Mieszkanie po ojcu, którego nigdy nie znałam – a teraz mama żąda połowy. Czy to sprawiedliwe?
– To nie jest sprawiedliwe, mamo! – krzyknęłam przez łzy, czując jak drżą mi ręce. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, tej samej kuchni, w której przez dwadzieścia siedem lat mojego życia słyszałam tylko jedno nazwisko: Nowak. Nigdy nie padło imię mojego ojca. Nigdy nie usłyszałam nawet, czy był dobrym człowiekiem. A teraz, kiedy dostałam list od notariusza i dowiedziałam się, że zostawił mi mieszkanie na Pradze, mama patrzyła na mnie z chłodną determinacją.
– To nie jest twoje mieszkanie, Aniu. To jest nasze. Przez tyle lat sama cię wychowywałam, sama wszystko opłacałam! – Jej głos był ostry jak nóż. – Masz obowiązek się ze mną podzielić.
W głowie miałam mętlik. Przez całe życie żyłam w przekonaniu, że mój ojciec nie żyje albo był nikim ważnym. Mama nigdy nie chciała o nim mówić. Kiedy pytałam, ucinała temat jednym zdaniem: „Nie warto wracać do przeszłości”.
A teraz ta przeszłość wróciła do mnie z całą siłą. List od notariusza był jak grom z jasnego nieba. „Pani Anna Nowak została powołana do spadku po śp. Janie Zielińskim.” Zielińskim? To nazwisko nic mi nie mówiło. Ale potem przyszły dokumenty: akt własności mieszkania, list pożegnalny napisany drżącą ręką i zdjęcie – ja jako niemowlę na kolanach mężczyzny o łagodnych oczach.
Pamiętam, jak siedziałam wtedy na łóżku i płakałam. Czułam się zdradzona przez własną matkę. Przez tyle lat żyłam w kłamstwie. A teraz ona żąda ode mnie połowy tego, co zostawił mi człowiek, którego sama wymazała z mojego życia.
– Mamo, dlaczego nigdy mi o nim nie powiedziałaś? – spytałam cicho, próbując opanować drżenie głosu.
Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Bo nie chciałam, żebyś cierpiała tak jak ja. On nas zostawił. Wybrał inną kobietę. Myślisz, że to było łatwe?
– Ale przecież on do mnie pisał! – wyciągnęłam listy, które znalazłam w teczce u notariusza. – Pisał do mnie przez lata! Ty mi ich nigdy nie dałaś!
Mama zbladła. Przez chwilę myślałam, że się przewróci.
– Chciałam cię chronić…
– Przed czym? Przed prawdą? Przed tym, że miałam ojca?
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Szłam bez celu przez miasto, mijając ludzi spieszących się do pracy, matki z dziećmi, starszych panów na ławkach. Czułam się jak cień. Jakby moje życie nagle straciło sens.
Przez kolejne dni nie mogłam spać. Wciąż wracały do mnie obrazy: mama płacząca w kuchni, listy od ojca, mieszkanie na Pradze – puste i ciche, pachnące kurzem i starym drewnem.
Zadzwoniła do mnie ciotka Basia.
– Aniu, twoja mama jest załamana. Może powinnaś z nią porozmawiać?
– A ona ze mną rozmawiała przez te wszystkie lata? – odpowiedziałam gorzko.
– Wiem, że to trudne… Ale ona naprawdę cię kocha.
Kocha? Czy miłość polega na kłamstwie?
Postanowiłam pojechać do mieszkania po ojcu. Klucz ciężko leżał mi w dłoni. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. W powietrzu unosił się zapach starych książek i kawy. Na półkach stały zdjęcia – ja jako dziecko, mama uśmiechnięta jeszcze młoda i piękna, a obok niej on – Jan Zieliński.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam czytać list pożegnalny:
„Aniu,
Nie wiem, czy kiedykolwiek przeczytasz te słowa. Chciałem być częścią twojego życia, ale twoja mama nie pozwoliła mi na to. Nie jestem bez winy – popełniłem wiele błędów. Ale zawsze cię kochałem.”
Łzy kapały mi na kartkę. Czułam ból i gniew jednocześnie.
Następnego dnia spotkałam się z prawnikiem.
– Pani Anno, mieszkanie należy wyłącznie do pani – powiedział spokojnie mecenas Kowalski. – Matka nie ma do niego żadnych praw.
Ale czy prawo to wszystko? Czy mogę tak po prostu odciąć się od matki?
Wieczorem zadzwoniła do mnie mama.
– Aniu… przepraszam. Nie wiedziałam, że to wszystko tak się potoczy…
– Mamo, dlaczego mi to zrobiłaś? Dlaczego odebrałaś mi ojca?
Po drugiej stronie słyszałam tylko szloch.
– Bałam się… Bałam się zostać sama… Bałam się, że go wybierzesz zamiast mnie…
Siedziałam długo w ciszy, patrząc na ściany mieszkania po ojcu. Zastanawiałam się, ile jeszcze tajemnic kryje moja rodzina.
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy rozmawiać. Było ciężko – każda rozmowa kończyła się łzami albo kłótnią o pieniądze.
Pewnego dnia przyszła do mnie mama z ciastem drożdżowym.
– Aniu… Może spróbujemy zacząć od nowa? Wiem, że cię skrzywdziłam…
Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałam szczerze.
Mama spuściła wzrok.
– Rozumiem… Ale będę próbować.
Czasami myślę o tym wszystkim i zastanawiam się: czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego? Czy rodzina to tylko więzy krwi i wspólne nazwisko? A może to wybory i prawda są ważniejsze niż wszystko inne?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć swojej matce takie kłamstwo? Czy podzielilibyście się spadkiem? Czym dla was jest sprawiedliwość?