Krzyk w środku nocy: Historia matki, która prawie straciła dziecko przez popularną zabawkę
– Magda, wstawaj! – głos Pawła rozdarł ciszę nocy jak nóż. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. W pokoju dzieci słychać było kaszel, a potem coś, co brzmiało jak dławienie się.
Wbiegłam do pokoju Kuby. Mój najmłodszy synek miał szeroko otwarte oczy, łapał powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Na podłodze leżał jego ulubiony gryzak – ten sam, który kupiłam tydzień wcześniej po przeczytaniu setek pozytywnych opinii w internecie. „Bezpieczny, polecany przez pediatrów” – pamiętam te słowa jakby były wyryte w mojej głowie.
– Kuba! Oddychaj, proszę! – krzyknęłam, chwytając go na ręce. Paweł już dzwonił po pogotowie, a ja próbowałam przypomnieć sobie instrukcje pierwszej pomocy. Przewróciłam Kubę na brzuch i zaczęłam delikatnie klepać go po plecach. Czułam, jak moje ręce drżą, a łzy same płyną po policzkach.
– Magda, spokojnie! – Paweł próbował mnie uspokoić, ale widziałam w jego oczach ten sam strach, który paraliżował mnie od środka.
W końcu Kuba wypluł kawałek silikonu. Zawyłam z ulgi i przytuliłam go mocno do siebie. Siedzieliśmy tak we trójkę na podłodze, czekając na karetkę. Starsze dzieci – Zosia i Michał – stały w drzwiach, przerażone i zapłakane.
Kiedy ratownicy zabrali Kubę do szpitala na obserwację, czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. W korytarzu szpitalnym Paweł objął mnie ramieniem.
– To nie twoja wina – powiedział cicho.
Ale ja wiedziałam swoje. To ja wybrałam ten gryzak. To ja ufałam reklamom i opiniom w internecie. To ja nie zauważyłam, że materiał zaczął się rozwarstwiać.
Wróciliśmy do domu nad ranem. Zosia i Michał nie spali – siedzieli przy stole w kuchni z babcią Haliną.
– Mamo, Kuba będzie żył? – zapytała Zosia przez łzy.
– Tak, kochanie. Już wszystko dobrze – odpowiedziałam, choć głos mi się łamał.
Babcia spojrzała na mnie surowo:
– Magda, mówiłam ci, żebyś nie kupowała tych wszystkich nowości z internetu. Za moich czasów dzieci bawiły się drewnianymi klockami i żyją.
Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że babcia ma dobre intencje, ale jej słowa bolały. Przecież chciałam tylko najlepiej dla swoich dzieci.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. Każdy dźwięk z pokoju dzieci budził we mnie panikę. Sprawdzałam Kubę co godzinę, dotykałam jego policzka, upewniałam się, że oddycha. Paweł próbował mnie przekonać, żebym poszła do psychologa.
– Magda, musisz odpocząć. Nie możesz ciągle żyć w strachu.
Ale jak miałam odpocząć? W głowie wciąż słyszałam ten dźwięk – dławienie się mojego dziecka.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie moja siostra Anka.
– Słyszałam o Kubie… Magda, musisz o tym opowiedzieć innym mamom. Może uratujesz komuś dziecko.
Nie chciałam wracać do tamtej nocy, ale wiedziałam, że Anka ma rację. Napisałam post na Facebooku i Instagramie. Opisałam wszystko ze szczegółami: jak wyglądał gryzak przed i po incydencie, jakie były objawy zakrztuszenia i co zrobiłam, żeby uratować Kubę.
Pod postem pojawiły się setki komentarzy. Jedne pełne wsparcia:
– Dziękuję za ostrzeżenie! – pisała Kasia z mojej klasy licealnej.
– Przeżyliśmy coś podobnego…
Inne pełne oskarżeń:
– Jak można być tak nieodpowiedzialną matką?
– Po co kupować chińskie badziewie?
Każdy komentarz wbijał się we mnie jak szpilka. Próbowałam tłumaczyć się sama przed sobą:
– Przecież sprawdzałam atesty…
– Przecież wszyscy to kupują…
Ale poczucie winy nie mijało.
Zaczęły się rodzinne kłótnie. Mama zadzwoniła do mnie następnego dnia:
– Magda, musisz bardziej uważać! Może powinnaś wrócić do pracy? Za dużo siedzisz w domu i czytasz te głupoty w internecie!
Poczułam się jak dziecko, które znowu zrobiło coś źle. Paweł próbował mnie bronić:
– Daj jej spokój! Każdemu mogło się to zdarzyć!
Ale mama nie dawała za wygraną:
– Kiedyś kobiety miały instynkt! Teraz tylko aplikacje i blogi parentingowe!
W końcu wybuchłam:
– Mamo! To nie jest kwestia instynktu! Chciałam dobrze! Chciałam być nowoczesną mamą!
Rozłączyłam się i rozpłakałam jak dziecko.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy w napięciu. Każda zabawka była sprawdzana dziesięć razy dziennie. Zosia zaczęła bać się zostawać sama w pokoju z Kubą.
– Mamo, a jeśli znowu coś mu się stanie?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Sama bałam się tego najbardziej na świecie.
W końcu zdecydowałam się pójść na spotkanie grupy wsparcia dla rodziców po traumatycznych przeżyciach. Siedziałam w kręgu z innymi matkami i ojcami, słuchałam ich historii: o zakrztuszeniach winogronem, o upadkach ze schodów, o gorącej herbacie rozlanej na dziecko.
Każdy z nas miał swoją ranę i swoje poczucie winy.
Po spotkaniu podeszła do mnie Basia – matka dwójki dzieci:
– Magda, nie jesteś sama. Każdy z nas popełnia błędy. Ważne, żeby wyciągać wnioski i ostrzegać innych.
Te słowa dały mi trochę otuchy.
Dziś Kuba ma już dwa lata. Jest zdrowy i pełen energii. Ale ja wciąż pamiętam tamtą noc – jej dźwięki i zapachy: pot na moich dłoniach, zimny pot na karku Kuby, światło latarki ratownika odbijające się od ścian pokoju dziecięcego.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi przeżyć taki strach?
A wy? Czy też mieliście momenty zwątpienia i poczucia winy jako rodzice? Jak sobie z tym radzicie?