Nie chcę, żeby kuzynka mojego męża mieszkała z nami podczas studiów

– Nie zgadzam się na to, Michał! – mój głos drży, choć staram się brzmieć stanowczo. – To nasze mieszkanie, nasza przestrzeń. Nie chcę, żeby ktoś tu mieszkał przez dwa lata!

Michał patrzy na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi. – Madzia, to tylko Weronika. Przecież to rodzina. Ona nie ma nikogo w Warszawie, a studia to dla niej ogromna szansa.

Zaciskam dłonie na kubku z herbatą. Zawsze byłam tą „rozsądną”, tą „dobrą”, która zgadza się na wszystko dla świętego spokoju. Ale tym razem coś we mnie pęka. Może to przez te wszystkie nieprzespane noce, może przez stres w pracy, a może przez to, że czuję się coraz bardziej niewidzialna we własnym domu.

– Michał, ja… ja po prostu nie dam rady. Pracuję po dziesięć godzin dziennie, wracam do domu i marzę o chwili ciszy. A teraz mam dzielić łazienkę z nastolatką?

Mój mąż wzdycha ciężko i odwraca wzrok. – Obiecałem cioci Basi. Powiedziała, że Weronika jest cicha, nie sprawia problemów…

– To nie o nią chodzi! – przerywam mu gwałtownie. – Chodzi o nas! O to, że od miesięcy mijamy się jak obcy ludzie. A teraz jeszcze ktoś trzeci…

Cisza. Tylko zegar tyka głośno na ścianie.


Weronika przyjeżdża tydzień później. Ma długie włosy, wielkie oczy i uśmiech, który rozbraja nawet mnie. Przynosi ze sobą walizkę i ogromną torbę z książkami.

– Dzień dobry, ciociu Madziu! – mówi z entuzjazmem.

Nie jestem jej ciocią. Jestem żoną kuzyna jej mamy. Ale w tej rodzinie wszyscy są „ciociami” i „wujkami”.

– Cześć, Weroniko – odpowiadam chłodno.

Michał pomaga jej rozpakować rzeczy w pokoju gościnnym. Słyszę ich śmiechy zza drzwi i czuję ukłucie zazdrości. Kiedy ostatnio tak się śmialiśmy?

Wieczorem siedzimy razem przy stole. Weronika opowiada o swoich planach na studia psychologiczne, o tym, jak bardzo się boi i jak bardzo chce udowodnić rodzinie, że da sobie radę w wielkim mieście.

– Dziękuję wam jeszcze raz za wszystko – mówi cicho. – Bez was musiałabym mieszkać w akademiku z obcymi ludźmi…

Uśmiecham się wymuszenie i zerkam na Michała. On patrzy na nią z dumą.


Pierwsze tygodnie mijają spokojnie. Weronika rzeczywiście jest cicha i grzeczna. Pomaga w domu, robi zakupy, czasem nawet gotuje obiad.

Ale ja czuję się coraz gorzej. Każde wejście do łazienki to walka o miejsce na półce. Każda rozmowa przy stole to opowieści Weroniki o studiach i nowych znajomych. Michał słucha jej z zainteresowaniem, a ja czuję się coraz bardziej zbędna.

Pewnego wieczoru wracam do domu późno. W kuchni siedzą razem przy winie, śmieją się z jakiegoś żartu, którego nie rozumiem.

– O, Madzia! – Michał podnosi wzrok. – Chcesz dołączyć?

Kręcę głową i idę do sypialni. Zamykam drzwi i pozwalam sobie na łzy.


Zaczynam unikać domu. Zostaję dłużej w pracy, chodzę na siłownię po godzinach. Michał zauważa moją nieobecność dopiero po kilku tygodniach.

– Co się dzieje? – pyta pewnego ranka.

– Nic – odpowiadam automatycznie.

– Madzia…

Patrzę mu prosto w oczy.

– Czuję się tu obca – mówię cicho. – Jakbyś miał nową rodzinę bez mojego udziału.

Michał milczy długo.

– Przesadzasz – mówi w końcu. – Weronika jest tylko gościem.

– Ale ja już nie czuję się gospodynią.


W pracy zaczynam popełniać błędy. Szefowa wzywa mnie na rozmowę.

– Madziu, co się dzieje? Zawsze byłaś taka sumienna…

Nie umiem odpowiedzieć. Czuję się jak cień samej siebie.

W domu Weronika coraz częściej zaprasza koleżanki ze studiów. Śmieją się głośno do późna w nocy. Michał mówi, żebym „wyluzowała”, bo przecież „młodość ma swoje prawa”.

Pewnej nocy budzi mnie hałas w kuchni. Wychodzę z sypialni i widzę Weronikę płaczącą przy stole.

– Co się stało? – pytam niechętnie.

– Pokłóciłam się z mamą przez telefon… Ona uważa, że powinnam wrócić do domu…

Siadam naprzeciwko niej i nagle widzę w niej siebie sprzed lat – zagubioną dziewczynę w wielkim mieście, która boi się wszystkiego i wszystkich.

– Dasz radę – mówię cicho. – Ale musisz szanować innych ludzi wokół siebie.

Weronika patrzy na mnie ze łzami w oczach.


Następnego dnia próbuję porozmawiać z Michałem o granicach i potrzebie prywatności.

– To tylko dwa lata – mówi bez przekonania.

– Dla mnie to wieczność – odpowiadam szczerze.

Zaczynam szukać mieszkania do wynajęcia na własną rękę. Nie mówię o tym nikomu.


W końcu wybucham podczas rodzinnego obiadu u teściowej.

– Może ktoś zapyta mnie w końcu, jak ja się z tym wszystkim czuję?!

Wszyscy milkną zaskoczeni moim wybuchem. Michał patrzy na mnie jak na obcą osobę.

Teściowa próbuje ratować sytuację: – Madziu, przecież Weronika to tylko dziecko…

– A ja? Ja już nie jestem ważna?

Wstaję od stołu i wychodzę bez słowa.


Wieczorem pakuję walizkę i wyjeżdżam do siostry na kilka dni. Michał dzwoni kilkanaście razy, ale nie odbieram telefonu.

Leżę na kanapie u Ani i płaczę jak dziecko.

– Musisz zawalczyć o siebie – mówi siostra stanowczo. – Inaczej zawsze będziesz tylko tłem dla innych.


Wracam do domu po trzech dniach. W progu czeka na mnie Michał.

– Przepraszam – mówi cicho. – Nie widziałem, jak bardzo cię to boli…

Weronika stoi za nim ze spuszczoną głową.

– Może powinnam poszukać pokoju gdzie indziej… – szepcze niepewnie.

Patrzę na nią długo. Widzę w niej siebie sprzed lat i wiem już, że nie mogę być tylko ofiarą tej sytuacji.

– Musimy ustalić zasady – mówię stanowczo. – Inaczej wszyscy zwariujemy.

Siadamy razem przy stole i po raz pierwszy od dawna rozmawiamy szczerze o swoich potrzebach i granicach.


Minęło pół roku od tamtej rozmowy. Nie jest idealnie, ale nauczyliśmy się żyć razem pod jednym dachem. Czasem nadal czuję się niewidzialna, czasem mam ochotę uciec gdzieś daleko… Ale wiem już jedno: jeśli nie zawalczę o siebie, nikt tego za mnie nie zrobi.

Czy naprawdę rodzina powinna być zawsze ponad wszystko? A może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?