Miłość na krawędzi: Wyznanie Magdy Nowak

– Magda, wszyscy już czekają. – Piotr ściszył głos, jakby bał się, że jego słowa rozpadną się w powietrzu. Spojrzałam na niego z dołu, z poziomu mojego wózka inwalidzkiego, w tej absurdalnie białej sukni, która miała być symbolem nowego początku. Zamiast tego czułam się jak aktorka w kiepskim przedstawieniu, gdzie nikt nie zna swojej roli.

Za drzwiami sali ślubnej słychać było szmer gości. Wiedziałam, że patrzą na mnie z litością, niektórzy z niedowierzaniem. Jeszcze pół roku temu biegałam po tych samych korytarzach, śmiejąc się z koleżankami z pracy. Teraz każdy mój ruch zależał od czyjejś pomocy. Ale najbardziej bolało mnie to, że nie potrafiłam już zaufać nawet sobie.

– Magda, kocham cię – Piotr uklęknął przy mnie i chwycił moją dłoń. – Nie musimy tego robić, jeśli nie jesteś gotowa.

Zacisnęłam powieki. W mojej głowie rozgrywała się scena sprzed kilku miesięcy: samochód, deszcz, krzyk hamulców i nagły ból. Potem szpital, diagnoza i cisza, która zapadła między mną a moją matką. Ojciec nie odezwał się do mnie od tamtej pory. „To twoja wina” – powiedział wtedy, jakby chciał mnie ukarać za to, że przeżyłam.

Piotr był przy mnie od początku. To on znosił moje ataki furii i rozpaczy. To on znosił milczenie mojej rodziny i szepty sąsiadów. Ale czy naprawdę go kochałam? Czy tylko trzymałam się go jak ostatniej deski ratunku?

– Magda, proszę… – Piotr spojrzał mi w oczy. Widziałam w nich strach i nadzieję jednocześnie.

– Nie wiem, czy potrafię – wyszeptałam. – Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć.

Zamarł. Wiedziałam, że rozumie. Bo zdrada nie zawsze oznacza romans. Czasem to po prostu brak obecności wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebujesz.

Pamiętam tamten dzień w szpitalu. Leżałam sama, otępiała od leków i bólu. Piotr nie odbierał telefonu przez kilka godzin. Potem tłumaczył się pracą, korkami, wszystkim innym poza prawdą. Dopiero później dowiedziałam się od jego siostry, że był wtedy z Anią – moją najlepszą przyjaciółką z dzieciństwa. „To nic takiego” – mówiła Ania przez łzy. „On po prostu potrzebował kogoś…” Ale ja wiedziałam, że to coś znaczyło.

Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Każdy dotyk Piotra przypominał mi o tym jednym dniu. Każde jego zapewnienie o miłości brzmiało jak przeprosiny za coś, czego nie potrafił naprawić.

– Magda! – Matka weszła do pokoju bez pukania. Jej twarz była napięta, usta zaciśnięte w cienką linię. – Goście czekają! Nie rób nam wstydu!

Spojrzałam na nią z goryczą. Przez całe życie próbowałam spełnić jej oczekiwania: dobre oceny, studia prawnicze, narzeczony z „porządnej rodziny”. Teraz byłam dla niej tylko problemem do rozwiązania.

– Mamo, ja nie wiem… – zaczęłam.

– Nie ma o czym mówić! – przerwała mi ostro. – Piotr cię kocha! Kto inny chciałby cię teraz?

Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego. Poczułam łzy pod powiekami, ale nie pozwoliłam im popłynąć.

Piotr podszedł do mojej matki.

– Pani Zofio, proszę… Dajmy Magdzie chwilę.

Matka spojrzała na niego z pogardą i wyszła trzaskając drzwiami.

Zostaliśmy sami. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż dzwoniło mi w uszach.

– Magda – Piotr usiadł naprzeciwko mnie na podłodze – wiem, że cię zawiodłem. Wiem też, że nie mogę cofnąć czasu. Ale chcę być przy tobie. Nie dlatego, że muszę. Dlatego, że chcę.

Patrzyłam na niego długo. Widziałam zmęczenie na jego twarzy i szczerość w oczach. Ale widziałam też swój własny strach – przed samotnością i przed tym, że już nigdy nie będę szczęśliwa.

– A jeśli nigdy nie będę mogła ci zaufać? – zapytałam cicho.

– To będziemy próbować każdego dnia od nowa – odpowiedział bez wahania.

Wtedy przypomniałam sobie słowa mojej babci: „Miłość to nie jest bajka o księżniczce i rycerzu. To codzienna walka o siebie nawzajem.” Może miała rację? Może szczęście to nie jest stan idealny, tylko decyzja podejmowana każdego dnia?

Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na swoje dłonie spoczywające na białej sukni.

– Dobrze – powiedziałam w końcu. – Spróbujmy jeszcze raz.

Piotr uśmiechnął się przez łzy i delikatnie pocałował mnie w czoło.

Kiedy wyjeżdżaliśmy razem na salę ślubną, czułam na sobie setki spojrzeń: ciekawskich, współczujących, oceniających. Ale pierwszy raz od miesięcy poczułam też coś innego – nadzieję.

Czy można nauczyć się żyć od nowa? Czy można wybaczyć nie tylko innym, ale przede wszystkim sobie? Może właśnie na tym polega prawdziwa siła.