Czy naprawdę mnie kochasz, czy tylko czekasz, aż odejdę? Historia Eli i Tristana, którzy utknęli w pułapce niedopowiedzeń

– Znowu wracasz tak późno? – zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a Tristan nawet nie spojrzał mi w oczy. Zrzucił kurtkę na krzesło i bez słowa poszedł do łazienki. Słyszałam szum wody, a potem ciszę, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Jeszcze rok temu śmialiśmy się razem do łez, planowaliśmy wakacje nad Bałtykiem i snuliśmy marzenia o wspólnym mieszkaniu. Teraz miałam wrażenie, że jestem dla niego przezroczysta. Każdego dnia czułam się coraz bardziej samotna, choć dzieliło nas tylko kilka metrów kwadratowych naszego wynajmowanego mieszkania na Pradze.

– Może chcesz pogadać? – próbowałam jeszcze raz, gdy wyszedł z łazienki. – Ostatnio prawie się nie widujemy…

– Jestem zmęczony – rzucił krótko i zniknął w sypialni. Zostałam sama przy kuchennym stole, patrząc na zimną herbatę i niedojedzone kanapki. W głowie dudniło mi pytanie: co zrobiłam nie tak?

W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, ciągle miała do mnie pretensje o spóźnienia i niedopilnowane raporty. Nie miałam już siły tłumaczyć, że nie śpię po nocach i że wszystko się sypie. Mama dzwoniła codziennie, pytając: „No i jak tam z Tristanem? Kiedy ślub?”

Nie umiałam jej powiedzieć prawdy. Bałam się przyznać, że coś się kończy. Że on mnie odpycha.

Zaczęło się niewinnie. Najpierw przestał pisać mi w ciągu dnia. Potem przestał odbierać telefony. Zaczął wychodzić z kolegami – „muszę się przewietrzyć”, mówił. W weekendy zasłaniał się zmęczeniem albo pracą. Kiedy pytałam, czy coś jest nie tak, wzruszał ramionami: „Wymyślasz sobie”.

Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon:
– Nie wiem, stary… Jakoś tak… wszystko mnie wkurza ostatnio.

Nie powiedział mojego imienia, ale wiedziałam, o kim mówi.

Zaczęłam szukać winy w sobie. Może za dużo wymagam? Może jestem nudna? Może powinnam schudnąć?

Próbowałam go zaskoczyć – ugotowałam jego ulubione pierogi ruskie, kupiłam bilety do kina na film, który zawsze chciał zobaczyć. Odpowiedział obojętnością:
– Nie jestem głodny.
– Nie mam ochoty na kino.

Czułam się jak cień samej siebie.

W końcu zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:
– Tristan… czy ty mnie jeszcze kochasz?

Spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
– Nie wiem – odpowiedział po dłuższej chwili ciszy.

To „nie wiem” bolało bardziej niż „nie”.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Ola, moja przyjaciółka:
– Elka, on cię wypycha. Chce, żebyś to ty odeszła. Tak jest wygodniej – wtedy to ty będziesz tą złą.

Nie chciałam w to wierzyć. Przecież byliśmy razem cztery lata! Przecież planowaliśmy przyszłość!

Ale potem zaczęły się drobne złośliwości: zostawiał brudne naczynia na stole, zapominał o moich urodzinach, przestał mówić „dobranoc”. Wspólne śniadania zamieniły się w milczące picie kawy przy osobnych końcach stołu.

Pewnej nocy usłyszałam jego wiadomość na Messengerze:
„Nie wiem, czy to ma jeszcze sens.”

Nie wysłał jej do mnie – przypadkiem zobaczyłam powiadomienie na jego telefonie.

Wtedy pękło we mnie coś ostatecznie.

Następnego dnia spakowałam kilka rzeczy i pojechałam do mamy do Legionowa. Siedziałyśmy przy stole w kuchni, a ona głaskała mnie po włosach jak wtedy, gdy byłam mała.
– Córeczko… czasem trzeba pozwolić komuś odejść – powiedziała cicho.

Ale ja nie chciałam pozwalać. Chciałam walczyć! Chciałam wiedzieć DLACZEGO! Co zrobiłam źle? Dlaczego nie potrafił mi powiedzieć wprost?

Po tygodniu wróciłam do mieszkania po resztę rzeczy. Tristan był w domu. Siedział na kanapie z laptopem na kolanach.
– Przepraszam – powiedział bez przekonania.
– Za co? – zapytałam.
– Za wszystko… za to, że nie umiałem ci powiedzieć wcześniej.

Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W końcu wyszłam bez słowa.

Dziś minęły dwa miesiące od naszego rozstania. Nadal budzę się czasem z myślą: „Może to wszystko moja wina?” Ale wiem już jedno – czasem ludzie odchodzą nie dlatego, że coś zrobiliśmy źle. Odchodzą, bo boją się być tymi złymi. Bo łatwiej jest wypchnąć kogoś ze swojego życia powoli niż powiedzieć prawdę prosto w oczy.

Czy naprawdę lepiej jest być wypychanym niż usłyszeć bolesną prawdę? Czy kiedykolwiek nauczymy się rozmawiać ze sobą szczerze – zanim będzie za późno?