Goście odeszli, a żal pozostał: Opowieść o rodzinnych ranach, które nie chcą się zagoić

— Mamo, co ty mówisz?! — mój głos odbił się echem od ścian kuchni, jeszcze pachnącej pieczonym schabem i kawą. Goście wyszli ledwie pół godziny temu, a ja już czułam, jakby cała ta rodzinna kolacja była tylko pretekstem do kolejnej awantury. Cisnęłam brudny talerz do zlewu tak mocno, że zadźwięczał o krawędź. — Jak mogę być niewdzięczna? Za co mam ci dziękować, chciałabym wiedzieć?

Mama stała przy stole, ścierając okruchy z obrusa. Jej twarz była napięta, oczy błyszczały od łez, których nie chciała pokazać. — Za to, że całe życie poświęciłam dla ciebie! Za to, że znosiłam twojego ojca dla dobra dzieci! Za to, że nigdy nie myślałam o sobie!

Poczułam, jak w gardle rośnie mi gula. Chciałam coś odpowiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w ustach. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu — dwie kobiety, które niby wszystko o sobie wiedzą, a jednak są sobie tak obce.

— Poświęciłaś się? — powtórzyłam cicho. — Mamo, ja nigdy cię o to nie prosiłam. Chciałam tylko, żebyś była szczęśliwa. Żebyś… żebyś mnie kochała taką, jaka jestem.

Mama odwróciła się do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szkle jak łzy. — Myślisz, że to było łatwe? Twój ojciec… — urwała i zacisnęła usta. — Nie masz pojęcia, ile razy chciałam odejść. Ale zostałam. Dla ciebie i twojego brata.

— A może zostałaś ze strachu? — zapytałam ostrożnie. — Może bałaś się samotności?

Wtedy mama wybuchła płaczem. — Nie rozumiesz nic! Wszystko dla was! Nawet siebie już nie pamiętam!

Stałam bezradna, patrząc na jej drżące ramiona. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory z dzieciństwa, kiedy słyszałam ich kłótnie przez cienką ścianę. Jak chowałam się pod kołdrą i udawałam, że śpię. Jak rano mama nakładała mi kanapki do szkoły i udawała, że wszystko jest w porządku.

— Mamo… — zaczęłam cicho. — Przepraszam. Nie chciałam cię zranić.

Otarła łzy rękawem swetra. — Zawsze byłam dla was niewidzialna. Nawet teraz… Goście przyszli, wszyscy się śmiali, a ja tylko patrzyłam na ciebie i myślałam: czy ona kiedyś zrozumie?

— Może nigdy nie zrozumiem — powiedziałam szczerze. — Ale próbuję. Naprawdę próbuję.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Mama wyciągnęła rękę i dotknęła mojej dłoni. Jej palce były zimne i szorstkie od pracy.

— Kinga… Ja nie umiem inaczej. Tak mnie wychowano. Moja matka też była twarda. Nigdy nie mówiła o uczuciach.

— Ale ja nie chcę tak żyć! — wybuchłam nagle. — Nie chcę powtarzać tych samych błędów! Chcę być inna dla moich dzieci!

Mama spojrzała na mnie z bólem w oczach. — Może ty będziesz potrafiła… Ja już nie umiem się zmienić.

Wtedy zadzwonił telefon. To był mój brat Michał. Zawsze dzwonił po rodzinnych spotkaniach, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku.

— Cześć, Kinga. Jak tam u was? Mama już się uspokoiła?

— Michał… — westchnęłam ciężko. — Nie wiem, czy kiedykolwiek się uspokoi.

— Daj jej czas. Ona naprawdę cię kocha, tylko nie umie tego okazać.

Po rozmowie długo siedziałam w kuchni wpatrzona w mokre szyby. Mama krzątała się po domu, zbierając resztki po kolacji. Czułam w powietrzu ciężar niewypowiedzianych słów.

Wieczorem usiadłyśmy razem przed telewizorem. W ciszy oglądałyśmy jakiś stary serial, ale żadna z nas nie zwracała uwagi na fabułę.

— Pamiętasz, jak byłam mała i chorowałam na ospę? — zapytałam nagle.

Mama uśmiechnęła się blado. — Całe noce przy tobie siedziałam.

— Wiem. I za to ci dziękuję.

Spojrzała na mnie zaskoczona. — Naprawdę?

— Tak… Tylko czasem mam wrażenie, że ty nigdy nie dziękujesz sobie za to wszystko.

Zamilkła na chwilę, a potem powiedziała cicho: — Może powinnam zacząć.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Myśli kotłowały mi się w głowie: o tym, jak bardzo jesteśmy do siebie podobne i jak bardzo chcemy być inne; o tym, ile ran nosimy w sobie po cichu; o tym, czy kiedyś uda nam się naprawdę wybaczyć przeszłość.

Czasem zastanawiam się: czy można nauczyć się kochać inaczej niż nas nauczono? Czy da się przerwać ten łańcuch rodzinnych żalów i zacząć od nowa? Może właśnie teraz jest ten moment.