Niekochany wnuk: Walka o czułość, której nie potrafię dać

— Mamo, możesz go dziś odebrać z przedszkola? — głos Weroniki drżał przez telefon, jakby bała się mojej odpowiedzi. Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na szarą, listopadową Warszawę. Znowu padał deszcz. Przez chwilę milczałam, ściskając kubek z zimną już herbatą. — Dobrze — odpowiedziałam w końcu, choć w środku czułam opór.

Mam na imię Hanna Kowalska, mam sześćdziesiąt dwa lata i od dawna noszę w sobie tajemnicę, która spędza mi sen z powiek. Moja jedyna córka, Weronika, osiem lat temu wyjechała do Irlandii na studia. Tam poznała swojego męża, Patricka, z którym niedługo potem wzięła ślub. Kiedy urodził się Michałek, byłam pewna, że zostanę babcią z prawdziwego zdarzenia. Ale kiedy pierwszy raz wzięłam go na ręce, poczułam tylko chłód. Nie było tej fali czułości, o której opowiadały moje koleżanki. Był dla mnie obcy.

Przez lata próbowałam to ukrywać. Uśmiechałam się do zdjęć, kupowałam prezenty na święta i urodziny, ale w środku czułam pustkę. Weronika wróciła do Polski dwa lata temu — Patrick dostał pracę w Warszawie. Mieszkają niedaleko mnie i coraz częściej proszą o pomoc przy Michałku. Zawsze zgadzam się niechętnie, bo wiem, że tak trzeba. Ale za każdym razem czuję się jak oszustka.

Dziś odebrałam Michałka z przedszkola. Stał pod ścianą z innymi dziećmi, trzymając w ręku rysunek. Kiedy mnie zobaczył, podbiegł i rzucił mi się na szyję. — Babciu! — krzyknął radośnie. Odpowiedziałam uśmiechem, ale w środku byłam sztywna jak deska. W drodze do domu opowiadał mi o swoim dniu, a ja kiwałam głową i udawałam zainteresowanie. W domu usiadł na dywanie i zaczął układać klocki. Patrzyłam na niego i zastanawiałam się: dlaczego nie potrafię go pokochać?

Wieczorem zadzwoniła Weronika. — Mamo, jak wam minął dzień? Michałek był grzeczny? — Był w porządku — odpowiedziałam krótko. Słyszałam w jej głosie rozczarowanie. — Mamo… czy wszystko w porządku? Ostatnio jesteś jakaś inna…

Nie mogłam jej powiedzieć prawdy. Jak miałabym to wyznać własnej córce? Że nie kocham jej dziecka? Że czuję się winna za każdym razem, gdy patrzę na Michałka? Że boję się, że on to wyczuje?

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam swoje dzieciństwo — matkę, która nigdy mnie nie przytulała, ojca wiecznie nieobecnego. W naszym domu nie było miejsca na czułość. Może dlatego nie potrafię jej dać własnemu wnukowi? Może jestem po prostu zimna?

Następnego dnia Weronika przyszła po Michałka wcześniej niż zwykle. Weszła do kuchni i spojrzała na mnie uważnie. — Mamo… czy ty naprawdę chcesz spędzać czas z Michałkiem? Bo jeśli nie…

— Nie mów tak — przerwałam jej gwałtownie. — Oczywiście, że chcę.

Weronika usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę milczała. — Wiem, że nie było ci łatwo ze mną… Ale Michałek cię kocha. On czuje się przy tobie bezpieczny.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Zofia. — Hanna, co się z tobą dzieje? Ostatnio jesteś jakaś nieobecna.

— Zosiu… ja chyba nie potrafię być babcią — wyszeptałam.

— Co ty mówisz? Przecież widzę, jak się starasz.

— Ale ja nic nie czuję… Nie mam tej miłości do Michałka.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Może powinnaś z kimś o tym porozmawiać? Z psychologiem?

Pokręciłam głową, choć wiedziałam, że Zofia ma rację.

Przez kolejne dni coraz bardziej zamykałam się w sobie. Unikałam kontaktu z Weroniką i Michałkiem pod pretekstem przeziębienia. Czułam się winna i samotna jak nigdy dotąd.

W końcu zebrałam się na odwagę i umówiłam wizytę u psychologa. Siedząc w poczekalni, miałam ochotę uciec. Ale kiedy weszłam do gabinetu i zobaczyłam ciepły uśmiech pani Magdy, coś we mnie pękło.

— Nie kocham swojego wnuka — powiedziałam od razu, zanim zdążyła zadać pytanie.

Pani Magda spojrzała na mnie łagodnie.

— To bardzo trudne uczucie… Ale proszę pamiętać: miłość można budować powoli. Czasem trzeba najpierw nauczyć się kochać siebie.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem, ale też z nadzieją. Może jeszcze nie wszystko stracone?

Kilka tygodni później Weronika poprosiła mnie o opiekę nad Michałkiem na cały weekend. Bałam się tego wyzwania jak ognia. Ale zgodziłam się.

Pierwszego dnia było niezręcznie. Michałek bawił się sam, a ja siedziałam przy stole i udawałam zajętą gazetą. W pewnym momencie podszedł do mnie z książką.

— Babciu, poczytasz mi?

Spojrzałam na niego zaskoczona. Jego oczy były pełne ufności.

Zaczęłam czytać powoli, nieporadnie. Michałek wtulił się we mnie i poczułam coś dziwnego — ciepło rozlewające się po ciele. Może to była pierwsza iskra?

Wieczorem zadzwoniła Weronika.

— Jak wam idzie?

— Dobrze… chyba dobrze — odpowiedziałam niepewnie.

Kiedy po weekendzie Weronika odebrała Michałka, spojrzała na mnie pytająco.

— Mamo… dziękuję ci.

Nie odpowiedziałam nic. Ale w środku poczułam ulgę.

Dziś piszę te słowa z nadzieją, że jeszcze nauczę się kochać mojego wnuka tak, jak on na to zasługuje. Czy można nauczyć się czułości po sześćdziesiątce? Czy da się przełamać własny chłód i dać komuś to, czego samemu nigdy się nie dostało? Może ktoś z was zna odpowiedź…