„Kiedy moja córka poprosiła o pomoc – Tydzień, który zmienił wszystko”

– Mamo, musisz przyjechać. Ja już nie daję rady – głos Kasi drżał, kiedy zadzwoniła w środowy wieczór. Siedziałam wtedy przy kuchennym stole, z kubkiem herbaty, patrząc przez okno na szarzejące niebo. W jej głosie było coś, czego nie słyszałam od lat – bezradność.

Nie pytałam o szczegóły. Spakowałam się jeszcze tego samego wieczoru i następnego dnia rano stałam już pod jej blokiem na warszawskim Ursynowie. Drzwi otworzyła mi wnuczka, Zosia, z rozczochranymi włosami i śladami łez na policzkach. Kasia wyglądała na wyczerpaną – cienie pod oczami, włosy związane w niedbały kok, dres zamiast eleganckiej sukienki, którą zwykle nosiła do pracy.

– Cześć, mamo – powiedziała cicho i przytuliła mnie mocno, jakby bała się, że zaraz zniknę.

Już pierwszego dnia poczułam, że atmosfera w mieszkaniu jest napięta jak struna. Zosia była rozdrażniona, płaczliwa, a Kasia chodziła po domu jak cień. Wieczorem usiadłyśmy razem w kuchni.

– Co się dzieje? – zapytałam delikatnie.

Kasia spuściła wzrok. – Tomek… odszedł. Dwa tygodnie temu. Nie mówiłam ci, bo… sama nie wiedziałam, co robić.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Tomek był jej mężem od ośmiu lat, zawsze wydawał się odpowiedzialny i troskliwy.

– Dlaczego? – zapytałam w końcu.

– Powiedział, że już nie daje rady. Że go wszystko przytłacza. Że nie tak wyobrażał sobie życie rodzinne…

Przez następne dni próbowałam być wsparciem dla Kasi i Zosi. Rano szykowałam śniadania, odprowadzałam wnuczkę do przedszkola, sprzątałam mieszkanie. Kasia wracała z pracy coraz później, zamykała się w łazience i długo nie wychodziła. Wieczorami słyszałam jej cichy płacz przez cienką ścianę.

W piątek Zosia dostała gorączki. Kasia była na ważnym spotkaniu, więc to ja pobiegłam z wnuczką do przychodni. W poczekalni Zosia wtuliła się we mnie i szepnęła:

– Babciu… czy mama mnie jeszcze kocha?

Serce mi pękło. Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że muszę porozmawiać z Kasią.

Wieczorem usiadłyśmy razem na kanapie.

– Kasiu… Zosia bardzo cię potrzebuje. Wiem, że jest ci ciężko, ale ona czuje się zagubiona.

Kasia wybuchła płaczem.

– Ja nie wiem, jak być dobrą matką! Ty zawsze dawałaś radę…

Poczułam ukłucie żalu – bo przecież nie zawsze dawałam radę. Przypomniały mi się lata 90., kiedy sama zostałam z Kasią po odejściu jej ojca. Też płakałam nocami do poduszki i udawałam przed dzieckiem, że wszystko jest w porządku.

– Kasiu… ja też się bałam. Też miałam chwile zwątpienia. Ale zawsze miałyśmy siebie.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Nigdy mi o tym nie mówiłaś.

Zrozumiałam wtedy, jak wiele rzeczy przemilczałyśmy przez lata. Jak bardzo chciałyśmy być silne dla siebie nawzajem, zamiast pozwolić sobie na słabość.

W sobotę rano zadzwonił Tomek. Chciał zobaczyć się z Zosią. Kasia nie chciała się zgodzić – bała się kolejnego rozczarowania dla córki. Po długiej rozmowie przekonałam ją, żeby pozwoliła Tomkowi przyjść.

Kiedy wszedł do mieszkania, Zosia rzuciła mu się na szyję i zaczęła płakać. Tomek wyglądał na skruszonego, ale też zagubionego.

– Przepraszam… Nie umiałem sobie poradzić – powiedział cicho do Kasi.

Patrzyłam na nich i widziałam siebie sprzed lat – młodą kobietę i mężczyznę, którzy pogubili się w codzienności.

Wieczorem Kasia przyszła do mojego pokoju.

– Mamo… czy ty kiedyś żałowałaś swoich decyzji?

Zamyśliłam się na chwilę.

– Czasem tak. Ale zawsze wiedziałam jedno: rodzina to nie jest coś oczywistego. O nią trzeba walczyć każdego dnia.

Ostatniego dnia mojego pobytu usiadłyśmy razem przy stole – ja, Kasia i Zosia. Po raz pierwszy od dawna rozmawiałyśmy szczerze o wszystkim: o lękach, o samotności, o tym, jak trudno czasem być matką i córką jednocześnie.

Kiedy wychodziłam z mieszkania, Zosia przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Babciu, wrócisz jeszcze?

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Teraz często wracam myślami do tego tygodnia. Czy gdybyśmy wcześniej rozmawiały szczerze o naszych słabościach i lękach, byłoby nam łatwiej? Dlaczego tak trudno przyznać się do bezradności przed najbliższymi?