Między Miłością a Rozczarowaniem: Historia Matki, Która Czekała na Syna

— Znowu nie przyjedzie — powiedziałam cicho, patrząc na męża, który już nawet nie podniósł wzroku znad gazety. — Wiesz, Antek, chyba już się do tego przyzwyczaiłam. Ale boli mnie to tak samo jak za pierwszym razem.

Mój syn, Michał, miał dziś przyjechać z żoną i wnuczką. Czekałam na ten dzień od tygodni. W lodówce chłodził się sernik, który zawsze lubił jako dziecko. W pokoju dziecięcym czekały nowe zabawki dla małej Oli. Wszystko było gotowe. Ale telefon zadzwonił godzinę temu.

— Mamo, nie damy rady dziś przyjechać. Kasia źle się czuje…

Głos Michała był cichy, jakby zmęczony. Nie dopytywałam. Już dawno nauczyłam się nie zadawać pytań, na które i tak nie dostanę szczerej odpowiedzi. Po prostu odłożyłam słuchawkę i poczułam znajome ukłucie w sercu.

— Może rzeczywiście jest chora? — próbował pocieszyć mnie Antek, ale oboje wiedzieliśmy, że to nieprawda. Kasia nigdy nie lubiła naszego domu. Zawsze miała jakieś „ale” — za daleko, za zimno, za głośno, za dużo pytań o pracę Michała, o wnuczkę, o ich życie.

Pamiętam pierwszy raz, gdy ją poznałam. Michał przyprowadził ją na święta Bożego Narodzenia. Była uprzejma, ale chłodna. Nie chciała rozmawiać o sobie, unikała kontaktu wzrokowego. Myślałam wtedy: „Może jest po prostu nieśmiała”. Ale z czasem okazało się, że to nie nieśmiałość, tylko dystans.

Z każdym kolejnym spotkaniem było coraz gorzej. Kasia coraz częściej znajdowała wymówki, by nie przyjeżdżać do nas. Michał zaczął powtarzać jej słowa: „Nie mamy czasu”, „Ola jest zmęczona”, „Może innym razem”. Przestał dzwonić bez powodu, przestał pytać, jak się czujemy. Zawsze był zajęty.

— Może powinniśmy przestać się narzucać? — zapytał kiedyś Antek podczas kolacji.

— To nasz syn! — wybuchłam wtedy. — Czy to takie dziwne, że chcemy go widywać? Że chcemy znać naszą wnuczkę?

Ale z czasem zaczęłam rozumieć, że może rzeczywiście coś robimy źle. Może za bardzo się wtrącamy? Może powinniśmy dać im więcej przestrzeni?

Kilka miesięcy temu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Kasi.

— Kasiu, czy coś się stało? Czy zrobiłam coś nie tak?

Przez chwilę była cisza.

— Pani Lindo… — zaczęła powoli. — Zawsze mam wrażenie, że czegoś ode mnie oczekujecie. Że jak Michał ma wolny dzień, to musi go spędzić u was. A przecież my też mamy swoje życie…

Zamurowało mnie. Próbowałam tłumaczyć, że chodzi tylko o rodzinę, o więzi… Ale ona już mnie nie słuchała.

Od tamtej pory nasze relacje stały się jeszcze chłodniejsze. Michał coraz rzadziej dzwonił. Ola rosła, a ja znałam ją tylko ze zdjęć przesyłanych przez WhatsAppa.

Wczoraj wieczorem siedziałam z Antkiem na tarasie i patrzyliśmy na zachód słońca.

— Pamiętasz, jak Michał był mały? — zapytałam cicho. — Zawsze biegał po ogrodzie z patykiem udającym miecz…

Antek uśmiechnął się smutno.

— Czasy się zmieniły, Linda. Teraz dzieci mają inne zabawki i inne priorytety.

Ale ja nie potrafię pogodzić się z myślą, że mój syn odsunął się ode mnie tak bardzo. Że ktoś inny decyduje o tym, czy mogę go zobaczyć.

Kilka dni temu spotkałam sąsiadkę w sklepie.

— Co u Michała? — zapytała z uśmiechem.

— Dobrze… Chyba dobrze — odpowiedziałam wymijająco.

Nie chciałam przyznać się do porażki jako matka. Do tego bólu, który rozdziera mnie od środka za każdym razem, gdy widzę szczęśliwe rodziny na spacerze w parku.

Czasem myślę: może powinnam była być inną matką? Mniej wymagającą? Bardziej wyrozumiałą? Ale przecież zawsze chciałam tylko jego szczęścia…

Wczoraj wieczorem dostałam wiadomość od Michała:

— Mamo, przepraszam za dziś. Może w przyszłym tygodniu?

Nie odpisałam od razu. Siedziałam długo w kuchni i patrzyłam na pusty stół nakryty dla czterech osób.

Czy naprawdę jestem taka zła? Czy naprawdę oczekuję zbyt wiele?

Dziś rano Antek powiedział:

— Może czas pogodzić się z tym, że nasze miejsce w jego życiu jest już inne…

Ale ja nie potrafię przestać tęsknić za tym małym chłopcem z patykiem w ręku i szerokim uśmiechem na twarzy.

Czasem zastanawiam się: czy kiedyś Ola będzie tęsknić za swoimi dziadkami tak samo jak ja tęsknię za swoim synem? Czy rodzina naprawdę musi być tak daleko od siebie?

Może to wszystko moja wina… A może po prostu życie takie jest? Czy ktoś jeszcze czuje ten sam ból rozczarowania i samotności? Czy tylko ja nie potrafię pogodzić się z tym, że dzieci dorastają i odchodzą?