Gdzie ukryła się miłość? Historia Kingi, która szukała szczęścia w świecie pełnym oczekiwań

– Kinga, nie możesz być taka wybredna! – głos mamy przeszył ciszę kuchni, w której siedziałyśmy naprzeciwko siebie. W jej oczach widziałam zmęczenie, które znałam od dziecka. Znowu wróciła z pracy późno, znowu była zła, że nie mam chłopaka, że nie mam planu na życie. Ale czy to naprawdę takie proste?

Patrzyłam na nią, na jej dłonie popękane od pracy w sklepie spożywczym, na zmarszczki wokół oczu. Była piękna, ale życie ją złamało. Wychowywała mnie sama, odkąd ojciec odszedł do innej kobiety. Zawsze powtarzała: „Nie licz na nikogo, licz na siebie”. I ja tak robiłam. Ale czy to wystarczyło?

W szkole byłam tą dziewczyną, która zawsze miała uśmiech na twarzy. Wokół mnie kręciło się wielu chłopaków – Bartek z klasy matematycznej, który pisał mi wiersze na Messengerze; Michał z sąsiedztwa, który przynosił mi czekoladki po lekcjach; nawet Kuba z trzeciej klasy technikum, który zapraszał mnie na mecze piłki nożnej. Ale ja… ja zawsze czułam, że to nie to. Że zasługuję na coś więcej. Może dlatego, że widziałam mamę – jak bardzo cierpiała przez mężczyznę, który ją zostawił. Przysięgłam sobie: nigdy nie będę taka jak ona.

Z czasem wymagania rosły. Chciałam kogoś, kto będzie miał ambicje, kto będzie mnie rozumiał bez słów, kto nie będzie bał się mojej niezależności. Chciałam kogoś, kto pokocha mnie całą – z moimi marzeniami i lękami. Ale im bardziej szukałam, tym bardziej czułam się samotna.

Pamiętam jedną noc, kiedy wróciłam z imprezy u Oli. Siedziałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Wszyscy moi znajomi byli już w związkach – wrzucali zdjęcia na Instagramie, planowali wspólne wakacje nad Bałtykiem. A ja? Ja miałam tylko siebie i mamę. Czułam się jakby świat biegł do przodu beze mnie.

– Kinga, może powinnaś dać szansę Bartkowi? – zapytała mama pewnego wieczoru, kiedy gotowałyśmy razem pierogi.

– Mamo, on nie jest dla mnie. Nie rozumie mnie – odpowiedziałam cicho.

– A może ty sama siebie nie rozumiesz? – rzuciła gorzko.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Czy naprawdę nie wiedziałam, czego chcę? Czy moje wymagania były zbyt wysokie? Czy bałam się bliskości?

W pracy w kawiarni codziennie obserwowałam ludzi – pary trzymające się za ręce, starszych panów kupujących ciastka dla żon, młode dziewczyny śmiejące się z chłopakami przy stolikach. Czułam ukłucie zazdrości i żalu. Przecież ja też chciałam kochać i być kochaną.

Pewnego dnia do kawiarni wszedł Marek – nowy nauczyciel angielskiego w naszej szkole. Był inny niż wszyscy. Miał ciepły uśmiech i patrzył na mnie tak, jakby widział we mnie coś więcej niż tylko dziewczynę za ladą. Zaczęliśmy rozmawiać – najpierw o książkach, potem o życiu. Zaprosił mnie na spacer po parku.

Serce biło mi szybciej niż zwykle. Po raz pierwszy od dawna poczułam coś prawdziwego – nadzieję? Strach? Sama nie wiem. Marek był inteligentny, zabawny i… miał swoje tajemnice. Z czasem odkryłam, że jest po rozwodzie i ma małą córeczkę. To mnie przeraziło.

– Kinga, nie musisz się bać – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy na ławce pod blokiem.

– Boję się… że nie będę wystarczająca – wyszeptałam.

– Jesteś dokładnie taka, jaka powinnaś być – odpowiedział spokojnie.

Ale ja nie wierzyłam w te słowa. W głowie słyszałam głos mamy: „Nie licz na nikogo”. Zaczęłam się wycofywać. Marek dzwonił coraz rzadziej, aż w końcu przestał całkiem.

Wróciłam do swojego świata – pracy, nauki i opieki nad mamą. Czułam się pusta. Zazdrościłam koleżankom ich prostych historii miłosnych, ich pewności siebie. Ja miałam tylko swoje lęki i wymagania.

Któregoś dnia mama zachorowała poważniej niż zwykle. Spędzałyśmy razem długie wieczory przy herbacie i rozmowach o życiu. Wtedy powiedziała mi coś, co zapamiętam do końca życia:

– Kinga… ja też kiedyś miałam marzenia. Ale bałam się ryzykować. Nie popełnij mojego błędu.

Te słowa przewróciły mój świat do góry nogami. Może to ja byłam winna temu, że miłość mnie omijała? Może to nie świat był zły, tylko ja zamknęłam się na uczucia?

Minęło kilka miesięcy. Marek pojawił się ponownie w kawiarni. Uśmiechnął się do mnie nieśmiało.

– Cześć Kinga…

Nie wiedziałam co powiedzieć. Serce waliło mi jak oszalałe.

– Przepraszam… za wszystko – wyszeptałam.

On tylko pokiwał głową i zamówił kawę.

Czy jeszcze potrafię kochać? Czy pozwolę sobie na szczęście? Czy naprawdę trzeba mieć wszystko pod kontrolą?

Czasem myślę: gdzie ukryła się moja miłość? Może cały czas była tuż obok… tylko ja jej nie widziałam?