Córka, której nie poznaję: Historia o miłości, lojalności i rozczarowaniu

– Gabriela, naprawdę nie możesz przyjechać? – mój głos drżał, choć starałem się brzmieć spokojnie.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałem tylko jej cichy oddech i szum telewizora w tle.

– Tato… – zaczęła niepewnie. – Michał nie chce, żebym jechała sama do Warszawy. Mamy plany na weekend.

Zamknąłem oczy. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jej śmiech, kiedy uczyłem ją jeździć na rowerze; jej łzy, gdy pierwszy raz złamała serce; nasze długie rozmowy przy kuchennym stole. Zawsze byliśmy blisko. Zawsze rozumiała mnie bez słów. A teraz…

– To moje sześćdziesiąte urodziny, Gabrysiu – powiedziałem cicho. – Cała rodzina będzie. Babcia specjalnie upiekła twoje ulubione ciasto z wiśniami.

– Wiem, tato, ale… Michał uważa, że powinniśmy spędzić ten czas razem. Ostatnio dużo pracuje i…

Przerwałem jej. – Gabriela, czy ty siebie słyszysz? Zawsze byłaś niezależna, a teraz…

– Tato! – jej głos nagle stał się ostry. – To mój mąż! Chcę być dobrą żoną.

Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale poczułem w gardle gulę. Rozłączyłem się bez słowa.

Oparłem się o ścianę w przedpokoju. Moja żona, Maria, patrzyła na mnie z troską.

– Nie przyjedzie? – spytała cicho.

Pokręciłem głową. – Michał nie pozwala.

Maria westchnęła ciężko. – Od kiedy ona pyta go o pozwolenie? Przecież zawsze była taka uparta…

Wiedziałem, że Maria ma rację. Gabriela była naszą jedyną córką, oczkiem w głowie. Po śmierci mojego ojca to ona trzymała mnie przy życiu, zmuszała do działania. Była moją dumą – skończyła prawo na UW, znalazła dobrą pracę w kancelarii. Zawsze powtarzałem: „Moja córka to lwica”.

A potem pojawił się Michał.

Poznaliśmy go na ślubie kuzynki. Przystojny, elokwentny, z dobrego domu z Poznania. Na początku wydawał się idealny: dżentelmen, zawsze uprzejmy. Ale z czasem zauważyliśmy z Marią drobne rzeczy: Gabriela coraz rzadziej dzwoniła, przestała przyjeżdżać na rodzinne obiady. Zawsze miała wymówkę: „Michał ma delegację”, „Michał źle się czuje”, „Michał chce odpocząć”.

Zaczęliśmy się martwić.

Pewnego dnia Maria zadzwoniła do niej niespodziewanie.

– Gabrysiu, może wyskoczymy na kawę?

– Mamo, nie mogę. Michał nie lubi, jak wychodzę sama po pracy.

Maria spojrzała na mnie wtedy z przerażeniem w oczach.

– Co on z nią robi? – szepnęła.

Nie wiedziałem. Ale czułem narastającą bezsilność.

W dniu moich urodzin dom był pełen ludzi: kuzyni, siostry, nawet sąsiedzi przyszli z życzeniami. Ale ja cały czas patrzyłem na drzwi, mając nadzieję, że zaraz usłyszę znajomy śmiech Gabrysi.

Nie przyszła.

Wieczorem zadzwoniłem do niej jeszcze raz.

– Cześć tato – odebrała po kilku sygnałach.

– Gabrysiu…

– Przepraszam, że nie mogłam być – powiedziała szybko. – Michał źle się poczuł po pracy i musiałam zostać w domu.

– Rozumiem – odpowiedziałem chłodno. – Ale wiesz… tęsknię za tobą.

Usłyszałem jej cichy szloch.

– Tato… ja też tęsknię. Ale nie mogę… Nie chcę cię martwić.

– Gabrysiu, czy on ci coś robi? – zapytałem nagle, sam zaskoczony własną odwagą.

Cisza była długa i ciężka jak ołów.

– Nie… On mnie kocha. Po prostu… chce mieć mnie blisko siebie.

Chciałem krzyczeć: „To nie jest miłość! To kontrola!” Ale wiedziałem, że jeśli zacznę ją oskarżać, tylko bardziej się odsunie.

Po tej rozmowie długo nie mogłem zasnąć. Przewracałem się z boku na bok, myśląc o tym, gdzie popełniłem błąd jako ojciec. Czy za bardzo ją rozpieszczałem? Czy za mało uczyłem asertywności?

Kilka tygodni później spotkałem Michała przypadkiem w centrum handlowym. Stał przy kasie z zakupami, a Gabriela szła krok za nim ze spuszczoną głową.

– Michał! – zawołałem.

Odwrócił się powoli i uśmiechnął chłodno.

– Dzień dobry, panie Andrzeju.

Gabriela spojrzała na mnie przelotnie i od razu spuściła wzrok.

– Gabrysiu, może wyskoczymy na kawę? – zaproponowałem spontanicznie.

Michał ścisnął jej ramię.

– Niestety spieszymy się do domu – powiedział stanowczo.

Poczułem narastającą złość i bezradność.

Po powrocie do domu opowiedziałem wszystko Marii. Zaczęliśmy się kłócić: ona chciała jechać do nich i „zrobić porządek”, ja uważałem, że musimy być cierpliwi i nie naciskać za mocno.

Wkrótce potem dostaliśmy zaproszenie na ich pierwszą rocznicę ślubu. Maria długo zastanawiała się nad prezentem – chciała kupić Gabrysi elegancką apaszkę, którą zawsze podziwiała w witrynie sklepu na Nowym Świecie. Ja wybrałem album ze zdjęciami z dzieciństwa Gabrysi.

Na miejscu atmosfera była napięta od samego początku. Michał był uprzejmy aż do przesady; Gabriela milcząca i spięta. Przy stole próbowałem żartować:

– Pamiętasz, jak uciekłaś z lekcji matematyki i schowałaś się u babci?

Gabriela uśmiechnęła się blado.

Michał spojrzał na nią surowo:

– Nie wiedziałem, że byłaś taka niesforna.

Gabriela zarumieniła się i spuściła wzrok.

Po kolacji poprosiłem ją na chwilę do kuchni.

– Gabrysiu… jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy… pamiętaj, że zawsze możesz do nas wrócić. Bez względu na wszystko.

Spojrzała mi prosto w oczy po raz pierwszy od miesięcy.

– Tato… ja naprawdę chcę być dobrą żoną. Może za bardzo się staram…

Objąłem ją mocno. Poczułem jak drży w moich ramionach.

– Córciu… bycie dobrą żoną nie oznacza rezygnacji z siebie.

Nie odpowiedziała nic więcej tego wieczoru.

Od tamtej pory widujemy się rzadko. Czasem pisze krótkiego SMS-a: „Wszystko ok”, „Praca”, „Nie mogę rozmawiać”. Maria płacze po nocach; ja udaję twardego, ale serce mi pęka za każdym razem, gdy widzę jej zdjęcie na półce w salonie.

Czasem zastanawiam się: czy to już koniec naszej relacji? Czy można jeszcze odzyskać córkę, która wybrała lojalność wobec męża ponad rodzinę? Czy miłość rodzica wystarczy, by przebić mur obojętności i kontroli?

A może to ja powinienem nauczyć się odpuszczać?

Czy ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak poradzić sobie z utratą bliskiej osoby, która wciąż żyje tuż obok?