Żona mojego brata coraz bardziej bezczelna: odmówiła opieki nad babcią i zaniedbała dom. Czy rodzina może przetrwać taki kryzys?

– Nie będę niańczyć twojej babci! – głos Ani odbił się echem po kuchni, a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Stałam przy zlewie, ścierając ręce o fartuch, i patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Michał, mój młodszy brat, stał obok niej, spuszczając wzrok na podłogę. Babcia siedziała w swoim fotelu przy oknie, udając, że nie słyszy tej kłótni, ale widziałam, jak jej dłonie drżą na podłokietnikach.

Wszystko zaczęło się pół roku temu, kiedy babcia zmarła. Zostawiła testament – dom w centrum miasta miał przypaść Michałowi. Rodzice pomogli mi i mojemu mężowi kupić mieszkanie na obrzeżach Warszawy. Wszyscy uznali to za sprawiedliwe: ja dostałam wsparcie finansowe, Michał dom. Wtedy jeszcze wierzyłam, że rodzina to coś więcej niż pieniądze i mury.

Michał poznał Anię na studiach. Była piękna, pewna siebie, zawsze miała ostatnie słowo. Gdy się pobrali i zamieszkali w domu po babci, wszystko wydawało się układać. Ale już po kilku tygodniach zaczęły się zgrzyty. Ania nie chciała zajmować się domem – narzekała na kurz, na stare meble, na zapachy kuchni, które przypominały jej „biedę z dzieciństwa”. Najgorsze jednak było to, jak traktowała babcię.

Babcia była już wtedy schorowana – miała początki demencji, czasem zapominała, gdzie jest, czasem myliła imiona. Potrzebowała opieki, czułości, a przede wszystkim cierpliwości. Ja przyjeżdżałam do niej codziennie po pracy, gotowałam obiady na kilka dni, sprzątałam łazienkę i rozmawiałam z nią o dawnych czasach. Ania zaś…

– Nie jestem pielęgniarką! – powtarzała. – To nie moja babcia!

Michał próbował ją przekonywać:
– Kochanie, przecież mieszkamy tu dzięki niej…
– To nie znaczy, że mam się nią zajmować! – odpowiadała z chłodną pogardą.

Pewnego dnia przyszłam wcześniej niż zwykle. Zastałam babcię płaczącą w swoim pokoju.
– Co się stało? – zapytałam przerażona.
– Ania powiedziała, że jestem ciężarem… Że powinnam już… – głos jej się załamał.

Poczułam wściekłość. Zadzwoniłam do mamy.
– Mamo, nie możemy tak tego zostawić! Babcia cierpi!
Mama westchnęła ciężko:
– Wiem, córciu… Ale to ich dom. Michał musi sam to rozwiązać.

Próbowałam rozmawiać z bratem.
– Michał, musisz coś zrobić! Ania ją krzywdzi!
On tylko rozkładał ręce:
– Nie chcę kłótni w domu… Ona grozi odejściem…

Zaczęłam coraz częściej zabierać babcię do siebie na weekendy. Mój mąż był wyrozumiały, choć widziałam, że jest mu ciężko. Nasze mieszkanie było małe, a opieka nad starszą osobą wymagała poświęceń. Ale nie mogłam patrzeć na cierpienie babci.

W końcu doszło do eskalacji. Pewnego wieczoru zadzwonił do mnie Michał:
– Ania spakowała walizki i wyszła… Powiedziała, że nie wróci, dopóki babcia tu mieszka.

Przyjechałam natychmiast. Zastałam brata siedzącego na schodach z głową w dłoniach.
– Co teraz? – zapytał cicho.
– Może czas wybrać: rodzina czy wygoda?

Babcia była coraz słabsza. Po kilku tygodniach zmarła spokojnie w moim mieszkaniu. Pogrzeb był cichy i smutny. Ania nie przyszła.

Po śmierci babci dom stał się kością niezgody. Rodzice zaczęli mieć pretensje do Michała:
– Daliśmy ci wszystko! A ty pozwoliłeś skrzywdzić własną babcię!
Michał zamknął się w sobie. Ania wróciła po miesiącu – domagała się remontu i nowych mebli.

Zaczęliśmy się od siebie oddalać. Spotkania rodzinne były coraz rzadsze i coraz bardziej napięte. Mama płakała po nocach, tata przestał rozmawiać z Michałem. Ja czułam się rozdarta – kochałam brata, ale nie mogłam mu wybaczyć bierności.

Minęły dwa lata. Dziś patrzę na naszą rodzinę i widzę puste miejsce przy stole. Babci już nie ma. Zostały żale i niewypowiedziane słowa.

Czasem pytam samą siebie: czy można odbudować rodzinę po takim kryzysie? Czy lojalność wobec najbliższych zawsze musi boleć? Co wy byście zrobili na moim miejscu?