Spotkałam Mężczyznę Bez Domu i Pracy — Czy Powinnam Zaryzykować Dla Miłości?

— Znowu wyjeżdżasz? — zapytałam, patrząc na spakowaną torbę leżącą przy drzwiach. W głosie miałam więcej żalu, niż chciałam pokazać.

Michał spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — Muszę, Aniu. Wiesz, że nie mogę zostawić chłopaków samych na dłużej.

Przez chwilę milczeliśmy. W powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa. W głowie miałam mętlik — cztery lata razem, a ja wciąż nie wiedziałam, czy to wszystko ma sens.

Poznałam Michała przypadkiem, w sklepie spożywczym na Pradze. Stał przede mną w kolejce z dwoma chłopcami, którzy nie mogli usiedzieć w miejscu. Był wtedy roztrzepany, trochę zagubiony, ale miał w sobie coś ciepłego. Uśmiechnął się do mnie przepraszająco, gdy młodszy z synów wywrócił koszyk z jabłkami. Pomogłam mu je pozbierać i tak zaczęła się nasza historia.

Na początku wszystko wydawało się proste. Spotykaliśmy się wieczorami, spacerowaliśmy po Warszawie, rozmawialiśmy godzinami o życiu, marzeniach i przeszłości. Michał był inny niż wszyscy mężczyźni, których znałam — szczery do bólu, czasem nieporadny, ale zawsze obecny myślami przy swoich dzieciach. Szybko dowiedziałam się, że jest samotnym ojcem. Jego żona odeszła kilka lat temu, zostawiając go z dwójką synów i długami.

Nie miał własnego mieszkania. Wynajmował pokój na obrzeżach miasta, często zmieniał adresy, bo nie było go stać na lepsze warunki. Pracował dorywczo — raz jako kierowca, raz na budowie, czasem pomagał znajomym przy remontach. Był zmęczony życiem, ale nigdy nie narzekał. Mówił tylko: „Jakoś damy radę”.

Z czasem zaczęłam czuć ciężar tej sytuacji. Moi rodzice nie akceptowali Michała. Mama powtarzała: „Aniu, zasługujesz na kogoś stabilnego. Jak on ma ci zapewnić przyszłość?” Tata milczał, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie. Przyjaciółki radziły mi zakończyć ten związek: „On cię tylko wykorzystuje!” — mówiła Magda. Ale ja wiedziałam, że to nieprawda.

Najgorsze były wieczory, kiedy Michał musiał wracać do swoich dzieci. Siedziałam wtedy sama w naszym mieszkaniu i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będziemy rodziną. Prosiłam go, żebyśmy zamieszkali razem. On zawsze odpowiadał: „Nie jestem gotowy. Nie chcę cię obciążać moimi problemami”.

Pewnego dnia przyszłam do niego bez zapowiedzi. Drzwi otworzył starszy syn Michała — Kuba. W środku panował chaos: brudne naczynia w zlewie, ubrania porozrzucane po podłodze, młodszy chłopiec płakał w kącie. Michał siedział przy stole z głową w dłoniach.

— Co się stało? — zapytałam cicho.

— Straciłem pracę — odpowiedział bez podnoszenia wzroku.

Usiadłam obok niego i objęłam go ramieniem. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam łzy w jego oczach.

— Przepraszam cię, Aniu. Nie chciałem cię w to wszystko wciągać.

— Ale ja chcę być częścią twojego życia — powiedziałam stanowczo.

Od tamtej pory zaczęliśmy częściej rozmawiać o przyszłości. Michał próbował znaleźć stałą pracę, ja pomagałam mu pisać CV i szukać ofert w internecie. Były dni pełne nadziei i takie, kiedy wszystko wydawało się bez sensu.

Najtrudniej było mi zaakceptować fakt, że nigdy nie będziemy mieli normalnej rodziny — takiej jak moi rodzice czy znajomi z pracy. Zawsze coś stawało nam na drodze: brak pieniędzy, choroba dziecka, kolejna przeprowadzka.

Pewnego wieczoru Michał przyszedł do mnie z butelką taniego wina i powiedział:

— Aniu, wiem, że zasługujesz na więcej. Jeśli chcesz odejść — zrozumiem.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim człowieka zmęczonego walką o każdy dzień, ale też kogoś, kto kocha bezwarunkowo.

— Nie chcę odchodzić — odpowiedziałam cicho. — Ale musisz mi pomóc budować coś razem.

Ustaliliśmy plan: Michał miał znaleźć stałą pracę i spróbować wynająć większe mieszkanie dla nas wszystkich. Ja obiecałam wspierać go na każdym kroku.

Minęły miesiące pełne wzlotów i upadków. Michał dostał pracę jako magazynier w dużej firmie logistycznej. Zaczęliśmy odkładać pieniądze na wspólne mieszkanie. Chłopcy powoli przyzwyczajali się do mojej obecności — Kuba nawet zaczął mówić do mnie „ciociu”.

Ale życie nie jest bajką. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:

— Aniu, twój tata miał zawał. Potrzebuję cię w domu.

Wróciłam do rodzinnego miasta na kilka tygodni. Michał został sam z chłopcami i wszystkimi problemami. Codziennie dzwonił do mnie wieczorem:

— Tęsknię za tobą — mówił szeptem.

Kiedy wróciłam do Warszawy, zobaczyłam go jeszcze bardziej zmęczonego niż wcześniej. Próbował być silny dla dzieci i dla mnie, ale widziałam po nim, że jest na skraju wytrzymałości.

Wtedy zaczęłam się zastanawiać: czy naprawdę jestem gotowa poświęcić swoje życie dla tej rodziny? Czy miłość wystarczy?

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na deszcz spływający po szybie. Michał śpi w drugim pokoju z chłopcami. W moim sercu walczą ze sobą nadzieja i strach.

Czy dobrze robię? Czy powinnam zostać i walczyć o naszą przyszłość? A może powinnam odejść i zacząć wszystko od nowa?

Czasem myślę: ile jesteśmy w stanie poświęcić dla miłości? Czy warto ryzykować własne szczęście dla kogoś innego? Może ktoś z was zna odpowiedź…