Gdy babcia usłyszała, że jej wnuk czeka na jej dom – historia, która rozdarła naszą rodzinę

– „No, jak babcia w końcu odejdzie, to dom będzie nasz. W końcu należy się rodzinie, nie?”

Te słowa usłyszałam przez przypadek. Stałam w kuchni, zmywając naczynia po niedzielnym obiedzie. Szwagier, Tomek, rozmawiał z moją siostrą Anką w salonie. Myśleli, że nikt ich nie słyszy. Poczułam, jak talerz wyślizguje mi się z rąk i rozbija o zlew. W tej chwili wszystko się zmieniło.

Mam na imię Marta. Mam trzydzieści sześć lat, dwójkę dzieci i męża, który zawsze powtarzał, że rodzina jest najważniejsza. Ale czy naprawdę? Czy rodzina to tylko więzy krwi, czy coś więcej? Od tamtej chwili zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Babcia Zofia była dla mnie wszystkim. To ona mnie wychowywała, gdy mama musiała pracować na dwie zmiany w szpitalu. To ona nauczyła mnie piec szarlotkę i pokazała, jak rozpoznawać grzyby w lesie. Jej dom w podwarszawskiej wsi był dla mnie azylem – miejscem, gdzie zawsze czułam się bezpieczna.

Po śmierci dziadka babcia została sama. My – jej wnuki – odwiedzaliśmy ją na zmianę. Ale odkąd zachorowała na cukrzycę i coraz częściej zapominała o lekach, wszyscy zaczęli się wycofywać. Zostaliśmy tylko ja i mój brat Paweł.

Tomek pojawił się w naszej rodzinie pięć lat temu. Zawsze był wygadany, pewny siebie, trochę zbyt głośny. Anka go kochała, więc staraliśmy się go zaakceptować. Ale od początku czułam, że coś jest nie tak. Zawsze patrzył na wszystko przez pryzmat zysku.

Po tamtej rozmowie nie mogłam spać całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie te słowa: „dom będzie nasz”. Czy naprawdę ktoś może czekać na śmierć drugiego człowieka tylko po to, by dostać kawałek ziemi?

Następnego dnia pojechałam do babci. Siedziała na werandzie, owinięta w swój ulubiony szal.

– Martuśka, co taka zamyślona? – zapytała.
– Babciu… – zaczęłam niepewnie. – Czy ty wiesz, jak bardzo cię kocham?
– Wiem dziecko – uśmiechnęła się smutno. – Ale czuję, że coś cię gryzie.

Chciałam jej powiedzieć o rozmowie Tomka, ale nie mogłam. Bałam się ją zranić.

Kilka dni później Anka zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Marta, musimy pogadać.
– O czym?
– O domu babci. Tomek uważa, że powinniśmy już teraz zacząć myśleć o podziale majątku. Wiesz… żeby potem nie było kłótni.
Zatkało mnie.
– Anka! Babcia żyje! Jak możesz o tym mówić?
– Nie bądź dziecinna – syknęła. – Przecież wszyscy wiemy, że to kwestia czasu.

Rozłączyłam się bez słowa. Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę moja własna siostra potrafi być tak zimna?

Od tamtej pory zaczęło się piekło. Tomek zaczął przyjeżdżać do babci coraz częściej – ale nie po to, by jej pomagać. Przeglądał dokumenty, sprawdzał księgi wieczyste, wypytywał sąsiadów o wartość działki.

Pewnego dnia przyjechałam do babci i zobaczyłam Tomka stojącego z notariuszem na podwórku.
– Co tu się dzieje? – zapytałam ostro.
Tomek wzruszył ramionami.
– Sprawdzamy stan prawny nieruchomości. Chcemy mieć pewność, że wszystko jest w porządku.
Babcia patrzyła na mnie zdezorientowana.
– Martuśka… czy oni chcą mnie wyrzucić?
Poczułam wściekłość.
– Nikt cię stąd nie wyrzuci! – powiedziałam stanowczo.

Wieczorem zadzwoniłam do Pawła.
– Musimy coś zrobić – powiedziałam drżącym głosem.
– Wiem… Ale co? Przecież nie zabronimy im tu przyjeżdżać.
– Ale możemy porozmawiać z babcią. Może powinna spisać testament?
Paweł westchnął ciężko.
– To tylko pogorszy sprawę…

Miał rację. Od tamtej pory atmosfera w rodzinie była coraz gorsza. Spotkania przy stole zamieniły się w pole bitwy. Każdy bał się odezwać, żeby nie wywołać kolejnej awantury.

Najgorsze przyszło podczas świąt Bożego Narodzenia. Babcia chciała nas wszystkich pogodzić i zaprosiła całą rodzinę do siebie. Przy stole Tomek zaczął mówić o remontach i inwestycjach.
– Ten dom wymaga generalnego remontu – powiedział głośno. – Trzeba by go sprzedać i kupić coś nowego.
Babcia spojrzała na niego z przerażeniem.
– Ale ja tu chcę mieszkać…
Tomek wzruszył ramionami.
– Babciu, przecież już ledwo chodzisz. Tu jest zimno i wilgotno. Pomyśl o swoim zdrowiu.
Anka przytaknęła mu bez słowa.
Wtedy nie wytrzymałam.
– Może przestaniesz traktować babcię jak problem do rozwiązania?!
Zapadła cisza. Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Marta…
Ale ja już nie mogłam się powstrzymać.
– Od miesięcy słucham waszych rozmów o domu babci! Jakby była już martwa! Czy wyście wszyscy oszaleli?!
Tomek uśmiechnął się ironicznie.
– Nie bądź taka święta, Marta. Każdy myśli o przyszłości.
Wybiegłam z domu płacząc.

Po świętach babcia zachorowała poważniej. Trafiła do szpitala z zapaleniem płuc. Siedziałam przy jej łóżku codziennie po pracy, trzymając ją za rękę.
Pewnego dnia spojrzała na mnie smutno:
– Martuśka… czy ja naprawdę jestem dla was tylko ciężarem?
Zacisnęłam powieki ze łzami w oczach.
– Babciu… nigdy! Jesteś dla mnie wszystkim!
Uśmiechnęła się słabo:
– Wiem… Ale czuję, że coś się zmieniło między nami wszystkimi…

Po wyjściu ze szpitala babcia poprosiła mnie i Pawła na rozmowę.
– Dzieci… Chcę spisać testament. Nie chcę, żebyście się kłócili po mojej śmierci…
Paweł spojrzał na mnie bezradnie.
Babcia podjęła decyzję: dom zostawiła mnie i Pawłowi po równo, a Ance zapisała oszczędności z konta bankowego.
Gdy Anka się o tym dowiedziała, wybuchła awantura:
– To niesprawiedliwe! Zawsze byłaś ulubienicą babci!
Tomek dorzucił swoje:
– To wyście ją zmanipulowali! Wszystko było ustawione od początku!
Przez kolejne miesiące nie odzywali się do nas ani słowem.

Babcia zmarła pół roku później. Pogrzeb był cichy i smutny – nawet wtedy Anka nie potrafiła spojrzeć mi w oczy.
Dom stał pusty przez kilka miesięcy. Paweł chciał go sprzedać i podzielić pieniądze na pół. Ja nie potrafiłam podjąć decyzji – ten dom był dla mnie symbolem dzieciństwa i miłości babci.

Dziś siedzę na tej samej werandzie co ona kiedyś i patrzę na zachód słońca nad starym sadem jabłoniowym. Wciąż słyszę jej głos w głowie: „Martuśka… pamiętaj, rodzina to największy skarb”.
Ale czy naprawdę? Czy można odbudować rodzinę po takiej zdradzie? Czy dom może być wart więcej niż miłość i zaufanie?

Czasem myślę: co by było, gdybyśmy wszyscy potrafili rozmawiać ze sobą szczerze? Czy wtedy uniknęlibyśmy tej tragedii? Co wy byście zrobili na moim miejscu?