Odkrycie, które zmieniło wszystko: Historia Marty i rodzinnych tajemnic

Drzwi do mieszkania trzasnęły z hukiem, a ja, z sercem bijącym jak oszalałe, wbiegłam do salonu. Mama siedziała przy stole, ściskając w dłoni kubek z herbatą. Jej oczy były czerwone od płaczu. – Marta, gdzie byłaś tak długo? – zapytała cicho, nie patrząc na mnie.

Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: list, który przed chwilą znalazłam w szufladzie ojca. List, którego nie powinnam była czytać. List, który zmienił wszystko.

„Kochany Piotrze, tęsknię za tobą każdej nocy. Wiem, że nie możesz odejść od rodziny, ale ja już dłużej nie wytrzymam tej ciszy…”

Słowa tańczyły mi przed oczami. Ojciec miał romans. Wszystko, co wydawało się stabilne i bezpieczne, runęło w jednej chwili. Przez chwilę chciałam udawać, że nic się nie stało. Ale nie potrafiłam.

– Mamo… – zaczęłam drżącym głosem. – Muszę ci coś powiedzieć.

Podniosła na mnie wzrok. W jej oczach zobaczyłam strach.

– Co się stało? – spytała, a jej głos zadrżał.

– Znalazłam list… od jakiejś kobiety do taty. – Słowa wypłynęły ze mnie jak rwąca rzeka.

Mama zbladła. Przez chwilę milczała, potem odsunęła kubek i schowała twarz w dłoniach.

– Wiedziałam… – wyszeptała. – Bałam się tego dnia.

Zamarłam. – Wiedziałaś?

– Od dawna coś podejrzewałam – powiedziała cicho. – Ale myślałam, że to tylko moja wyobraźnia…

W tym momencie do mieszkania wszedł ojciec. Zatrzymał się w progu, widząc nas obie zapłakane.

– Co tu się dzieje? – zapytał ostrożnie.

Mama spojrzała na niego z wyrzutem. – Marta znalazła twój list.

Ojciec pobladł. Przez chwilę wyglądał na starszego o dziesięć lat.

– To nie tak… – zaczął, ale przerwałam mu.

– To jak?! – krzyknęłam. – Kto to jest? Ile to trwa?

Zapanowała cisza. Ojciec usiadł ciężko na krześle.

– To była pomyłka… Chwila słabości… – zaczął tłumaczyć się pokrętnie.

– Chwila słabości?! – Mama podniosła głos. – Piotrze, przez ciebie cała nasza rodzina się rozpada!

Wybuchła kłótnia. Krzyki odbijały się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Sąsiedzi pewnie słyszeli wszystko, ale nikt nie zapukał do drzwi. W Polsce o takich sprawach się nie mówi – każdy udaje, że nic nie widzi.

Wieczorem zamknęłam się w pokoju i płakałam w poduszkę. Mój brat Bartek napisał do mnie SMS-a: „Co się dzieje? Słyszałem awanturę”. Odpisałam tylko: „Tata nas zdradził”.

Następnego dnia mama spakowała walizkę i pojechała do babci do Lublina. Zostałam sama z ojcem. Próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć się, ale nie chciałam go słuchać.

Minęły tygodnie pełne milczenia i wzajemnych pretensji. Bartek wrócił z Krakowa na weekend i od razu wybuchła kolejna awantura.

– Jak mogłeś to zrobić mamie?! – krzyczał na ojca. – Myślałem, że jesteś lepszy!

Ojciec siedział ze spuszczoną głową.

– Nie rozumiesz… Byłem samotny…

– Samotny?! Miałeś rodzinę! – Bartek był bliski płaczu.

W końcu mama wróciła do domu, ale już nic nie było takie samo. Każdy dzień był pełen napięcia. Śniadania w ciszy, spojrzenia pełne żalu i niedopowiedzeń.

Pewnego wieczoru usiadłam z mamą przy kuchennym stole.

– Mamo… co teraz będzie?

Spojrzała na mnie smutno.

– Nie wiem, córeczko. Może spróbujemy jeszcze raz… dla was.

Ale wiedziałam, że to tylko słowa. Mama była cieniem samej siebie.

W szkole zaczęły się plotki. Ktoś widział moją mamę płaczącą na przystanku autobusowym. Koleżanki pytały szeptem: „Co się stało?” Udawałam, że wszystko jest w porządku, ale czułam się coraz bardziej samotna.

W końcu przyszedł dzień, kiedy mama powiedziała: „Nie dam rady dłużej”. Spakowała rzeczy i wyprowadziła się na dobre. Ojciec został sam w pustym mieszkaniu.

Bartek obwiniał mnie o wszystko:
– Po co musiałaś grzebać w szufladzie?! Może by się ułożyło!
– Lepiej żyć w kłamstwie? – odpowiedziałam przez łzy.
– Może czasem tak! – rzucił i trzasnął drzwiami mojego pokoju.

Przez kolejne miesiące próbowałam poskładać swoje życie na nowo. Mama zamieszkała z babcią i zaczęła pracować w sklepie spożywczym. Ojciec próbował odzyskać nasze zaufanie, ale już nigdy nie było tak jak dawniej.

Dziś mam 25 lat i sama boję się zaufać komukolwiek. Często wracam myślami do tamtego dnia i pytam siebie: czy lepiej było nie wiedzieć? Czy prawda zawsze jest lepsza od iluzji szczęścia?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto odkrywać rodzinne sekrety za wszelką cenę?