Miłość, która dzieli: Opowieść o rodzinnych ranach

– Znowu jej dałaś więcej! – głos mojej córki, Magdy, przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, krojąc jabłka na szarlotkę, gdy usłyszałam te słowa. Zamarłam. Wiedziałam, że chodzi o Kasię, moją wnuczkę.

– Magda, przecież to tylko kawałek ciasta… – próbowałam tłumaczyć, ale ona już była w furii.

– Zawsze ją faworyzujesz! Nigdy nie widzisz, jak bardzo krzywdzisz Olę! – krzyczała, a jej oczy płonęły gniewem.

Ola stała w progu. Miała spuszczoną głowę i bawiła się rękawem swetra. Kasia natomiast patrzyła na mnie z wyrzutem. W tej chwili poczułam się jak oskarżona na ławie sądowej. Czy naprawdę byłam niesprawiedliwa? Czy moja miłość do Kasi była silniejsza niż do Oli? Przecież kochałam je obie…

Wróciłam myślami do dnia, kiedy Kasia przyszła na świat. Była wcześniakiem, walczyła o każdy oddech. Spędziłam wtedy tygodnie w szpitalu, modląc się o jej życie. Może dlatego zawsze czułam wobec niej szczególną troskę? Ale czy to znaczyło, że Ola była mniej ważna?

– Babciu, mogę wyjść na dwór? – zapytała cicho Ola.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

Kasia została ze mną w kuchni. Spojrzała na mnie poważnie.

– Babciu… mama mówi, że mnie bardziej kochasz. To prawda?

Zatkało mnie. Jak odpowiedzieć dziecku na takie pytanie? Przecież nie można ważyć miłości na szali.

– Kocham was obie tak samo – wyszeptałam, choć sama nie byłam pewna, czy to wystarczy.

Wieczorem Magda przyszła do mojego pokoju. Usiadła ciężko na łóżku.

– Mamo, nie rozumiesz… Ola czuje się gorsza. Ty zawsze bronisz Kasi, dajesz jej więcej uwagi. Nawet tata to widzi.

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Magda, nie chciałam…

– Ale tak jest! – przerwała mi gwałtownie. – Ja już nie wiem, co robić. Dziewczyny coraz częściej się kłócą. Kasia zamyka się w sobie, Ola płacze po nocach.

Poczułam ciężar winy. Czy naprawdę byłam ślepa? Czy przez lata nieświadomie podsycałam konflikt?

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kasią. Znalazłam ją w ogrodzie, siedziała pod jabłonią z książką.

– Kasiu…

Spojrzała na mnie nieufnie.

– Babciu, czy ja naprawdę jestem lepsza od Oli?

Zabolało mnie to pytanie.

– Nie ma lepszych ani gorszych. Jesteście inne, ale obie wyjątkowe.

Kasia wzruszyła ramionami.

– Mama mówi, że ty mnie zawsze bronisz. Że jak coś przeskrobię, to i tak mnie nie skarżysz.

Westchnęłam ciężko.

– Może czasem za bardzo cię chronię… Ale to dlatego, że pamiętam, jak walczyłaś o życie jako maleństwo. Bałam się o ciebie każdego dnia.

Kasia spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– A Ola? Ona też była chora?

Pokręciłam głową.

– Nie. Ale to nie znaczy, że mniej ją kocham.

Kasia milczała długo.

Wieczorem usłyszałam kłótnię dziewczynek. Ola płakała:

– Ty zawsze dostajesz wszystko! Babcia cię bardziej kocha!

Kasia krzyczała:

– To nieprawda! Po prostu jestem lepsza!

Serce mi pękało. Magda wbiegła do pokoju i zaczęła krzyczeć na obie. Mój zięć, Tomek, tylko bezradnie rozkładał ręce.

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy jeszcze da się naprawić te relacje?

Następnego dnia Magda oznajmiła:

– Mamo, zabieram dziewczynki do psychologa. Może ktoś z zewnątrz nam pomoże.

Przytaknęłam z ulgą. Może to był dobry krok?

Po kilku tygodniach sytuacja tylko się pogorszyła. Kasia zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Przestała rozmawiać ze mną i z matką. Ola stała się agresywna wobec siostry. Magda była wykończona nerwowo.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Tomka z Magdą:

– Może powinniśmy oddać Kasię pod opiekę twojej mamy na jakiś czas? Może rozłąka dobrze im zrobi?

Zamarłam. Oddać Kasię pod moją opiekę? Czy to byłoby rozwiązanie? A może tylko pogłębiłoby przepaść między dziewczynkami?

Przez kolejne dni myślałam o tym bez przerwy. W końcu zaprosiłam Magdę na poważną rozmowę.

– Córko… jeśli uważasz, że tak będzie lepiej dla wszystkich… mogę zaopiekować się Kasią przez jakiś czas. Ale musimy być pewne, że to nie ucieczka od problemu.

Magda spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Ja już nie mam siły…

Wzięłam Kasię do siebie na dwa miesiące. Na początku była szczęśliwa – spędzałyśmy razem czas, piekłyśmy ciasta, chodziłyśmy na spacery nad Wisłę. Ale szybko zaczęła tęsknić za domem i siostrą.

Pewnego wieczoru powiedziała:

– Babciu… ja chcę wrócić do domu. Bez Oli czuję się samotna.

Przytuliłam ją mocno.

– Kochanie… czasem trzeba przejść przez trudne chwile, żeby zrozumieć siebie i innych.

Po powrocie Kasi do domu sytuacja powoli zaczęła się poprawiać. Dziewczynki chodziły razem na terapię siostrzaną. Ja starałam się być bardziej uważna – dzielić czas i uwagę sprawiedliwie.

Ale blizny pozostały. Do dziś boję się, że jeden nieprzemyślany gest może wszystko zniszczyć.

Czasem patrzę na moje wnuczki i zastanawiam się: czy można naprawdę kochać wszystkich tak samo? Czy rodzinna miłość zawsze musi ranić jednych kosztem drugich?