Moja córka przestała mnie odwiedzać, gdy podarowałam wnukowi mieszkanie. Czy naprawdę pieniądze są ważniejsze niż rodzina?
— Naprawdę to zrobiłaś? — głos mojej córki, Magdy, drżał z niedowierzania i gniewu. Stała w moim salonie, zaciśnięte pięści i oczy pełne łez. — Oddałaś mieszkanie Kacprowi? Nawet mnie nie zapytałaś!
Siedziałam na starym fotelu, który pamiętał jeszcze czasy mojego męża. W dłoniach ściskałam chusteczkę, a serce waliło mi jak młot. Przez okno wpadało blade, listopadowe światło, rozświetlając kurz unoszący się w powietrzu. W tej chwili czułam się jak oskarżona na ławie sądowej, a przecież chciałam tylko dobrze.
— Magdo, przecież wiesz, jak ciężko Kacprowi było znaleźć pracę po studiach. Mieszkał z wami w jednym pokoju, nie miał gdzie się podziać… — zaczęłam tłumaczyć, ale córka przerwała mi gwałtownym ruchem ręki.
— A ja? A twoja własna córka? — jej głos załamał się. — Przez całe życie byłam na drugim miejscu! Najpierw dla taty, potem dla ciebie! Zawsze Bartek był ważniejszy, a teraz jeszcze jego syn dostaje wszystko!
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Nie tak wyobrażałam sobie starość. Zawsze marzyłam o tym, że będziemy razem — ja, Magda, Bartek i nasze wnuki. Że będziemy śmiać się przy stole, wspominać stare czasy i wspierać się nawzajem. Tymczasem od śmierci męża coraz częściej czułam się jak nieproszony gość we własnym domu.
Bartek zawsze był spokojniejszy, bardziej zamknięty w sobie. Po rozwodzie wyjechał do Poznania i rzadko dzwonił. Magda została w Warszawie, ale jej wizyty stawały się coraz rzadsze. Odkąd Kacper skończył studia i wrócił do domu rodzinnego, widziałam, jak bardzo się męczy. Jego rodzice — Magda i jej mąż Piotr — ciągle się kłócili o pieniądze, a on nie miał nawet własnego kąta.
Kiedy więc zdecydowałam się przepisać mu moje stare mieszkanie na Ochocie, myślałam tylko o tym, by pomóc wnukowi stanąć na nogi. Nie spodziewałam się takiej burzy.
— Mamo, nie rozumiesz! — Magda zaczęła chodzić po pokoju tam i z powrotem. — My też mamy problemy finansowe! Piotr stracił pracę, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. Myślisz, że nie przydałoby nam się to mieszkanie?
— Mogliśmy porozmawiać… — szepnęłam bezradnie.
— Ale ty nigdy nie rozmawiasz! Zawsze wszystko robisz po swojemu! — krzyknęła i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami.
Zostałam sama. Przez kilka dni nie mogłam spać. Wpatrywałam się w telefon, czekając na wiadomość od Magdy. Nic. Nawet Kacper wydawał się przygaszony — odwiedził mnie raz, podziękował cicho i szybko wyszedł.
Zaczęły nachodzić mnie wspomnienia z dzieciństwa moich dzieci. Pamiętam, jak Magda zawsze chciała być zauważona — przynosiła laurki ze szkoły, pomagała mi w kuchni. Bartek był cichszy, zamknięty w swoim świecie książek i komputerów. Może rzeczywiście za mało doceniałam Magdę? Może za bardzo skupiałam się na tym, by wszyscy byli szczęśliwi, zamiast naprawdę ich słuchać?
Minęły tygodnie. W święta Bożego Narodzenia po raz pierwszy od lat siedziałam przy stole sama. Bartek przysłał kartkę z życzeniami z Poznania. Magda nie odezwała się wcale.
Sąsiadka Zosia próbowała mnie pocieszać:
— Nie martw się, Haniu. Dzieci czasem muszą ochłonąć. Może jeszcze wszystko się ułoży?
Ale ja wiedziałam, że coś pękło na zawsze.
Któregoś dnia zadzwonił telefon. To była Magda.
— Mamo… — jej głos był cichy i zmęczony. — Musimy porozmawiać.
Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko mojego domu. Siedziała naprzeciwko mnie, blada i spięta.
— Przepraszam za tamto… — zaczęła niepewnie. — Ale naprawdę poczułam się odrzucona. Całe życie miałam wrażenie, że jestem mniej ważna niż Bartek czy nawet Kacper.
Patrzyłam na nią długo.
— Może rzeczywiście popełniłam błąd… Ale chciałam tylko pomóc Kacprowi. Ty masz rodzinę, dom… On nie miał nic.
— Ale ja też potrzebuję wsparcia! — wybuchła nagle. — Nie chodzi o samo mieszkanie! Chodzi o to, że nigdy mnie nie pytasz o zdanie!
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: przez lata bycia matką nauczyłam się podejmować decyzje za wszystkich, myśląc, że wiem najlepiej. Ale moje dzieci dorosły i chciały być traktowane jak partnerzy, a nie dzieci.
Magda wstała i spojrzała mi prosto w oczy:
— Chcę tylko wiedzieć, że jestem dla ciebie ważna.
Objęłyśmy się długo i mocno. Wiedziałam jednak, że to nie koniec problemów — rany goją się powoli.
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na ludzi spieszących do pracy. Zastanawiam się: czy naprawdę można naprawić to, co zostało zepsute przez lata milczenia i niedomówień? Czy miłość do dzieci można przeliczyć na pieniądze?