Przypadkowy bukiet i zwrot losu: Historia Weroniki z Wałbrzycha
— Kto tam? — zapytałam niechętnie, czując, jak serce bije mi szybciej. W Wałbrzychu nieczęsto ktoś puka do moich drzwi, zwłaszcza wieczorem. Przez wizjer zobaczyłam młodego mężczyznę z ogromnym bukietem kwiatów. Wyglądał na zmieszanego, może nawet trochę przestraszonego. — Przepraszam, czy to mieszkanie pani Anny Kowalskiej? — zapytał, gdy uchyliłam drzwi na łańcuchu. Pokręciłam głową. — Nie, tu mieszka Weronika Nowak. — Ojej… Przepraszam najmocniej. To chyba pomyłka. — W jego głosie usłyszałam ulgę i rozczarowanie jednocześnie. — Ale… może pani przyjmie te kwiaty? I tak już nie znajdę tej Anny dzisiaj.
Patrzyłam na niego przez chwilę, wahając się. W końcu otworzyłam drzwi szerzej i przyjęłam bukiet. Pachniał intensywnie, aż zakręciło mi się w głowie. — Dziękuję… — powiedziałam cicho, a on skinął głową i szybko odszedł.
Zamknęłam drzwi i przez chwilę stałam w przedpokoju, trzymając w ramionach ten przypadkowy prezent. W moim życiu od dawna nie było niczego pięknego ani niespodziewanego. Mieszkałam sama od dwóch lat, odkąd rozstałam się z Pawłem. Rodzina przestała się do mnie odzywać po tym, jak odmówiłam przejęcia rodzinnego sklepu spożywczego po ojcu. Mama powtarzała: „Weronika, nie bądź egoistką! Rodzina jest najważniejsza!” Ale ja chciałam czegoś więcej niż utknąć za ladą do końca życia.
Usiadłam na kanapie, wpatrując się w kwiaty. Zastanawiałam się, kim była ta Anna Kowalska i dlaczego ktoś chciał jej wręczyć taki bukiet. Może miała urodziny? Może ktoś ją kochał? Poczułam ukłucie zazdrości i smutku.
Następnego dnia zadzwoniła mama. — Słyszałam, że byłaś widziana z jakimś mężczyzną pod blokiem — zaczęła bez przywitania. — Mamo, to był kurier z kwiatami, pomylił adres — odpowiedziałam zirytowana. — No tak, zawsze masz wymówkę. Może w końcu znajdziesz sobie kogoś porządnego? Nie możesz całe życie być sama! — westchnęła ciężko.
Zacisnęłam pięści. Od lat słyszałam te same słowa. Rodzina nigdy nie rozumiała moich wyborów. Chciałam być niezależna, ale samotność czasem bolała bardziej niż przyznawałam się przed sobą.
Wieczorem zadzwonił domofon. — Przepraszam, czy mogę wejść na chwilę? To ja, ten od kwiatów — usłyszałam znajomy głos. Otworzyłam drzwi z ciekawości i lekkim niepokojem.
— Jeszcze raz przepraszam za wczoraj. Chciałem tylko upewnić się, że wszystko w porządku… i że kwiaty nie sprawiły kłopotu — powiedział nieśmiało.
— Nie sprawiły — uśmiechnęłam się lekko. — Właściwie… dziękuję. Dawno nikt mi nie dał kwiatów.
Usiedliśmy w kuchni przy herbacie. Okazało się, że ma na imię Michał i właśnie przeprowadził się do Wałbrzycha z Poznania za pracą. Rozmawialiśmy długo o życiu, rodzinie i marzeniach. Poczułam coś dziwnego — jakby ten przypadkowy bukiet był znakiem od losu.
Przez kolejne tygodnie Michał coraz częściej wpadał do mnie na kawę lub spacer po parku. Zaczęliśmy się spotykać regularnie. Po raz pierwszy od dawna czułam się szczęśliwa i potrzebna.
Ale wtedy odezwała się rodzina. Mama zadzwoniła z płaczem: — Twój ojciec trafił do szpitala! Potrzebujemy cię! Sklep ledwo ciągnie! Weronika, błagam cię… wróć do nas choć na chwilę!
Wróciły stare lęki i poczucie winy. Michał widział moje rozdarcie. — Musisz zdecydować sama, czego chcesz od życia — powiedział spokojnie, patrząc mi prosto w oczy.
Pojechałam do rodziców do Świdnicy. Ojciec leżał blady na szpitalnym łóżku, mama płakała w kącie sali. Brat nawet nie spojrzał mi w oczy.
— Weronika… przepraszam za wszystko — wyszeptał ojciec słabym głosem. — Chciałem tylko twojego szczęścia… ale może nie umiałem go dać.
Zostałam z nimi kilka dni, pomagając w sklepie i opiekując się ojcem. Czułam jednak, że nie mogę już wrócić do dawnego życia. Michał dzwonił codziennie, wspierał mnie słowami i żartami.
W końcu podjęłam decyzję: wracam do Wałbrzycha i próbuję żyć po swojemu, choćby rodzina tego nie rozumiała.
— Mamo, kocham was, ale muszę żyć własnym życiem — powiedziałam stanowczo przed wyjazdem.
Wróciłam do pustego mieszkania i poczułam ulgę zmieszaną ze strachem. Michał czekał na mnie pod blokiem z kolejnym bukietem kwiatów.
— Czasem przypadek zmienia wszystko — powiedział cicho.
Dziś wiem, że tamten przypadkowy bukiet był początkiem nowego rozdziału mojego życia. Czy los naprawdę istnieje? A może to my sami musimy znaleźć odwagę, by go odmienić?