„Moja mama chce zamieszkać z nami na rok – a ja tylko poprosiłam o pomoc z dzieckiem”
– Mamo, ja już naprawdę nie daję rady… – wyszeptałam do słuchawki, próbując nie obudzić śpiącego w końcu synka. Była trzecia nad ranem, a ja od kilku dni spałam po dwie godziny na dobę. Michał, mój mąż, chrapał w drugim pokoju – musiał być wyspany do pracy, więc od tygodnia spał osobno. Ja zostałam sama z naszym ośmiotygodniowym Antosiem i narastającym poczuciem bezradności.
– Kochanie, przecież mówiłam ci, że zawsze możesz na nas liczyć – odpowiedziała mama ciepłym głosem. – Może przyjedziemy z tatą na trochę? Pomogę ci przy dziecku, ugotuję coś dobrego…
– Ale… na ile? – zapytałam niepewnie. W głowie miałam tylko kilka dni, może tydzień. Chciałam tylko złapać oddech.
– No… myśleliśmy z tatą, że może na dłużej. Rok, dwa? Przecież i tak jesteśmy już na emeryturze. Zawsze marzyliśmy, żeby być bliżej wnuka.
Zamarłam. Rok? Dwa? Przecież ja nawet nie mam dla nich osobnego pokoju! Nasze dwupokojowe mieszkanie ledwo mieściło naszą trójkę. A Michał… On ledwo tolerował moje weekendowe rozmowy z rodzicami przez Skype’a.
– Mamo, ale… to chyba nie jest dobry pomysł. Michał…
– Michał się przyzwyczai! – przerwała mi stanowczo. – Rodzina jest najważniejsza. Zresztą, on też potrzebuje wsparcia. Zobaczysz, będzie wam lżej.
Nie spałam już do rana. W głowie kłębiły mi się obrazy: mama krzątająca się po kuchni, tata rozkładający swoje książki na naszym stole, wieczne komentarze o tym, jak powinnam karmić Antosia i czy nie za cienko go ubieram. Przypomniałam sobie dzieciństwo – mama zawsze wiedziała lepiej. Tata był cichy, ale jego wzrok potrafił wywołać we mnie poczucie winy na cały dzień.
Rano Michał wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Zobaczył mnie zapuchniętą od płaczu i od razu wiedział, że coś jest nie tak.
– Co się stało? – zapytał z troską.
– Rozmawiałam z mamą… Chcą tu zamieszkać. Na rok albo dwa.
Michał zbladł.
– Żartujesz chyba?! Przecież nawet nie mamy gdzie ich położyć! I co, będę musiał słuchać twojego ojca narzekającego na politykę przy każdym obiedzie?
– Ja też tego nie chcę… Ale nie wiem już, co robić. Jestem wykończona. Sama nie daję rady z Antosiem.
Michał usiadł obok mnie i objął mnie ramieniem.
– Może znajdziemy jakieś inne rozwiązanie? Może twoja mama przyjechałaby na tydzień, a potem wróciła do domu?
Pokiwałam głową, ale wiedziałam, że mama się nie zgodzi. Ona już podjęła decyzję za nas wszystkich.
Wieczorem zadzwoniła jeszcze raz.
– Kochanie, rozmawiałam z tatą. Spakujemy się w weekend i w poniedziałek będziemy u was. Już się cieszę!
Nie miałam odwagi powiedzieć jej wprost „nie”. Zawsze byłam tą grzeczną córką, która spełnia oczekiwania innych. Nawet teraz, kiedy miałam własną rodzinę, nie potrafiłam postawić granicy.
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. Michał coraz częściej wychodził z domu „na spacer”, a ja czułam się coraz bardziej samotna. W końcu wybuchłam podczas kolacji:
– Czy ja naprawdę muszę wybierać między własną matką a tobą?!
Michał spojrzał na mnie ze smutkiem.
– Nie chcę cię stawiać w takiej sytuacji. Ale to nasze życie. Chcę mieć dom dla nas, nie dla twoich rodziców.
Wtedy zadzwoniła teściowa.
– Słyszałam, że twoi rodzice mają się wprowadzić… – zaczęła bez ogródek. – A co z nami? My też chcielibyśmy widywać wnuka!
Poczułam się jak w potrzasku. Każdy czegoś ode mnie chciał, każdy miał swoje oczekiwania. A ja? Ja chciałam tylko przespać jedną noc bez pobudek i poczuć się przez chwilę sobą.
W poniedziałek rodzice przyjechali z walizkami i torbami pełnymi jedzenia. Mama od razu zaczęła rządzić w kuchni, tata rozsiadł się w salonie z gazetą. Michał zamknął się w sypialni pod pretekstem pracy zdalnej.
Pierwsze dni były koszmarem. Mama poprawiała wszystko, co robiłam przy Antosiu: „Za krótko go przewijasz”, „Za mało mu śpiewasz”, „Za mało śpisz – musisz lepiej organizować czas”. Tata komentował politykę i narzekał na sąsiadów zza ściany.
Po tygodniu byłam wrakiem człowieka. Michał coraz częściej wychodził z domu i wracał późno wieczorem. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto wyrzuci śmieci, kto zrobi zakupy, kto zajmie się Antosiem choć przez godzinę.
Pewnej nocy usiadłam na podłodze w łazience i rozpłakałam się bezgłośnie. Czułam się jak dziecko we własnym domu – bez prawa głosu, bez własnej przestrzeni.
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam mamie:
– Mamo, musimy porozmawiać. To nie może tak wyglądać… Potrzebuję waszej pomocy, ale nie mogę żyć pod jednym dachem przez rok czy dwa. To nasze mieszkanie i nasza rodzina też musi mieć swoją przestrzeń.
Mama była w szoku. Tata milczał przez cały dzień. Wieczorem usiedliśmy wszyscy razem i długo rozmawialiśmy – o granicach, o potrzebach każdego z nas, o tym, jak trudno jest być młodą matką bez wsparcia i jak trudno jest być rodzicem dorosłego dziecka.
Ostatecznie rodzice zgodzili się wrócić do siebie po dwóch tygodniach – obiecali przyjeżdżać częściej na krótkie wizyty i wspierać mnie na odległość.
Dziś wiem jedno: czasem trzeba postawić granicę nawet najbliższym – dla dobra swojego i swojej rodziny. Ale czy to znaczy, że jestem egoistką? Czy można być dobrą córką i jednocześnie dobrą matką? Jak wy radzicie sobie z oczekiwaniami swoich rodziców?