Sofa „Marzenie” – opowieść o rodzinnych sekretach, zdradzie i przebaczeniu
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku mojej matki: — Alicja! Natychmiast do salonu! — Jej głos przeszył ciszę naszego mieszkania na warszawskim Bródnie. Miałam wtedy siedemnaście lat i właśnie wróciłam z prób chóru. W rękach ściskałam nuty, a w głowie krążyła melodia „Ave Maria”. Nie spodziewałam się, że ten wieczór zmieni całe moje życie.
W salonie siedział mój ojciec, Andrzej, z twarzą ukrytą w dłoniach. Obok niego stała moja młodsza siostra, Lena, z oczami pełnymi łez. Matka, Danuta, krążyła wokół sofy „Marzenie” — tej samej, na której od lat rozgrywały się wszystkie nasze rodzinne dramaty i radości. — Co się stało? — zapytałam niepewnie.
— Powiedz jej! — syknęła mama do ojca. — Niech wreszcie usłyszy prawdę!
Ojciec podniósł głowę. Jego spojrzenie było puste, jakby nagle postarzał się o dwadzieścia lat. — Alicja… Lena nie jest twoją siostrą. — Zamarłam. — Co ty mówisz? — wyszeptałam.
— To córka twojej matki i… mojego najlepszego przyjaciela, Pawła. — Słowa ojca uderzyły mnie jak policzek. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Lena zaczęła szlochać jeszcze głośniej.
— Przepraszam… — wyszeptała mama. — To był błąd sprzed lat… Myślałam, że nigdy się nie wyda…
— A ty? — zwróciłam się do ojca. — Wiedziałeś?
— Od początku. Ale kochałem was obie. I nie chciałem was stracić.
Wybiegłam z salonu, trzaskając drzwiami tak mocno, że obraz z Matką Boską spadł ze ściany. Wpadłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Przez całą noc słyszałam przez cienkie ściany kłótnie rodziców i płacz Leny. Sofa „Marzenie” skrzypiała pod ciężarem ich emocji.
Następnego dnia w szkole nie potrafiłam się skupić. Moja przyjaciółka, Marta, zauważyła, że coś jest nie tak.
— Co się stało? Wyglądasz jakbyś widziała ducha.
— Moja rodzina to kłamstwo — wyszeptałam. — Lena nie jest moją siostrą…
Marta objęła mnie ramieniem. — Rodzina to nie tylko krew, Ala. To też wybory i miłość.
Przez kolejne tygodnie w domu panowała lodowata atmosfera. Mama próbowała rozmawiać ze mną przy śniadaniu:
— Alicja, proszę… Musisz zrozumieć…
— Nie chcę cię słuchać! Zniszczyłaś wszystko! — krzyczałam.
Ojciec zamknął się w sobie. Przychodził późno z pracy i siadał na sofie „Marzenie”, wpatrując się w telewizor bez dźwięku. Lena przestała wychodzić z pokoju.
Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej i usłyszałam rozmowę rodziców:
— Andrzej, musimy jej powiedzieć o testamencie…
— Jeszcze nie teraz! Nie po tym wszystkim!
Zamarłam za drzwiami. Testament? O czym oni mówią?
Wieczorem postanowiłam skonfrontować rodziców.
— O co chodzi z testamentem? — zapytałam stanowczo.
Mama pobladła. Ojciec spuścił wzrok.
— Dziadek zostawił mieszkanie na ciebie… Ale jeśli nie pogodzisz się z Leną, wszystko przepadnie. Taki był jego warunek.
Poczułam się jak pionek w ich grze. — Czyli mam udawać, że wszystko jest dobrze, żeby dostać mieszkanie?
— Nie! Chcemy tylko, żebyście były rodziną…
Wybiegłam na klatkę schodową i zadzwoniłam do Pawła — biologicznego ojca Leny, którego znałam od dziecka jako „wujka”. Odebrał po kilku sygnałach.
— Alicja? Co się stało?
— Musimy porozmawiać. O Lenie… O wszystkim.
Spotkaliśmy się w pobliskiej kawiarni na Targówku. Paweł był spięty, ale jego spojrzenie było ciepłe.
— Przepraszam cię za wszystko… Nigdy nie chciałem rozbić waszej rodziny.
— Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?
— Twoi rodzice bali się prawdy. Ja też… Ale kocham Lenę jak własną córkę. I ciebie też traktuję jak rodzinę.
Wróciłam do domu z mętlikiem w głowie. Lena siedziała na sofie „Marzenie”, tuląc do piersi pluszowego misia z dzieciństwa.
— Nienawidzisz mnie? — zapytała cicho.
Usiadłam obok niej i przez chwilę milczałyśmy.
— Nie nienawidzę cię… Po prostu nie wiem już, kim jestem.
Lena rozpłakała się na dobre. Przytuliłam ją pierwszy raz od miesięcy.
Minęły lata. Rodzice rozwiedli się niedługo po tamtym wieczorze. Mama wyprowadziła się do Pawła, a ojciec został sam w naszym mieszkaniu na Bródnie. Ja wyjechałam na studia do Krakowa, a Lena zamieszkała z mamą i Pawłem w nowym bloku na Białołęce.
Sofa „Marzenie” została u ojca. Za każdym razem, gdy wracałam do Warszawy na święta czy wakacje, siadałam na niej i czułam ciężar dawnych wspomnień: dziecięcych zabaw, rodzinnych awantur, pierwszych pocałunków z chłopakiem pod czujnym okiem taty…
Pewnego dnia ojciec zadzwonił do mnie zapłakany:
— Ala… Mam raka. Lekarze mówią, że zostało mi kilka miesięcy.
Świat znów runął mi pod nogami. Rzuciłam wszystko i wróciłam do Warszawy opiekować się nim w ostatnich tygodniach życia. Każdego wieczoru siadał na sofie „Marzenie” i prosił:
— Opowiedz mi coś z dzieciństwa…
Opowiadałam mu o wspólnych wakacjach nad Bałtykiem, o tym jak uczył mnie jeździć rowerem po parku Bródnowskim, o tym jak zawsze bronił mnie przed mamą, gdy ta była zbyt surowa.
W ostatnią noc przed śmiercią ojciec poprosił mnie:
— Wybacz mamie… I Lenie też. Życie jest za krótkie na nienawiść.
Pochowałyśmy go razem z mamą i Leną. Stałyśmy nad grobem trzymając się za ręce pierwszy raz od lat.
Po pogrzebie wróciłyśmy do mieszkania ojca. Sofa „Marzenie” stała tam jak zawsze — trochę przetarta, ale wciąż solidna. Usiadłyśmy we trzy: ja pośrodku, mama po lewej, Lena po prawej.
— Może spróbujemy jeszcze raz być rodziną? — zapytała mama łamiącym się głosem.
Nie odpowiedziałam od razu. Ale wtedy poczułam pierwszy raz od dawna spokój.
Dziś sofa „Marzenie” stoi u mnie w salonie w Krakowie. Czasem siadam na niej wieczorem z kubkiem herbaty i myślę o tym wszystkim, co przeszłyśmy jako rodzina.
Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to właśnie przebaczenie daje nam szansę na nowe życie? Co wy o tym sądzicie?