Za późno na żal: drogi powrotnej brak – Historia Elżbiety i jej rodziny

Wszystko zaczęło się od krzyku. Takiego, który rozdziera ciszę mieszkania na warszawskim Bemowie i sprawia, że sąsiedzi przystają pod drzwiami, udając, że nie słyszą. – Elżbieta! Co ty wyprawiasz?! – wrzeszczał mój mąż, Tomasz, trzymając w ręku walizkę. Stałam w przedpokoju, z oczami pełnymi łez i dłonią zaciśniętą na telefonie. Właśnie przeczytałam wiadomość od mojej młodszej siostry, Magdy: „Ela, przepraszam. To się stało. Nie chciałam. Tomek był taki samotny…”.

Zamarłam. Przez chwilę miałam wrażenie, że to jakiś żart, głupi dowcip. Ale nie – wszystko zaczęło układać się w całość: późne powroty Tomka z pracy, tajemnicze rozmowy Magdy przez telefon, jej nagłe wizyty pod pretekstem „pomocy przy dzieciach”.

– To prawda? – zapytałam cicho, patrząc Tomkowi prosto w oczy. Zbladł. – Ela… To nie tak… – zaczął, ale nie dokończył. Wybiegł z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Osunęłam się na podłogę. W głowie dudniło mi jedno pytanie: jak mogłam być tak ślepa? Przecież przez lata robiłam wszystko dla tej rodziny. Pracowałam na dwa etaty – jako nauczycielka polskiego w liceum i korepetytorka po godzinach. Tomasz był informatykiem, zarabiał dobrze, ale pieniądze zawsze gdzieś znikały. Nasza córka, Weronika, miała wtedy 14 lat i właśnie przechodziła bunt nastolatki. Syn, Kuba, miał 9 lat i był moim oczkiem w głowie.

Tej nocy nie spałam ani minuty. Rano zadzwoniła mama. – Ela, coś się stało? Magda do mnie nie odbiera… – Jej głos był pełen niepokoju. – Mamo… Tomek mnie zdradził. Z Magdą – wyszeptałam. Po drugiej stronie zapadła cisza.

W kolejnych dniach wszystko działo się jak we śnie. Tomasz wyprowadził się do wynajętego mieszkania na Woli. Magda przestała odbierać telefony. Mama próbowała mediować, ale ja nie chciałam nikogo widzieć. Weronika zamknęła się w swoim pokoju i przestała ze mną rozmawiać. Kuba płakał nocami i pytał: „Mamo, czy tata już nas nie kocha?”.

Najgorsze były święta Bożego Narodzenia. Siedzieliśmy przy stole we trójkę: ja, Weronika i Kuba. Puste miejsce po Tomku raziło jak rana. Mama przyszła z opłatkiem, ale atmosfera była ciężka jak ołów.

– Elu, musisz wybaczyć… – zaczęła mama.
– Komu? Jemu? Czy jej? – przerwałam ostro.
– Sobie przede wszystkim – odpowiedziała cicho.

Nie umiałam wybaczyć nikomu. Ani Tomkowi, ani Magdzie, ani sobie za to, że przez lata ignorowałam własne potrzeby i sygnały ostrzegawcze.

Po Nowym Roku zadzwoniła do mnie teściowa, pani Barbara.
– Elżbieto, Tomek jest załamany. On nie wie, co robić… Może byś mu dała jeszcze jedną szansę?
– Pani Barbaro, on już wybrał. Proszę nie dzwonić więcej.

Zaczęły się codzienne problemy: rachunki do zapłacenia, dzieci do szkoły, praca na pół gwizdka – bo nie miałam siły prowadzić lekcji z dawną pasją. Weronika zaczęła uciekać z domu na noc do koleżanki Kasi. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jej mama:
– Pani Elżbieto, Weronika jest u nas już trzeci dzień… Może pani przyjechać?
Pojechałam natychmiast. Weronika siedziała na łóżku z podkrążonymi oczami.
– Mamo, ja nie chcę wracać do tego domu… Tam jest tylko smutek.
Zabolało mnie to bardziej niż zdrada Tomka.

W pracy też nie było łatwo. Dyrektorka szkoły wezwała mnie na rozmowę:
– Pani Elżbieto, uczniowie skarżą się na pani rozkojarzenie… Może powinna pani wziąć urlop?
Nie miałam wyjścia – zgodziłam się na miesiąc bezpłatnego.

Wtedy zadzwoniła Magda.
– Ela… Musimy porozmawiać.
– O czym? O tym jak spałaś z moim mężem?
– Przepraszam… Ja naprawdę go kochałam od dawna… Ty zawsze miałaś wszystko: dom, dzieci, karierę…
– I dlatego musiałaś mi to zabrać? – krzyknęłam przez łzy.
– Nie chciałam cię skrzywdzić…
– Ale skrzywdziłaś! – rozłączyłam się.

Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat. Dzieciom gotowałam obiady z mrożonek, sama jadłam byle co. Wieczorami płakałam do poduszki.

Pewnego dnia spotkałam na klatce sąsiadkę panią Marię.
– Pani Elżbieto… Ja wiem, że pani ciężko… Ale proszę pamiętać: życie toczy się dalej. Ja też zostałam sama po śmierci męża i jakoś żyję.
Uśmiechnęła się ciepło i podała mi słoik własnej konfitury.

To był pierwszy promyk nadziei od miesięcy.

Zaczęłam powoli wracać do siebie. Zapisałam się na jogę w pobliskim domu kultury. Poznałam tam kilka kobiet w podobnej sytuacji: rozwódki, wdowy, samotne matki. Rozmawiałyśmy godzinami o życiu i o tym, jak trudno być silną dla innych.

Któregoś dnia Weronika przyszła do mnie wieczorem.
– Mamo… Przepraszam za wszystko. Ja po prostu nie umiałam sobie poradzić z tym wszystkim…
Przytuliłyśmy się mocno i obie płakałyśmy długo.

Kuba zaczął grać w piłkę nożną w szkolnym klubie. Ja wróciłam do pracy z nową energią – dzieciaki potrzebowały mnie bardziej niż kiedykolwiek.

Tomasz próbował wrócić kilka razy. Pisał SMS-y: „Elu, popełniłem błąd”, „Tylko ty się dla mnie liczysz”, „Magda mnie zostawiła”. Nie odpowiadałam.

Pewnego dnia spotkałam go przypadkiem pod blokiem.
– Elu… Proszę cię… Daj mi jeszcze jedną szansę…
Popatrzyłam mu prosto w oczy i powiedziałam:
– Tomasz… Drogi powrotnej już nie ma.
Odwróciłam się i poszłam do domu.

Dziś mija dwa lata od tamtych wydarzeń. Nadal boli mnie zdrada siostry i męża – ale nauczyłam się żyć dla siebie i dzieci. Odbudowałyśmy z Weroniką naszą relację; Kuba coraz częściej się uśmiecha.

Czasem pytam siebie: czy można jeszcze zaufać ludziom po takim upadku? Czy warto otwierać serce na nowo? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samą ze sobą?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?