Suknia, której nie chciałam oddać

— Nie masz nic przeciwko, żebym założyła twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda — zaśmiała się Marta, patrząc na mnie z tym swoim błyskiem w oku, który zawsze zwiastował kłopoty. Stałam w progu sypialni, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

— Myślę, że to właśnie to. Najlepsze ze wszystkiego, co przymierzałaś — powiedziała Janina, moja mama, wpatrując się krytycznie w Martę. — Twoja przyjaciółka ma rację. Suknia pasuje na ciebie idealnie. Wystarczy skrócić dół i dopasować talię.

Patrzyłam na Martę, jak obraca się przed lustrem w mojej sukni ślubnej. Białej, koronkowej, z delikatnym trenem. Sukni, którą wybrałam z mamą pięć lat temu, kiedy jeszcze wierzyłam, że życie jest proste, a miłość wieczna. Sukni, którą miałam na sobie tylko raz — w dniu, który miał być najpiękniejszy w moim życiu, a okazał się początkiem końca.

— Nie wiem… — zaczęłam niepewnie. — To jednak moja suknia…

Marta przewróciła oczami i uśmiechnęła się szeroko.

— Ale przecież już jej nie potrzebujesz! — powiedziała z przesadną lekkością. — Po co ma wisieć w szafie? Ja ją wykorzystam. I będziesz miała powód, żeby przyjść na mój ślub!

Zacisnęłam palce na uchwycie kubka. Nie chciałam patrzeć na Martę w tej sukni. Nie chciałam widzieć jej szczęśliwej twarzy odbijającej się w lustrze. Przypomniałam sobie własne odbicie sprzed lat — pełne nadziei i miłości do Michała. A potem wszystko się rozpadło.

— Mamo… — szepnęłam bezradnie.

Janina spojrzała na mnie z troską, ale jej wzrok był twardy.

— To tylko rzecz, Zosiu. Nie warto się przywiązywać do rzeczy — powiedziała cicho.

Ale dla mnie to nie była tylko rzecz. To była ostatnia pamiątka po tamtym życiu. Po życiu, które skończyło się nagle, kiedy Michał odszedł do innej kobiety. Po rozwodzie zostały mi tylko zdjęcia i ta suknia.

Marta zdjęła welon i rzuciła go na łóżko.

— Zosiu, proszę cię… Jesteśmy przyjaciółkami od podstawówki! Pamiętasz, jak obiecałyśmy sobie, że będziemy świadkować na swoich ślubach? Ty już miałaś swój dzień… Teraz czas na mnie.

Poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Marta zawsze dostawała to, czego chciała. Była piękna, przebojowa, wszyscy ją lubili. Ja byłam tą cichą, rozsądną Zosią od pomagania innym i słuchania cudzych problemów.

— Daj mi chwilę do namysłu — powiedziałam cicho i wyszłam z pokoju.

W kuchni usiadłam przy stole i spojrzałam przez okno na szare bloki mojego dzieciństwa. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio byłam naprawdę szczęśliwa. Może wtedy, gdy jeszcze wierzyłam Marcie bezgranicznie? Zawsze była blisko — nawet wtedy, gdy Michał odszedł. To ona trzymała mnie za rękę podczas rozprawy rozwodowej. To ona przynosiła lody i wino, kiedy płakałam po nocach.

Ale teraz… Teraz czułam się zdradzona przez własne wspomnienia.

Mama weszła do kuchni i usiadła naprzeciwko mnie.

— Zosiu…

— Mamo, czy ja jestem złą osobą? — zapytałam nagle. — Czy jestem egoistką?

Mama uśmiechnęła się smutno.

— Nie jesteś egoistką. Po prostu boisz się puścić przeszłość.

Zacisnęłam powieki. Może mama miała rację? Może powinnam pozwolić Marcie być szczęśliwą? Ale czy to znaczyło, że muszę oddać jej wszystko — nawet swoje wspomnienia?

Nagle usłyszałam podniesione głosy z sypialni.

— To nie jest twoja suknia! — krzyczała Marta do swojego narzeczonego przez telefon. — Przecież Zosia mi ją pożyczy! Tak? Tak?!

Wstałam gwałtownie i wróciłam do pokoju. Marta stała przy oknie z telefonem przy uchu i łzami w oczach.

— Co się stało? — zapytałam ostrożnie.

Marta spojrzała na mnie z rozpaczą.

— Bartek nie chce, żebym miała cudzą suknię… Mówi, że to przynosi pecha…

Poczułam ulgę i jednocześnie wstyd za tę ulgę.

— Może Bartek ma rację — powiedziałam cicho. — Może każda z nas powinna mieć swoją własną historię.

Marta otarła łzy i spojrzała na mnie z wyrzutem.

— Myślałam, że jesteś moją przyjaciółką…

Zamilkłyśmy obie. W powietrzu wisiało napięcie i coś jeszcze — coś niewypowiedzianego przez lata naszej przyjaźni.

— Marta… — zaczęłam niepewnie. — Czy ty… Czy ty byłaś z Michałem zanim się rozstaliśmy?

Marta zbladła i spuściła wzrok.

— Zosiu… To było raz… On był wtedy taki zagubiony… Ja też…

Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Wszystko nagle stało się jasne: jej wsparcie po rozwodzie, jej obecność przy mnie… To była pokuta czy wyrzuty sumienia?

Nie pamiętam, jak długo siedziałyśmy w milczeniu. W końcu Marta wyszła bez słowa, zostawiając suknię na łóżku.

Mama weszła do pokoju i objęła mnie ramieniem.

— Czasem trzeba pozwolić odejść nie tylko ludziom, ale też wspomnieniom — powiedziała cicho.

Patrzyłam na suknię ślubną leżącą samotnie na łóżku i zastanawiałam się: czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy wybaczenie jest możliwe nawet wtedy, gdy boli najbardziej?

Może czasem trzeba pozwolić sobie na smutek i żal, żeby zrobić miejsce na coś nowego. Ale czy ja potrafię puścić przeszłość? Czy wy potrafilibyście wybaczyć taką zdradę?