Poznałam przyszłego teścia mojego syna… i był pijany. Co teraz?

– Mamo, proszę, tylko się nie denerwuj – szeptał Michał, kiedy jechaliśmy samochodem na pierwszy wspólny obiad z rodzicami jego narzeczonej. – Oni są trochę… specyficzni, ale naprawdę ich polubisz.

Specyficzni. To słowo dźwięczało mi w uszach, kiedy staliśmy już pod drzwiami starej kamienicy na Pradze. Michał trzymał mnie za rękę, jakby chciał dodać mi otuchy. Otworzyła nam drobna kobieta o zmęczonych oczach – pani Halina, matka Julki. Uśmiechnęła się nerwowo i zaprosiła nas do środka.

W salonie panował lekki półmrok. Na stole stały śledzie, sałatka jarzynowa i butelka wódki. Pan Andrzej, ojciec Julki, siedział już przy stole. Jego twarz była czerwona, oczy mętne. Kiedy próbował wstać, zachwiał się i z trudem utrzymał równowagę.

– Ooo, przyszli nasi goście! – zawołał z przesadnym entuzjazmem. – Siadajcie, siadajcie! Michał, nalej mamie kielicha!

Michał spojrzał na mnie błagalnie. Czułam, jak serce wali mi w piersi. Próbowałam się uśmiechnąć, ale czułam tylko narastający niepokój. Julka siedziała skulona na końcu stołu, bawiąc się obrączką na palcu.

– Panie Andrzeju, może herbaty? – zaproponowałam cicho.

– Herbaty? – prychnął. – U nas się świętuje po polsku!

Pani Halina próbowała ratować sytuację, podając talerze i zagadując o pogodzie. Ale pan Andrzej nie dawał za wygraną. Zaczął opowiadać rubaszne żarty, przerywane czkawką i głośnym śmiechem. W pewnym momencie wylał sobie wódkę na spodnie i przeklął pod nosem.

Czułam się coraz bardziej nieswojo. Michał patrzył na mnie z rozpaczą w oczach. Wiedziałam, że chciałby zapaść się pod ziemię. Julka wyglądała na zawstydzoną i przygnębioną.

Po obiedzie pani Halina zaproponowała kawę w kuchni. Skorzystałam z okazji, żeby z nią porozmawiać.

– Przepraszam za Andrzeja… On czasem… wie pani… – zaczęła nieśmiało.

– Czy to się zdarza często? – zapytałam delikatnie.

Pani Halina spuściła wzrok.

– Ostatnio coraz częściej. Ale Julka bardzo kocha Michała… Nie chcę psuć im szczęścia.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Michał milczał przez całą drogę. W końcu nie wytrzymałam:

– Synku, musimy porozmawiać.

Michał spojrzał na mnie z bólem.

– Wiem, mamo… Widziałem to już wcześniej. Julka bardzo się tego wstydzi. Prosiła mnie, żebym nie mówił nikomu.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o przyszłości mojego syna. Czy powinien wiązać się z rodziną, w której alkohol jest codziennością? Czy Julka nie powieli schematów swojego domu? Czy powinnam powiedzieć coś Michałowi, czy raczej milczeć dla jego szczęścia?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra Basia.

– I jak było? – zapytała z ciekawością.

Opowiedziałam jej wszystko.

– Słuchaj, ja bym nie pozwoliła mojemu dziecku na taki związek! – wykrzyknęła Basia. – Alkoholizm to choroba całej rodziny! Pomyśl o wnukach!

Ale przecież Julka wydawała się taka dobra, cicha i serdeczna… Czy powinnam ją oceniać przez pryzmat jej ojca?

Tydzień później Michał przyszedł do mnie sam.

– Mamo… Chcemy z Julią zamieszkać razem przed ślubem. Ona nie chce wracać do domu po pracy…

Patrzyłam na niego długo.

– Synku… Czy jesteś pewien, że dasz radę udźwignąć jej bagaż?

Michał pokiwał głową.

– Kocham ją. Wiem, że jej ojciec ma problem. Ale ona nie chce mieć z tym nic wspólnego. Chce innego życia.

Przytuliłam go mocno. Widziałam w jego oczach determinację i strach jednocześnie.

Kilka dni później spotkałam Julię w sklepie spożywczym. Wyglądała na zmęczoną i przygnębioną.

– Pani Aniu… – zaczęła niepewnie. – Przepraszam za tamten obiad… Tata… On nie zawsze taki jest…

– Julko – przerwałam jej łagodnie – wiem, że to dla ciebie trudne. Ale jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować pomocy albo rozmowy… jestem tu dla ciebie.

Uśmiechnęła się przez łzy.

Ślub odbył się skromnie, bez wielkiego wesela. Pan Andrzej przyszedł trzeźwy, ale widziałam po nim napięcie i walkę ze sobą. Michał i Julia zamieszkali razem w małym mieszkaniu na Ursynowie.

Często myślę o tym pierwszym spotkaniu i o tym, jak łatwo byłoby przekreślić Julię przez błędy jej ojca. Ale czy to byłoby sprawiedliwe? Czy nasze dzieci naprawdę mogą uciec od rodzinnych demonów? Czy powinnam była ostrzec Michała bardziej stanowczo?

Czasem patrzę na nich i zastanawiam się: czy miłość wystarczy, by przerwać łańcuch rodzinnych dramatów? A może powinnam była zrobić coś więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?