Złotko kontra nowa: jak teściowa próbuje przywrócić byłą żonę męża – historia z polskiego domu
Weszłam do mieszkania Bartka i już w przedpokoju poczułam, że coś jest nie tak. Z kuchni dobiegały podniesione głosy – jego matka, pani Halina, znów przyszła bez zapowiedzi. Zatrzymałam się na chwilę, słysząc jej słowa:
– Bartek, ty się w końcu opamiętaj! Co ci ta nowa dała, czego nie miała Justyna? Przecież ona była jak córka dla mnie!
Zamarłam. To nie był pierwszy raz, kiedy słyszałam takie teksty. Ale tym razem poczułam, że coś we mnie pęka. Odkąd pojawiłam się w życiu Bartka, pani Halina traktowała mnie jak intruza. Justyna – jego była żona – była jej oczkiem w głowie. Nawet po rozwodzie zapraszała ją na święta, imieniny, a kiedy urodził się ich syn, Kacper, to już w ogóle uznała ją za jedyną prawdziwą rodzinę.
Bartek próbował tłumaczyć:
– Mamo, skończ już. Justyna odeszła, to był jej wybór. Ja jestem szczęśliwy z Anią.
Ale pani Halina tylko machnęła ręką:
– Szczęśliwy? Ty nawet nie wiesz, co to szczęście! Justyna była złotem! A ta… (tu spojrzała na mnie, gdy weszłam do kuchni) – no cóż…
Przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się sztucznie.
– Dzień dobry.
– Dzień dobry – odburknęła teściowa i odwróciła się do Bartka. – Ja tylko chcę twojego dobra. A ty się uparłeś na tę swoją nową…
Bartek objął mnie ramieniem.
– Ania jest moją żoną. I proszę cię, mamo, szanuj to.
Ale ona tylko westchnęła ciężko i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
To był dopiero początek. Przez kolejne miesiące pani Halina nie odpuszczała. Zawsze znalazła pretekst, by zadzwonić do Justyny – a to Kacper zachorował, a to trzeba było coś załatwić w szkole. Często dowiadywałam się o tym przypadkiem:
– Aniu, muszę dziś później wrócić z pracy. Mama poprosiła mnie, żebym zawiózł Justynę do lekarza z Kacprem – tłumaczył Bartek.
– A nie może sama pojechać? – pytałam cicho.
– Mama się uparła…
Czułam się coraz bardziej zbędna. Nawet na rodzinnych spotkaniach pani Halina potrafiła powiedzieć przy wszystkich:
– Justynka zawsze piekła najlepszy sernik na Wielkanoc…
Albo:
– Kacperek tak tęskni za dawnymi czasami…
Czasem miałam wrażenie, że jestem tylko cieniem w ich domu. Najgorsze były święta Bożego Narodzenia. Pani Halina zaprosiła Justynę i Kacpra do siebie na Wigilię – oczywiście bez konsultacji z nami. Bartek próbował protestować:
– Mamo, przecież mamy własną rodzinę! Ania przygotowała kolację!
Ale ona tylko wzruszyła ramionami:
– U mnie zawsze byliście razem. Nie będę zmieniać tradycji przez jakieś twoje fanaberie.
W końcu Bartek pojechał z Kacprem do matki na godzinę „tylko na opłatek”, a ja zostałam sama przy stole. Płakałam wtedy jak dziecko.
Najgorsze przyszło jednak później. Justyna rozstała się ze swoim nowym partnerem i nagle zaczęła coraz częściej pojawiać się w naszym życiu. Pani Halina była zachwycona:
– Widzisz? Los daje wam drugą szansę! Może jeszcze wszystko wróci na swoje miejsce!
Zaczęły się plotki po rodzinie. Ciotki szeptały:
– Słyszałaś? Może Bartek wróci do Justyny…
A ja? Czułam się coraz bardziej obca. Nawet Kacper zaczął mówić:
– Mama mówi, że kiedyś wszyscy mieszkaliśmy razem i było lepiej.
Pewnego dnia nie wytrzymałam. Po kolejnej awanturze z panią Haliną wybuchłam:
– Dlaczego pani mnie tak nienawidzi? Co ja pani zrobiłam?
Spojrzała na mnie chłodno:
– Ty mi zabrałaś rodzinę.
Nie wiedziałam już, co powiedzieć. Bartek próbował mnie pocieszać:
– Kochanie, ona nigdy nie pogodzi się z rozwodem. Ale ja cię kocham.
Ale ile można żyć w cieniu przeszłości? Zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Przestałam odbierać telefony od teściowej. Nawet z Bartkiem zaczęliśmy się kłócić coraz częściej.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem w kuchni. Bartek był zmęczony i smutny.
– Aniu… Ja już nie wiem, co robić. Mama grozi, że przepisze mieszkanie na Justynę i Kacpra, jeśli się z tobą nie rozstanę.
Zrobiło mi się słabo.
– To co zamierzasz?
Spojrzał mi prosto w oczy:
– Chcę być z tobą. Ale nie chcę stracić syna ani matki…
Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję. Albo będziemy walczyć razem, albo pozwolimy pani Halinie sterować naszym życiem.
Następnego dnia zadzwoniłam do Justyny.
– Możemy się spotkać?
Była zdziwiona, ale zgodziła się na kawę w kawiarni pod blokiem.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
– Słuchaj – zaczęłam drżącym głosem – ja nie chcę wojny. Chcę tylko normalnie żyć z Bartkiem i Kacprem. Ty masz prawo być matką swojego syna, ale ja też chcę być szczęśliwa.
Justyna spojrzała na mnie poważnie:
– Ja już nie chcę wracać do Bartka. To przeszłość. Ale twoja teściowa… Ona nigdy nie odpuści.
Westchnęłyśmy obie ciężko.
Od tamtej pory próbuję budować swoje życie na nowo – z dystansem do rodziny Bartka i większą troską o siebie samą. Ale czasem pytam siebie: czy naprawdę można wygrać z czyjąś tęsknotą za przeszłością? Czy kiedykolwiek będę dla nich kimś więcej niż tylko „tą nową”?
A wy? Jak radzicie sobie z rodzinami, które nie chcą zaakceptować nowych porządków? Czy warto walczyć o uznanie za wszelką cenę?