie wymagałyśmy…

Poczułam wtedy coś na kształt zwycięstwa – ale też ogromną pustkę po latach życia według cudzych oczekiwań.

Dziś wiem jedno: jeśli nie zawalczymy o siebie, nikt tego za nas nie zrobi. Czasem trzeba wywołać burzę, żeby wreszcie poczuć świeże powietrze.

Czy naprawdę musimy być zawsze silne i niezawodne? Czy ktoś kiedyś zapyta nas: „A czego ty chcesz?”