Więzy krwi: Gdy siostrzenica zażądała mojego wózka, a ja nie mogłam go oddać

– Naprawdę nie rozumiem, dlaczego robisz z tego taki problem, Anka – głos mojej siostry, Magdy, był ostry jak brzytwa. – Przecież to tylko wózek. Twój Bartek już z niego wyrósł, a moja Zosia zaraz się urodzi. Nie możesz mi go po prostu oddać?

Zacisnęłam dłonie na kubku z zimną już herbatą. Siedziałyśmy w kuchni moich rodziców, a atmosfera była gęsta jak śmietana. Mama krzątała się przy kuchence, udając, że nie słyszy, ale widziałam, jak jej ramiona napinają się przy każdym słowie Magdy.

– Magda, ja… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi bezlitośnie.

– Ty zawsze musisz być tą rozsądną, tą oszczędną. Ale przecież to rodzina! Zawsze powtarzałaś, że trzeba sobie pomagać. – Jej oczy błyszczały gniewem.

Wzięłam głęboki oddech. W głowie kłębiły mi się myśli: rachunki za prąd, czynsz, kredyt na mieszkanie, pieluchy dla Bartka… Wózek był drogi. Kupiłam go na raty, wybierając taki, który miał posłużyć na lata – może nawet dla drugiego dziecka, jeśli kiedyś zdecydujemy się z Michałem na rodzeństwo dla Bartka.

– Magda, ja naprawdę nie mogę go oddać. Potrzebuję go jeszcze. – Mój głos był cichy, ale stanowczy.

– Potrzebujesz? Bartek ma już dwa lata! – prychnęła. – Zosia będzie malutka, a mnie nie stać na nowy wózek. Ty zawsze miałaś lepiej.

Poczułam ukłucie winy. Zawsze byłam tą „lepszą” – lepsze oceny w szkole, lepsza praca, szybciej wyszłam za mąż. Ale nikt nie widział tych wszystkich nieprzespanych nocy, strachu o przyszłość i walki o każdy grosz.

Mama w końcu odwróciła się od kuchenki i spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Aniu, może rzeczywiście powinnaś pomóc siostrze? Rodzina to najważniejsze.

Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że nie przekonam ich do swoich racji. Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Michał próbował mnie pocieszyć:

– Nie przejmuj się nimi. To twój wózek i twoja decyzja.

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, jak patrzyła na mnie Magda. Jakby cała nasza siostrzana więź rozpadła się przez kawałek plastiku i metalu.

Następnego dnia dostałam SMS-a od Magdy: „Nie martw się, poradzę sobie sama. Ale pamiętaj – kiedyś ty też będziesz czegoś potrzebować.”

Przez kolejne tygodnie czułam się jak wyrodna siostra. Mama dzwoniła rzadziej. Na rodzinnych obiadach Magda unikała mojego wzroku. Bartek rósł jak na drożdżach, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że patrzę na wózek z wyrzutem sumienia.

Pewnego wieczoru usiadłam z Michałem przy stole.

– Może powinnam jej oddać ten wózek? – spytałam cicho.

Michał spojrzał na mnie poważnie.

– Anka, czy naprawdę możesz sobie na to pozwolić? Przecież planowaliśmy drugie dziecko.

Westchnęłam ciężko.

– Ale co z rodziną? Co jeśli kiedyś będę potrzebować ich pomocy?

Michał ujął moją dłoń.

– Rodzina to nie tylko dawanie rzeczy materialnych. Jeśli Magda tego nie rozumie… Może to nie ty powinnaś mieć wyrzuty sumienia?

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, słuchając spokojnego oddechu Bartka i zastanawiając się, czy jestem złą siostrą. Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak dzieliłyśmy się wszystkim z Magdą: lalkami, ubraniami, nawet ostatnim kawałkiem czekolady. Ale wtedy nie miałyśmy własnych dzieci ani kredytów do spłacenia.

Kilka dni później zadzwoniła do mnie ciocia Basia.

– Aniu, słyszałam o tej sprawie z wózkiem… Wiesz, twoja mama bardzo to przeżywa.

Poczułam narastającą złość.

– A co ze mną? Ja też to przeżywam! – wybuchłam niespodziewanie.

Ciocia westchnęła.

– Wiem kochanie. Ale czasem trzeba postawić granice. Nawet rodzinie.

Te słowa zapadły mi w pamięć. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim inaczej. Czy naprawdę jestem zobowiązana oddać coś tylko dlatego, że ktoś tego oczekuje? Czy moje potrzeby są mniej ważne?

Wkrótce potem Magda urodziła Zosię. Pojechałam do szpitala z prezentem – malutkim kocykiem i pluszowym króliczkiem. Magda przyjęła mnie chłodno.

– Dzięki za prezent – powiedziała bez uśmiechu.

Usiadłam przy jej łóżku i przez chwilę milczałyśmy.

– Magda… Przepraszam, że cię zawiodłam – powiedziałam cicho. – Ale naprawdę nie mogłam oddać tego wózka. Może kiedyś to zrozumiesz.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Wiem… Po prostu byłam przerażona. Nie mam pieniędzy, a Zosia była taka malutka…

Objęłyśmy się bez słów. Poczułam ulgę i smutek jednocześnie – jakby coś między nami pękło, ale jednocześnie pojawiła się nadzieja na odbudowanie tej więzi.

Dziś Bartek ma już cztery lata i biega po podwórku z Zosią. Wózek stoi w piwnicy – czeka na lepsze czasy albo może na kolejne dziecko. Z Magdą rozmawiamy częściej niż kiedyś, choć nasza relacja już nigdy nie będzie taka sama jak dawniej.

Czasem zastanawiam się: czy można być dobrą matką i dobrą siostrą jednocześnie? Czy zawsze musimy wybierać między sobą a rodziną? A może najważniejsze to nauczyć się stawiać granice – nawet jeśli boli?