Nie potrafię dogadać się z babcią mojego męża – czy to naprawdę moja wina?
– Znowu przyszłaś w tych spodniach? – Babcia Zofia patrzyła na mnie z góry, jakby jej wzrok miał moc wypalania dziur w materiale. Stałam w progu jej mieszkania, trzymając w ręku ciasto, które upiekłam specjalnie na tę okazję. – Wiesz, kiedyś kobiety wiedziały, jak się ubrać.
Nie odpowiedziałam. W środku czułam, jak narasta we mnie fala złości i bezsilności. To nie był pierwszy raz, kiedy babcia mojego męża komentowała mój wygląd, sposób bycia czy nawet to, jak wychowuję dzieci. Ale tym razem coś we mnie pękło.
– Mamo, daj spokój – odezwał się mój teść, pan Andrzej, próbując rozładować napięcie. Ale babcia tylko machnęła ręką i odwróciła się do kuchni.
Mój mąż, Tomek, stał obok mnie i ścisnął moją dłoń. – Przepraszam – szepnął cicho. – Ona już taka jest.
Ale czy naprawdę muszę to akceptować? Czy mam pozwalać na to, by ktoś mnie poniżał tylko dlatego, że „już taka jest”? Przez całą kolację czułam jej wzrok na sobie. Każdy mój ruch był oceniany: jak kroję mięso, jak rozmawiam z dziećmi, nawet jak nalewam kompot.
Po powrocie do domu wybuchłam płaczem. Tomek próbował mnie pocieszyć, ale czułam się niezrozumiana. – Dlaczego nikt nie staje po mojej stronie? – zapytałam go przez łzy. – Dlaczego wszyscy udają, że nic się nie dzieje?
Tomek spuścił wzrok. – To jest trudne… Ona zawsze była taka surowa. Nawet wobec mojego taty. Ale… ona jest już starsza, nie zmienimy jej.
– Ale ja nie chcę być workiem treningowym! – krzyknęłam. – Nie chcę, żeby dzieci widziały, że można tak traktować drugiego człowieka!
Od tamtej pory każde rodzinne spotkanie było dla mnie stresem. Zaczęłam unikać wizyt u babci Zofii. Czułam się winna – przecież reszta rodziny ją odwiedzała, a ja coraz częściej zostawałam w domu pod pretekstem bólu głowy czy nadmiaru pracy.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa, pani Maria. – Kasiu, musimy porozmawiać – powiedziała poważnym tonem. – Babcia jest bardzo smutna, że cię nie ma na obiadach. Mówi, że ją ignorujesz.
Zacisnęłam zęby. – Mamo, ja po prostu nie mogę już tego znosić. Ona mnie rani za każdym razem.
– Wiem, że bywa trudna… Ale ona już tyle przeszła. Wojna, bieda… Może po prostu nie umie inaczej?
Zastanawiałam się nad tym długo. Czy rzeczywiście powinnam być bardziej wyrozumiała? Przecież sama mam swoje granice. Czy przeszłość usprawiedliwia krzywdzenie innych?
W końcu postanowiłam spróbować jeszcze raz. Przygotowałam się psychicznie na kolejne spotkanie. Tym razem postanowiłam nie dać się sprowokować.
– Dzień dobry, babciu – powiedziałam spokojnie, wchodząc do jej mieszkania.
Babcia spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. – O, przyszłaś jednak.
– Tak, bo zależy mi na rodzinie – odpowiedziałam stanowczo.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. W końcu babcia odwróciła wzrok i zaczęła nakładać zupę.
Podczas obiadu atmosfera była napięta. Każdy temat rozmowy kończył się jakąś uszczypliwością ze strony babci: a to o polityce („Wy młodzi nic nie rozumiecie”), a to o wychowaniu dzieci („Za moich czasów dzieci słuchały rodziców”).
W pewnym momencie nie wytrzymałam.
– Babciu, dlaczego zawsze musisz mnie krytykować? – zapytałam cicho, ale stanowczo.
Wszyscy zamilkli. Babcia spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ja? Ja tylko chcę dobrze! – odparła oburzona.
– Ale mnie to rani. Czuję się tu obca.
Babcia przez chwilę milczała. W jej oczach zobaczyłam coś na kształt smutku.
– Może… może po prostu nie umiem inaczej – powiedziała w końcu cicho.
Po tym spotkaniu długo rozmawiałam z Tomkiem. Powiedział mi wtedy coś ważnego:
– Wiesz, ona całe życie walczyła o przetrwanie. Może dlatego nie potrafi okazywać ciepła.
Ale czy to wystarczy? Czy mam pozwolić na to, by jej chłód niszczył moją pewność siebie i relacje w rodzinie?
Ostatnio coraz częściej zastanawiam się: czy warto walczyć o relację za wszelką cenę? Czy czasem lepiej postawić granicę i zadbać o siebie?
Może ktoś z Was miał podobnie? Czy można nauczyć się żyć z kimś tak trudnym i nie zatracić siebie? Jak Wy radzicie sobie z takimi konfliktami?