Nie tylko chora: Noc, kiedy straciłam wszystko – Moja walka o siebie po zdradzie i rodzinnych kłamstwach

— Mamo, dlaczego tata znowu wychodzi w nocy? — zapytała cicho Zosia, przytulając się do mnie w ciemnym korytarzu. W jej oczach widziałam strach, którego nie potrafiłam już ukryć. Marek stał w przedpokoju, nerwowo zakładając buty.

— Źle się czuję, muszę pojechać do mamy — rzucił bez patrzenia mi w oczy. W jego głosie nie było już czułości. Tylko chłód i coś, co przypominało mi obojętność.

Wiedziałam, że kłamie. Od tygodni czułam, jak oddala się ode mnie. Najpierw były krótkie wyjścia do sklepu, potem coraz dłuższe „spacery”, aż w końcu zaczął znikać na całe noce. Próbowałam z nim rozmawiać, błagałam o szczerość, ale zawsze kończyło się na tym samym: „Przesadzasz”, „Jesteś przewrażliwiona”, „Daj mi spokój”.

Tego wieczoru burza szalała za oknem. Grzmoty rozdzierały ciszę, a ja czułam, jakby cały świat walił mi się na głowę. Dzieci spały niespokojnie, a ja siedziałam na kanapie, wpatrując się w telefon. Czekałam na wiadomość od Marka, choć wiedziałam, że jej nie dostanę.

Zawsze byłam silna. Tak przynajmniej wszyscy mówili. Ale tej nocy poczułam się jak mała dziewczynka zagubiona we własnym domu. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Małżeństwo to praca. Ale jeśli tylko jedna osoba się stara, to nie jest już związek”.

Nad ranem usłyszałam klucz w zamku. Marek wrócił. Pachniał obcymi perfumami. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

— Co ty tu jeszcze robisz? — zapytał z irytacją.

— To mój dom — odpowiedziałam cicho.

— Twój? — prychnął. — Wszystko jest na mnie. Ty nawet nie pracujesz.

Zabolało. Od lat byłam w domu z dziećmi, bo Marek twierdził, że tak będzie najlepiej dla rodziny. Teraz używał tego przeciwko mnie.

Przez kolejne dni atmosfera była nie do zniesienia. Marek coraz częściej znikał, a ja próbowałam udawać przed dziećmi, że wszystko jest w porządku. Zosia zaczęła moczyć się w nocy, a Kuba zamknął się w sobie.

Pewnego popołudnia zadzwoniła do mnie teściowa.

— Aniu, Marek mówił mi, że przesadzasz z zazdrością. Może powinnaś się leczyć? — Jej głos był lodowaty.

— Nie jestem chora — odpowiedziałam stanowczo.

— Wiesz… Marek zawsze był dobrym synem. Może powinnaś bardziej się postarać?

Rozłączyłam się bez słowa. Poczułam się upokorzona i samotna jak nigdy dotąd.

Kilka dni później zobaczyłam Marka na mieście — szedł za rękę z jakąś kobietą. Śmiali się, wyglądali na szczęśliwych. Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na ławce i zaczęłam płakać.

Wieczorem zebrałam się na odwagę.

— Marek… Widziałam cię dzisiaj z nią. Powiedz mi prawdę.

Spojrzał na mnie z pogardą.

— Tak, mam kogoś. I co z tego? Myślisz, że ktoś chciałby być z taką jak ty? Wiecznie zmęczoną, narzekającą…

Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, rzucać talerzami, ale tylko łzy spływały mi po policzkach.

— Chcę rozwodu — powiedział spokojnie.

Nie pamiętam reszty tej nocy. Pamiętam tylko ciszę i przerażenie w oczach dzieci.

Rozwód był koszmarem. Marek walczył o mieszkanie i dzieci, twierdząc przed sądem, że jestem niestabilna emocjonalnie. Teściowa zeznawała przeciwko mnie. Czułam się zdradzona przez wszystkich.

Przez wiele miesięcy żyłam jak w letargu. Chodziłam do pracy dorywczej w sklepie spożywczym, żeby mieć na chleb i czynsz za wynajmowane mieszkanie. Dzieci płakały za ojcem, a ja nie potrafiłam im pomóc.

Pewnego dnia Zosia zapytała:

— Mamo, czy to przez ciebie tata odszedł?

To pytanie złamało mi serce. Przez chwilę chciałam powiedzieć „tak”, bo tak właśnie czułam — winna wszystkiemu. Ale spojrzałam jej w oczy i powiedziałam:

— Nie kochanie. Tata podjął swoją decyzję. To nie twoja ani moja wina.

Z czasem zaczęłam odzyskiwać siły. Zapisałam się na terapię. Poznałam inne kobiety po przejściach — każda miała swoją historię bólu i zdrady. Razem płakałyśmy i śmiałyśmy się przez łzy.

Po roku od rozwodu poczułam coś dziwnego: spokój. Zaczęłam znów malować — coś, co kochałam jako dziewczynka, ale porzuciłam dla rodziny i obowiązków. Dzieci powoli odzyskiwały radość życia.

Czasem jeszcze budzę się w nocy z lękiem: czy dam radę? Czy dzieci będą szczęśliwe? Ale potem patrzę na siebie w lustrze i widzę kobietę silniejszą niż kiedykolwiek wcześniej.

Czy można odbudować siebie po zdradzie i upokorzeniu? Czy wybaczenie sobie to największa odwaga? Czekam na wasze historie…