Prezent, który złamał mi życie: w dniu urodzin mąż wyznał, że spodziewa się dziecka… ale nie ze mną

– Wiesz, co jest najgorsze w zdradzie? – zapytałam sama siebie, patrząc w lustro, w którym odbijała się kobieta z rozmazanym makijażem i pustym spojrzeniem. – To, że nie tylko ktoś łamie ci serce. To, że zaczynasz wątpić, czy kiedykolwiek byłaś wystarczająca.

Mój świat rozpadł się dokładnie o 19:43, w dniu moich trzydziestych urodzin. Goście już od godziny śmiali się w salonie, mama krzątała się przy stole, a tata z dumą opowiadał o moich sukcesach zawodowych. Mój mąż – Paweł – siedział obok mnie, ściskając moją dłoń pod stołem. Myślałam, że to gest wsparcia. Nie wiedziałam jeszcze, że za chwilę wszystko się zmieni.

W pewnym momencie Paweł poprosił o ciszę. Wstał, stuknął łyżeczką w kieliszek i spojrzał na mnie z tym swoim uśmiechem, który kiedyś rozbrajał mnie do łez.

– Kochani – zaczął – dzisiaj są urodziny mojej żony. Chciałem jej podziękować za wszystko, co razem przeżyliśmy. Ale muszę też coś wyznać…

Zamarłam. Wszyscy patrzyli na niego z zaciekawieniem. Myślałam, że zaraz powie coś wzruszającego albo wręczy mi bilety na wymarzoną podróż do Włoch. Zamiast tego usłyszałam:

– Spodziewam się dziecka. Ale… nie z tobą, Aniu.

Cisza była tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca. Mama upuściła widelec na talerz. Tata pobladł i zacisnął pięści. Goście patrzyli na mnie z niedowierzaniem.

– Co ty wygadujesz?! – wykrztusiła moja mama.

Paweł spuścił wzrok. – Przepraszam… Nie mogłem już dłużej żyć w kłamstwie.

Wstałam od stołu i wybiegłam do łazienki. Słyszałam za sobą kroki mamy i jej płaczliwe: „Ania! Córeczko!” Ale nie chciałam nikogo widzieć. Patrzyłam na siebie w lustrze i czułam, jak wszystko we mnie pęka.

Kiedy wróciłam do salonu po kilkunastu minutach, goście już wychodzili. Mama próbowała ich zatrzymać, ale wszyscy byli zbyt zszokowani. Tata podszedł do Pawła i syknął:

– Wynoś się stąd natychmiast! Nie chcę cię więcej widzieć!

Paweł spojrzał na mnie błagalnie. – Aniu… Proszę…

Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły.

Zostałyśmy z mamą same. Usiadła obok mnie na kanapie i objęła mnie ramieniem.

– Wiedziałaś? – zapytała cicho.

Pokręciłam głową. – Ostatnio był coraz bardziej nieobecny… Ale myślałam, że to przez pracę.

Mama przytuliła mnie mocniej. – On cię nie był wart.

Przez kolejne dni nie wychodziłam z łóżka. Nie odbierałam telefonów od przyjaciółek ani od szefa z agencji reklamowej, w której pracowałam jako copywriterka. Mama przynosiła mi herbatę i próbowała namówić na rozmowę.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie Ola – moja młodsza siostra, która mieszkała w Krakowie.

– Anka, musisz się pozbierać – powiedziała stanowczo. – Paweł to śmieć. Ale ty jesteś silna. Przypomnij sobie, jak walczyłaś o awans! Jak sama pojechałaś do Warszawy na studia! Nie możesz pozwolić, żeby jeden facet cię złamał!

Chciałam jej uwierzyć, ale czułam się jak wrak człowieka.

Tymczasem rodzina Pawła zaczęła dzwonić do moich rodziców. Jego matka – pani Halina – przyszła nawet do naszego mieszkania.

– Pani Anno – zaczęła z udawaną troską – Paweł żałuje tego wszystkiego. Ta dziewczyna… ona go uwiodła! On chce wrócić do domu!

Mama spojrzała na nią lodowato:

– Niech pani powie synowi, żeby więcej tu nie przychodził.

Pani Halina wyszła obrażona, rzucając pod nosem przekleństwa.

Wieczorem zadzwonił Paweł.

– Aniu… Proszę cię… To był błąd… Ja jej nie kocham… To był tylko jeden raz…

– Jeden raz? – przerwałam mu drżącym głosem. – A dziecko? To też „jeden raz”?

Zamilkł.

– Aniu… Ja nie chciałem cię skrzywdzić…

Rozłączyłam się bez słowa.

Następnego dnia przyszła do mnie Magda – moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki.

– Anka, musisz coś zrobić ze swoim życiem – powiedziała bez ogródek. – Albo go wybaczysz i spróbujecie jeszcze raz, albo zamkniesz ten rozdział i pójdziesz dalej.

Spojrzałam na nią przez łzy.

– Jak mam mu wybaczyć? On będzie miał dziecko z inną kobietą! Ja przez dwa lata walczyłam o ciążę… Byliśmy u lekarzy, robiłam badania, brałam hormony… A on w tym czasie…

Magda przytuliła mnie mocno.

– To nie twoja wina. Pamiętaj o tym.

Kilka dni później dowiedziałam się od wspólnej znajomej, że kobieta Pawła to jego koleżanka z pracy – Justyna. Młodsza ode mnie o sześć lat, świeżo po studiach, zawsze uśmiechnięta i pewna siebie. Podobno Paweł pomagał jej przy jakimś projekcie i tak się zaczęło.

Nie mogłam przestać myśleć o tym, jak wygląda ich życie. Czy ona wie o mnie wszystko? Czy czuje się winna?

Tymczasem moi rodzice zaczęli się kłócić o to, kto bardziej zawinił.

– Gdybyś nie naciskała na ślub! – krzyczał tata do mamy.
– A ty? Zawsze byłeś dla niej za miękki! Pozwalałeś jej na wszystko!
– Bo to moja córka!
– I dlatego teraz cierpi!

Nie mogłam tego słuchać. Wyszłam z domu i poszłam przed siebie bez celu. Przechodziłam przez park, patrząc na bawiące się dzieci i młode matki z wózkami. Poczułam ukłucie zazdrości i żalu.

Wieczorem napisałam Pawłowi krótkiego maila:
„Nie chcę cię więcej widzieć. Proszę o rozwód.”

Odpisał po godzinie:
„Ania… Proszę… Przemyśl to jeszcze…”

Nie odpisałam już nigdy więcej.

Rozwód ciągnął się miesiącami. Paweł próbował mnie przekonać do mediacji, jego matka nachodziła moją rodzinę, a Justyna podobno groziła mu odejściem, jeśli nie załatwi wszystkiego szybko i dyskretnie.

W pracy szef wezwał mnie na rozmowę:
– Aniu… Wiem, że masz trudny czas… Ale musisz wrócić do projektów. Klienci pytają o ciebie.

Zacisnęłam zęby i wróciłam do obowiązków. Praca była jedynym miejscem, gdzie mogłam zapomnieć o wszystkim choćby na chwilę.

Po kilku miesiącach rozwód został orzeczony. Paweł przyszedł na ostatnią rozprawę sam. Wyglądał na starszego o dziesięć lat.
– Przepraszam – powiedział cicho pod salą sądową.
Nie odpowiedziałam mu nic.

Wróciłam do rodzinnego domu i zaczęłam powoli układać sobie życie od nowa. Mama namawiała mnie na terapię.
– Aniu, musisz pogadać z kimś profesjonalnym…
Poszłam raz. Potem drugi i trzeci. Zaczęłam rozumieć, że nie jestem winna temu wszystkiemu.

Po roku spotkałam Pawła przypadkiem w galerii handlowej. Szedł z Justyną i małym chłopcem na rękach. Spojrzał na mnie ze smutkiem i zawstydzeniem. Justyna udawała, że mnie nie widzi.
Przeszli obok mnie jak obcy ludzie.

Dziś mija dwa lata od tamtych wydarzeń. Mam nową pracę w innej agencji reklamowej w Poznaniu, wynajmuję małe mieszkanie na Jeżycach i powoli uczę się ufać ludziom na nowo. Czasem myślę o dziecku – może kiedyś zdecyduję się na adopcję albo samotne macierzyństwo?

Wciąż jednak wracam myślami do tamtego wieczoru i pytam siebie: czy można naprawdę zaufać drugiemu człowiekowi? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może to początek czegoś nowego?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?