Drzwi, których nie otworzysz: opowieść o miłości, zdradzie i spadku
Już miałam gasić światło, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Serce zabiło mi szybciej – była prawie północ, a ja nie spodziewałam się nikogo. Narzuciłam szlafrok i powoli podeszłam do drzwi. Przez judasza zobaczyłam znajomą sylwetkę. Marek. Mój były mąż. Przez chwilę miałam ochotę udawać, że mnie nie ma, ale on zapukał jeszcze raz, mocniej.
— Ty? — wyszeptałam, otwierając drzwi na łańcuch. — Czego chcesz?
Marek spojrzał na mnie z tym swoim wymuszonym uśmiechem, który kiedyś tak mnie denerwował.
— Musimy porozmawiać. Wpuścisz mnie? W końcu to mój dom tak samo jak twój — powiedział cicho.
Zacisnęłam dłonie na szlafroku. Od rozwodu minęły dwa lata, a ja wciąż nie mogłam pogodzić się z tym, jak łatwo Marek potrafił wracać do miejsc, które zranił swoim odejściem. Ale coś w jego głosie sprawiło, że odsunęłam łańcuch i wpuściłam go do środka.
Wszedł powoli, rozglądając się po salonie. Wszystko wyglądało inaczej niż wtedy, gdy tu mieszkał. Nowe zasłony, inne zdjęcia na ścianach. Tylko stary zegar po babci wciąż tykał tym samym rytmem.
— Czego chcesz? — powtórzyłam ostrzej.
Usiadł na brzegu kanapy i przez chwilę milczał. W końcu wyjął z kieszeni kopertę.
— Dostałem list od notariusza. Twój ojciec… zostawił testament. Dom jest nasz — powiedział cicho.
Zamarłam. Ojciec zmarł miesiąc temu, a ja wciąż nie mogłam się z tym pogodzić. Ale testament? Dom? Przecież Marek nie miał prawa…
— To niemożliwe — szepnęłam. — Po rozwodzie wszystko miało być jasne.
Marek spojrzał na mnie z bólem.
— Twój ojciec nigdy nie zmienił testamentu. Wciąż jesteśmy współwłaścicielami tego domu.
Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez tyle lat ten dom był moją ostoją. Tu przeżyliśmy najpiękniejsze chwile naszego małżeństwa i tu wszystko się skończyło. Teraz miałam dzielić go z człowiekiem, który mnie zdradził?
— Nie możesz tu zostać — powiedziałam stanowczo.
Marek spuścił głowę.
— Nie chcę tu mieszkać. Ale musimy to załatwić… razem. To był dom twojego ojca. I mój przez tyle lat…
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze — żal? Skruchę?
— Dlaczego właściwie przyszedłeś? — zapytałam cicho.
Westchnął ciężko.
— Bo nie chcę wojny. Wiem, jak bardzo ten dom dla ciebie znaczy. Ale ja też mam prawo…
Przerwałam mu gwałtownie:
— Prawo? Po tym wszystkim, co zrobiłeś?
Wstał i podszedł do okna.
— Wiem, że cię zraniłem. Żałuję tego każdego dnia. Ale nie mogę cofnąć czasu.
Poczułam łzy pod powiekami. Przypomniałam sobie tamten dzień, gdy dowiedziałam się o jego zdradzie. O tym, jak wróciłam do domu i zobaczyłam walizkę w przedpokoju. Ostatni raz płakałam wtedy tak mocno.
— To nie jest sprawiedliwe — wyszeptałam.
Marek odwrócił się powoli.
— Może nie jest. Ale życie rzadko bywa sprawiedliwe.
Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: ślub w małym kościele na Pradze, pierwsze wspólne święta, kłótnie o drobiazgi… I ta noc, gdy wszystko się rozpadło.
— Co zamierzasz zrobić? — zapytałam w końcu.
Marek wzruszył ramionami.
— Chciałem ci to powiedzieć osobiście. Nie chcę sądu ani awantur. Może uda nam się jakoś dogadać…
Zaśmiałam się gorzko.
— Dogadać? Po tym wszystkim?
Spojrzał na mnie błagalnie.
— Proszę cię, Aniu…
To jedno słowo — moje imię — zabrzmiało jak prośba o przebaczenie. Ale czy można wybaczyć zdradę? Czy można zapomnieć te wszystkie noce spędzone samotnie?
Wstałam i podeszłam do drzwi.
— Muszę się przejść — powiedziałam szorstko.
Wyszłam na klatkę schodową i usiadłam na zimnych schodach. Próbowałam zebrać myśli. Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję: walczyć o dom czy spróbować się dogadać? A może sprzedać wszystko i zacząć od nowa?
Nagle przypomniałam sobie słowa ojca: „Dom to nie tylko mury, to ludzie i wspomnienia”. Czy mogłam pozwolić Markowi wrócić do mojego życia choćby na chwilę?
Po kilku minutach wróciłam do mieszkania. Marek siedział w tym samym miejscu, patrząc w podłogę.
— Zostaw mi trochę czasu — powiedziałam cicho.
Skinął głową i bez słowa wyszedł.
Zostałam sama w pustym salonie. Spojrzałam na zdjęcie ojca stojące na komodzie i poczułam łzy na policzkach.
Czy można wybaczyć komuś tylko dlatego, że los zmusza cię do wspólnego rozwiązania problemu? Czy dom naprawdę może być nowym początkiem po tylu ranach?
Czasem zastanawiam się: ile drzwi w życiu pozostaje zamkniętych tylko dlatego, że boimy się je otworzyć? A może warto spróbować… choćby jeszcze raz?