Nie mamy dzieci, więc pomóż naszej matce: Historia Magdy i rodzinna próba
— To jest za kwaśne, nie mogę tego jeść — powiedziała teściowa, odsuwając ode mnie talerz z naleśnikami. — Z twoją pomocą będę wracać do zdrowia bardzo długo.
Stałam w kuchni, ściskając szmatkę tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. To był trzeci dzień odkąd Nevea, matka mojego męża Pawła, zamieszkała z nami po złamaniu biodra. Nie mieliśmy dzieci, więc wszyscy uznali, że to ja powinnam się nią zająć. „No bo kto inny?” — pytała retorycznie siostra Pawła przez telefon. „Ty masz czas, Magda.”
Nie miałam czasu. Miałam pracę zdalną, terminy, własne życie. Ale nikt tego nie widział. Wszyscy widzieli tylko puste łóżeczko w naszej sypialni i moje puste ręce. „Nie masz dzieci, więc pomóż naszej matce” — powtarzali jak mantrę.
Paweł był wdzięczny. — Kochanie, to tylko na kilka tygodni — mówił cicho wieczorami, gdy Nevea już spała. — Ona jest trudna, wiem, ale to moja mama.
Trudna? To mało powiedziane. Od rana do wieczora krytykowała wszystko: moją kuchnię, mój sposób sprzątania, nawet to, jak podlewam kwiaty. — U mnie w domu zawsze było czysto — rzucała z wyrzutem. — Paweł nigdy nie chodził w takich pogniecionych koszulach.
Czułam się jak służąca we własnym domu. Każdego dnia coraz bardziej zamykałam się w sobie. Przestałam dzwonić do przyjaciółek, przestałam wychodzić na spacery. Nawet praca przestała mnie cieszyć.
Pewnego ranka usłyszałam rozmowę Pawła z matką przez uchylone drzwi.
— Ona się stara, mamo — mówił cicho.
— Stara się? — prychnęła Nevea. — Gdybyś ożenił się z Anią, miałbyś już dzieci i porządek w domu.
Zamarłam. Ania była jego dawną narzeczoną. Wiedziałam o niej, ale nigdy nie sądziłam, że Nevea będzie mi ją wypominać.
Wieczorem Paweł próbował mnie pocieszyć.
— Nie słuchaj jej, Magda. Ona po prostu jest stara i zgorzkniała.
— A ty? — zapytałam ostro. — Ty też uważasz, że jestem gorsza od Ani?
Nie odpowiedział. Wyszedł do kuchni i długo nie wracał.
Z każdym dniem było coraz gorzej. Nevea zaczęła narzekać na moje gotowanie przy Pawle. — Znowu zupa z proszku? — pytała głośno. — Ja bym takiego świństwa do ust nie wzięła.
Pewnego razu poprosiła mnie o pomoc przy kąpieli. Było mi jej żal, ale gdy tylko weszłam do łazienki, zaczęła krzyczeć:
— Nie tak! Nie tak się myje plecy! Ty naprawdę niczego nie potrafisz!
Wybiegłam z łazienki i zamknęłam się w sypialni. Płakałam długo i cicho, żeby Paweł nie słyszał.
Po tygodniu zadzwoniła siostra Pawła.
— Magda, mama mówi, że źle się nią opiekujesz. Może powinniśmy ją zabrać do siebie?
— Proszę bardzo — odpowiedziałam bez wahania.
Ale Nevea nie chciała się przeprowadzić.
— Tu jest mój dom! — krzyczała. — Nie dam się wyrzucić!
Paweł był rozdarty między mną a matką. Zaczął coraz częściej wychodzić z domu pod pretekstem pracy lub spotkań ze znajomymi. Zostawałam sama z Neveą i jej pretensjami.
Któregoś dnia podczas obiadu Nevea upuściła talerz na podłogę.
— Widzisz? Nawet talerze uciekają przed twoim jedzeniem!
Coś we mnie pękło.
— Dość! — krzyknęłam. — Nie jestem twoją służącą! Robię wszystko, co mogę!
Nevea spojrzała na mnie z pogardą.
— Gdybyś miała dzieci, wiedziałabyś, jak dbać o ludzi.
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po parku. Myślałam o tym wszystkim: o Pawle, o naszym małżeństwie bez dzieci, o tym, jak bardzo czuję się samotna i niepotrzebna.
Kiedy wróciłam do domu, Paweł siedział na schodach przed drzwiami.
— Przepraszam — powiedział cicho. — Nie powinienem był cię zostawiać samej z tym wszystkim.
Usiedliśmy razem na schodach i długo rozmawialiśmy. O tym, że nie jestem gorsza tylko dlatego, że nie mamy dzieci. O tym, że jego matka nigdy mnie nie zaakceptuje i że musimy postawić granice.
Następnego dnia Paweł zadzwonił do swojej siostry i poprosił ją o pomoc w opiece nad matką. Nevea była wściekła, ale nie mieliśmy już siły walczyć.
Minęły dwa miesiące. Nevea wróciła do siebie. Nasze małżeństwo przetrwało tę próbę, ale ja już nigdy nie będę taka sama. Nauczyłam się mówić „nie” i walczyć o siebie.
Czasem patrzę na Pawła i zastanawiam się: czy naprawdę musimy coś komuś udowadniać? Czy bycie bezdzietną kobietą oznacza bycie gorszą żoną albo synową? Może czas przestać żyć oczekiwaniami innych i zacząć żyć dla siebie?