Kiedy serce stygnie: Niewypowiedziana podróż Zuzanny
— Zuzanna, czemu znowu siedzisz w kuchni po ciemku? — głos Pawła rozbrzmiał w półmroku, przerywając ciszę, która ostatnio była moim jedynym towarzyszem.
Nie odpowiedziałam od razu. Siedziałam przy stole, patrząc na swoje dłonie. Czułam, jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie kolory. Kiedyś śmialiśmy się tu razem z córką, Alicją, piekliśmy ciasta, rozmawialiśmy o wszystkim. Teraz nawet zapach kawy wydawał się obcy.
— Znowu nie śpisz? — Paweł podszedł bliżej. — Co się z tobą dzieje?
Chciałam mu odpowiedzieć, że nie wiem. Że od miesięcy czuję się jak cień samej siebie. Że miłość, którą kiedyś czułam do niego, do nas, powoli gasła, aż została tylko pustka. Ale nie umiałam tego ubrać w słowa. Zamiast tego wzruszyłam ramionami.
— Może powinnaś porozmawiać z kimś… — zaczął ostrożnie.
— Z kim? — przerwałam mu. — Z tobą? Przecież nawet nie zauważyłeś, kiedy przestałam się śmiać.
Widziałam ból w jego oczach. Próbował coś powiedzieć, ale tylko westchnął i wyszedł z kuchni. Zostałam sama z własnymi myślami i narastającym poczuciem winy.
Alicja wróciła późno ze szkoły. Rzuciła plecak w kąt i bez słowa zamknęła się w swoim pokoju. Kiedyś przychodziła do mnie z każdym problemem. Teraz miała własny świat, do którego nie miałam już klucza.
Wieczorem usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć ciszę. Paweł przysiadł się obok, ale między nami była niewidzialna ściana.
— Pamiętasz nasze pierwsze wakacje nad morzem? — zapytał nagle.
Pamiętałam. Słońce, wiatr we włosach, śmiech Alicji biegającej po plaży. Tamta Zuzanna była pełna życia i nadziei. Gdzie ona się podziała?
— Pamiętam — odpowiedziałam cicho.
— Co się z nami stało? — jego głos był pełen żalu.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy to ja się zmieniłam? Czy to życie nas zmieniło?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Marta.
— Zuza, musisz wyjść z domu. Spotkajmy się na kawę.
Nie miałam ochoty, ale poszłam. Siedziałyśmy w małej kawiarni na Mokotowie. Marta patrzyła na mnie uważnie.
— Co się dzieje? Wyglądasz jakbyś była gdzieś daleko.
— Bo jestem — odpowiedziałam szczerze. — Nie wiem już, kim jestem. Wszystko mi się wymyka z rąk.
Marta złapała mnie za rękę.
— Może czas pomyśleć o sobie? O tym, czego ty chcesz?
Zastanowiłam się nad tym długo w drodze do domu. Czego ja chcę? Czy jeszcze potrafię kochać Pawła? Czy potrafię być matką dla Alicji?
Wieczorem usłyszałam kłótnię za ścianą. Alicja krzyczała na Pawła:
— Nic nie rozumiesz! Mama jest nieszczęśliwa przez ciebie!
Zamarłam. Nie chciałam być powodem ich konfliktów. Weszłam do pokoju córki.
— Alicja…
Odwróciła się do mnie ze łzami w oczach.
— Mamo, czemu nie możesz być taka jak dawniej?
Przytuliłam ją mocno, choć sama czułam się pusta w środku.
— Staram się… naprawdę się staram — wyszeptałam.
Przez kolejne dni próbowałam wrócić do normalności. Gotowałam ulubione dania Alicji, rozmawiałam z Pawłem o pracy, ale wszystko było sztuczne. Jakbyśmy grali role w kiepskim przedstawieniu.
Pewnego wieczoru Paweł przyszedł do mnie z poważną miną.
— Zuza, musimy coś zmienić. Nie możemy tak żyć dalej.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach ten sam strach, który czułam ja sama.
— Może powinniśmy się rozstać? — zaproponował cicho.
To słowo zawisło między nami jak wyrok. Rozstać się? Po tylu latach?
Nie spałam całą noc. Myślałam o tym, jak bardzo się zmieniłam. Jak bardzo nasze życie stało się puste. Rano podjęliśmy decyzję: damy sobie czas osobno.
Alicja płakała przez kilka dni. Ja też płakałam — po cichu, żeby nikt nie widział.
Mijały tygodnie. Powoli zaczęłam odzyskiwać siebie. Chodziłam na spacery po Łazienkach, zaczęłam malować obrazy — coś, co zawsze chciałam robić, ale nigdy nie miałam odwagi.
Paweł dzwonił czasem, pytając o Alicję. Rozmawialiśmy spokojnie, bez pretensji. Zrozumieliśmy oboje, że czasem miłość nie wystarcza, by być razem.
Alicja powoli zaakceptowała nową sytuację. Zaczęłyśmy spędzać więcej czasu razem — już nie jako rodzina w pełnym składzie, ale jako dwie kobiety uczące się siebie na nowo.
Czasem myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy można było uratować naszą miłość? Czy to ja zawiodłam? A może po prostu tak miało być?
Może czasem serce stygnie nie dlatego, że ktoś zawinił… tylko dlatego, że życie płynie dalej i zabiera ze sobą kolory dawnych uczuć. Czy wy też kiedyś poczuliście ten chłód w sercu? Jak sobie z nim poradziliście?