Trzy dni milczenia: Gorzka cisza Weroniki Nowak
Po raz czwarty tego ranka podeszłam do telefonu, podniosłam słuchawkę, posłuchałam sygnału i odłożyłam ją z powrotem. Aparat działał, więc problem nie leżał po jego stronie. Spojrzałam na zegarek — wpół do jedenastej. Zwykle Kacper dzwonił o dziewiątej, gdy tylko dotarł do pracy, ale dziś milczał już trzeci dzień. Trzy dni bez telefonu. Trzy dni bez jego głosu, bez tych kilku słów, które zawsze pozwalały mi przetrwać kolejny dzień w tej dusznej, pełnej niedopowiedzeń atmosferze naszego mieszkania.
W kuchni cicho brzęczał czajnik. Zaparzyłam sobie herbatę, ale nie miałam ochoty jej pić. Wpatrywałam się w parujący kubek, jakby miał mi odpowiedzieć na pytania, które kłębiły się w mojej głowie. Czy coś się stało? Czy może… nie chciałam nawet kończyć tej myśli. Kacper nigdy nie znikał tak po prostu. Nawet kiedy się kłóciliśmy — a ostatnio zdarzało się to coraz częściej — zawsze dzwonił rano, żeby powiedzieć „dzień dobry”.
Wczoraj wieczorem próbowałam zadzwonić do jego biura, ale sekretarka powiedziała tylko chłodno: „Pan Kacper jest zajęty, oddzwoni później”. Nie oddzwonił. Przewracałam się całą noc z boku na bok, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Nawet zegar na ścianie tykał dziś głośniej niż zwykle.
— Weronika, wszystko w porządku? — zapytała mama, która przyszła rano z zakupami.
— Tak, mamo — skłamałam, choć wiedziałam, że nie uwierzy. Mama zawsze widziała więcej niż chciałam jej pokazać.
Usiadła naprzeciwko mnie i spojrzała uważnie.
— Znowu się pokłóciliście?
Pokręciłam głową.
— Po prostu… nie dzwoni od trzech dni.
Mama westchnęła i zaczęła rozpakowywać zakupy. W jej ruchach było coś nerwowego.
— Może ma dużo pracy — powiedziała cicho.
— Może — odpowiedziałam równie cicho, ale obie wiedziałyśmy, że to nieprawda.
W południe zadzwoniła do mnie Anka, moja młodsza siostra. Zawsze była bardziej bezpośrednia niż ja.
— Co się dzieje z Kacprem? — zapytała bez ogródek. — Widziałam go wczoraj na mieście z jakąś kobietą.
Zamarłam. Serce zaczęło mi bić szybciej.
— Jesteś pewna?
— Tak. Siedzieli w kawiarni przy Nowym Świecie. Wyglądali… blisko.
Nie odpowiedziałam. W gardle poczułam suchość, jakby ktoś wsypał mi tam piasek.
Po rozmowie z Anką długo siedziałam w milczeniu. Próbowałam sobie przypomnieć ostatnią rozmowę z Kacprem. Był rozdrażniony, mówił coś o problemach w pracy, o tym, że musi zostać dłużej. Ale przecież zawsze mówił mi prawdę… Czy na pewno?
Wieczorem usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list do Kacpra. Pisałam o wszystkim: o strachu, o samotności, o tym, jak bardzo boli mnie ta cisza. Ale po kilku zdaniach zmięłam kartkę i wyrzuciłam ją do kosza. Co by to zmieniło?
Następnego dnia rano znów podeszłam do telefonu. Sygnał był czysty, jakby kpił ze mnie swoją obojętnością. Wzięłam płaszcz i wyszłam na spacer po Warszawie. Ulice były pełne ludzi, ale ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej.
Przechodziłam obok kawiarni na Nowym Świecie — tej samej, o której mówiła Anka. Przez chwilę stałam przed witryną i patrzyłam na ludzi w środku. Każda para wydawała mi się podejrzana. Każda kobieta mogła być tą „inną”.
Wróciłam do domu wyczerpana psychicznie i fizycznie. Mama czekała na mnie z obiadem.
— Musisz z nim porozmawiać — powiedziała stanowczo.
— Ale jak? On nie odbiera telefonu…
Mama spojrzała na mnie z troską.
— Może powinnaś pojechać do niego do pracy?
Ta myśl nie dawała mi spokoju przez resztę dnia. W końcu zebrałam się na odwagę i następnego ranka pojechałam do biura Kacpra. Siedziałam w poczekalni ponad godzinę, zanim sekretarka łaskawie pozwoliła mi wejść do jego gabinetu.
Kacper siedział przy biurku, blady i zmęczony. Gdy mnie zobaczył, wyraźnie się zdziwił.
— Weronika? Co ty tu robisz?
— Nie odbierasz ode mnie telefonów od trzech dni — powiedziałam drżącym głosem. — Musiałam cię zobaczyć.
Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, potem spuścił wzrok.
— Przepraszam… Miałem dużo na głowie…
— To wszystko? — zapytałam ostrożnie. — Bo widziano cię z jakąś kobietą w kawiarni.
Kacper westchnął ciężko i przetarł twarz dłonią.
— To była Marta… moja siostra przyrodnia. Dowiedziałem się o niej dopiero niedawno. Ojciec miał romans lata temu… Spotkaliśmy się kilka razy, żeby wszystko wyjaśnić.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś?
— Bałem się twojej reakcji… Bałem się wszystkiego ostatnio…
Wyszłam z jego gabinetu bez słowa. Na ulicy łzy same napływały mi do oczu. Czułam ulgę i gniew jednocześnie — ulgę, że nie zdradził mnie z inną kobietą, gniew, że przez trzy dni żyłam w piekle niepewności i domysłów.
Wieczorem długo rozmawialiśmy przez telefon. Kacper przepraszał za wszystko, tłumaczył się ze swoich lęków i tajemnic rodzinnych. Ja mówiłam o swoim strachu i samotności. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę się słuchamy.
Trzy dni milczenia nauczyły mnie więcej niż lata wspólnego życia. Czy można odbudować zaufanie po takim doświadczeniu? Czy każda tajemnica musi być początkiem końca? Czasem cisza mówi więcej niż tysiąc słów…