Trzydzieści lat razem: Jeden telefon, który zmienił wszystko

— Mamo, czy tata na pewno sobie poradzi sam? — zapytała mnie Zosia, kiedy zamykałyśmy drzwi mieszkania teściów. Było już późno, a czerwcowy wieczór pachniał jaśminem i świeżo skoszoną trawą. Uśmiechnęłam się do niej, choć w środku czułam niepokój. — Oczywiście, kochanie. Tata jest dzielny — odpowiedziałam, choć dobrze wiedziałam, że od czasu wypadku Janek nie był już tym samym człowiekiem. Jego noga bolała go coraz częściej, a on coraz rzadziej się do tego przyznawał.

Tego dnia świętowaliśmy urodziny mojego teścia, pana Stanisława. Było kameralnie: tylko my, moja córka Zosia i mąż Janek. Syn, Michał, miał przyjechać później — jak zwykle spóźniony przez pracę. Janek był w świetnym nastroju, żartował, opowiadał anegdoty z dzieciństwa i młodości. Nawet teść się śmiał, choć od śmierci teściowej rzadko widywałam go tak rozluźnionego.

Po kolacji Zosia zaproponowała, że odprowadzimy dziadków do domu. Janek wrócił sam — po wypadku nie mógł już długo chodzić. Przez chwilę patrzyłam za nim przez okno klatki schodowej. Wydawał się taki samotny w tej swojej powolności.

Szłyśmy z Zosią w milczeniu. Miała już siedemnaście lat i coraz częściej zamykała się w sobie. — Mamo, dlaczego Michał znowu nie przyszedł? — zapytała nagle. Westchnęłam. — Praca, kochanie. Michał zawsze miał swoje sprawy… — Ale przecież to urodziny dziadka! — przerwała mi z wyrzutem. — Wiem… — odpowiedziałam cicho.

Gdy wróciłyśmy do domu, Janek siedział przy stole z kubkiem herbaty. W pokoju panowała cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara. — I jak tam? — zapytał bez entuzjazmu. — Dziadek szczęśliwy? — Tak, bardzo — odpowiedziałam, zdejmując płaszcz. — Ale Michała znowu nie było… Janek wzruszył ramionami i spojrzał przez okno. — On zawsze miał swoje priorytety.

Nagle zadzwonił telefon. Dźwięk rozdarł ciszę jak nóż. Spojrzałam na wyświetlacz: nieznany numer. Odebrałam niepewnie.

— Czy rozmawiam z panią Anną Nowak? — usłyszałam męski głos. — Tak… — odpowiedziałam drżącym głosem. — Tu dyżurny Komendy Policji w Warszawie. Czy pani syn to Michał Nowak? — Tak… Co się stało?!

Janek zerwał się z miejsca, Zosia pobladła.

— Pani syn miał poważny wypadek samochodowy na trasie S8. Jest w szpitalu na Lindleya. Proszę przyjechać jak najszybciej.

Nie pamiętam, jak się ubierałam ani jak dotarliśmy do szpitala. Pamiętam tylko zimne światło jarzeniówek i zapach środków dezynfekujących. Lekarz wyszedł do nas po długiej godzinie oczekiwania.

— Państwa syn żyje, ale jego stan jest ciężki. Musimy poczekać na wyniki operacji.

Janek osunął się na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Zosia płakała bezgłośnie.

Czekałam całą noc na korytarzu, modląc się o cud. Przez głowę przelatywały mi obrazy z dzieciństwa Michała: jego pierwszy krok, pierwszy dzień w szkole, jego buntownicze spojrzenie jako nastolatka… Czy naprawdę tak bardzo się od nas oddalił?

Nad ranem lekarz przyszedł ponownie.

— Operacja się udała, ale państwa syn będzie potrzebował długiej rehabilitacji. Może już nigdy nie wrócić do pełnej sprawności.

Janek spojrzał na mnie z rozpaczą w oczach. Wiedziałam, co myśli: czy teraz Michał zrozumie, co jest naprawdę ważne?

Przez kolejne tygodnie życie naszej rodziny zmieniło się nie do poznania. Janek zamknął się w sobie jeszcze bardziej; czułam jego żal i gniew na los, ale też na Michała za to, że znów naraził siebie i nas wszystkich na cierpienie.

Zosia zaczęła unikać rozmów o bracie. Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na kanapie i powiedziała: — Mamo, dlaczego wszystko musi być takie trudne? Dlaczego Michał zawsze robi wszystko po swojemu?

Nie umiałam jej odpowiedzieć.

Kiedy po miesiącu pozwolono nam odwiedzić Michała w szpitalu rehabilitacyjnym, zobaczyłam w jego oczach strach i skruchę, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam.

— Mamo… przepraszam — wyszeptał cicho.

Poczułam łzy napływające do oczu. — Najważniejsze, że żyjesz — powiedziałam drżącym głosem.

Janek stał z boku, milczący i zamknięty w sobie.

Wieczorami leżałam w łóżku i zastanawiałam się nad naszym życiem: trzydzieści lat razem, tyle wspólnych chwil… Czy jeden telefon może naprawdę wszystko zmienić? Czy potrafimy jeszcze być rodziną mimo bólu i żalu?

Czasem pytam siebie: ile jesteśmy w stanie wybaczyć najbliższym? I czy naprawdę doceniamy to, co mamy – zanim los nam to odbierze?