Cienie miłości: Jak przełamałam rodzinne faworyzowanie na weselu mojej siostry Eli

– Znowu ty? – usłyszałam za plecami głos ojczyma, kiedy weszłam do kuchni po kolejną butelkę wina. – Ela poprosiła, żebyś przyniosła jej wodę z cytryną, nie wino.

Zacisnęłam dłonie na szyjce butelki. Chciałam odpowiedzieć, że to dla cioci Basi, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zawsze tak było – kiedy próbowałam się odezwać, on patrzył na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem i czułam się jak intruz we własnym domu. Nawet teraz, w dniu wesela Eli, kiedy wszyscy powinniśmy być szczęśliwi.

Wróciłam na salę. Ela stała pośrodku tłumu, promienna, otoczona przyjaciółkami. Mama poprawiała jej welon, a ojczym z dumą patrzył na nią, jakby była jedyną osobą na świecie. Przez chwilę miałam ochotę podejść i powiedzieć coś złośliwego, ale powstrzymałam się. Przecież to jej dzień.

– Magda, pomóż mi z suknią – zawołała Ela, machając do mnie ręką. Podbiegłam posłusznie, jak zawsze. Zaczęłam poprawiać tren, kiedy szepnęła mi do ucha:

– Dziękuję, że jesteś. Wiem, że to dla ciebie trudne.

Zaskoczyła mnie. Spojrzałam na nią uważnie – czyżby naprawdę widziała mój ból? Czy tylko udawała? Przez lata nauczyłam się nie ufać jej słowom. Była ulubienicą mamy i ojczyma, tą piękniejszą, zdolniejszą, tą, której wszystko się udawało.

Pamiętam dzień, kiedy mama przyprowadziła do domu Andrzeja – mojego przyszłego ojczyma. Miałam wtedy dziewięć lat. Ela była zachwycona – nowy tata! A ja? Ja czułam tylko strach. Ojciec odszedł od nas nagle, zostawiając pustkę i niepokój. Andrzej był inny – surowy, wymagający. Szybko zrozumiałam, że nie jestem jego córką. Byłam tylko dodatkiem do pakietu.

– Magda, podaj mi torebkę! – krzyknęła mama z końca sali.

Znowu ja. Zawsze ja od brudnej roboty. Przyniosłam jej torebkę i usłyszałam:

– Uważaj na sukienkę Eli! Nie dotykaj jej tłustymi rękami.

Poczułam pieczenie w oczach. Odeszłam szybko do łazienki i zamknęłam się w kabinie. Oparłam czoło o zimne kafelki. „Nie płacz” – powtarzałam sobie w myślach. „Nie dzisiaj”.

Wróciłam na salę akurat wtedy, gdy zaczynały się podziękowania dla rodziców. Ela płakała ze wzruszenia, Andrzej tulił ją mocno do siebie. Mama ocierała łzy chusteczką. Ja stałam z boku, niewidzialna.

– Dziękuję wam za wszystko – mówiła Ela przez łzy. – Za miłość, wsparcie i za to, że zawsze byliście przy mnie.

Spojrzała na mnie przelotnie. Jej wzrok był pełen współczucia – czy może litości? Nie wiem. Wtedy poczułam coś dziwnego: gniew mieszał się ze smutkiem i zazdrością.

Po chwili podszedł do mnie Tomek – kuzyn z Krakowa.

– Magda, co jest? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wybuchnąć.

Uśmiechnęłam się krzywo.

– Nic nowego. Po prostu jestem tu statystką.

Tomek spojrzał na mnie uważnie.

– Może czas przestać być statystką?

Te słowa utkwiły mi w głowie jak drzazga.

Wieczorem, kiedy wszyscy tańczyli i śmiali się przy stołach zastawionych jedzeniem, wyszłam na taras zaczerpnąć powietrza. Było chłodno, czerwcowy wiatr rozwiewał mi włosy. Usiadłam na schodkach i zaczęłam płakać – cicho, żeby nikt nie słyszał.

Nagle usłyszałam kroki. To była mama.

– Magda…

Nie spojrzałam na nią.

– Wiem, że ci ciężko – zaczęła niepewnie. – Ale przecież jesteśmy rodziną.

Zaśmiałam się gorzko.

– Rodziną? Dla kogo? Dla Eli? Dla Andrzeja? Ja zawsze byłam tylko dodatkiem!

Mama usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.

– Przepraszam… Może za mało ci to mówiłam. Ale kocham cię tak samo jak Elę.

Odwróciłam głowę.

– To dlaczego zawsze ją wybierasz? Dlaczego nigdy nie stanęłaś po mojej stronie?

Mama milczała długo.

– Bałam się… Bałam się konfliktów z Andrzejem. Chciałam spokoju w domu.

Poczułam narastający żal.

– A ja? Ja nie zasługuję na spokój?

Mama zaczęła płakać.

– Przepraszam…

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę bezbronną. Może pierwszy raz odważyła się przyznać do błędów?

Wróciłyśmy razem do środka. Ela podeszła do mnie natychmiast.

– Magda…

Spojrzałyśmy sobie w oczy. Widziałam w niej lęk i nadzieję jednocześnie.

– Przepraszam za wszystko… Za to, że czasem byłam ślepa na twoje uczucia.

Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu ją przytuliłam.

Wtedy podszedł Andrzej.

– Magda…

Jego głos był inny niż zwykle – miękki, cichy.

– Chciałem ci podziękować za wszystko, co robisz dla Eli… I dla nas wszystkich.

Patrzyłam na niego długo. Czy naprawdę to mówił? Czy tylko chciał mieć czyste sumienie?

– Chciałabym kiedyś usłyszeć to samo bez okazji – powiedziałam cicho.

Andrzej spuścił wzrok.

Wróciłam do stołu z poczuciem ulgi i smutku jednocześnie. Coś się zmieniło – może niewiele, ale jednak. Po raz pierwszy od lat poczułam się zauważona.

Noc była długa. Tańczyliśmy razem do białego rana – ja z Elą, mama z Andrzejem, nawet Tomek wyciągnął mnie na parkiet kilka razy. Śmiałam się szczerze pierwszy raz od dawna.

Kiedy nad ranem wracałyśmy z Elą do domu, zapytała:

– Myślisz, że kiedyś będziemy naprawdę blisko?

Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się przez łzy:

– Jeśli obie tego chcemy…

Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko krew i wspólne zdjęcia przy stole. To odwaga mówienia o bólu i przebaczania sobie nawzajem. Czy wy też czasem czuliście się niewidzialni wśród najbliższych? Jak przełamać milczenie i zawalczyć o swoje miejsce?