Wyrzucona z domu po ciąży: Po dziesięciu latach rodzice wracają i proszą o pomoc. Czy mogę im wybaczyć?

— Co ty sobie wyobrażasz, Anka?! — krzyczała mama, a jej głos odbijał się echem od ścian naszego małego mieszkania na Pradze. — Masz osiemnaście lat! Jak mogłaś nam to zrobić?!

Stałam w przedpokoju, trzymając w dłoniach test ciążowy. Ojciec patrzył na mnie z takim rozczarowaniem, jakiego nigdy wcześniej nie widziałam w jego oczach. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Wtedy mama podeszła do mnie i szepnęła przez zaciśnięte zęby:

— Spakuj się. Nie chcę cię tu widzieć.

Nie pamiętam, jak wyszłam z domu. Pamiętam tylko zimno listopadowego wieczoru i drżące ręce, gdy wybierałam numer do Kuby — mojego chłopaka. Był przerażony, ale powiedział, żebym przyszła do niego. Jego rodzice byli bardziej wyrozumiali, choć nie ukrywali rozczarowania. Przez pierwsze miesiące spałam na rozkładanej kanapie w ich salonie, a Kuba szukał pracy po nocach, żebyśmy mogli wynająć coś własnego.

Ciąża była trudna. Miałam mdłości, bolały mnie plecy, a do tego wszystkiego czułam się jak wyrzutek. Mama nie odbierała moich telefonów. Ojciec zablokował mnie na Facebooku. Czułam się tak, jakbym umarła dla nich w tamten wieczór.

Kiedy urodził się Michałek, płakałam ze szczęścia i ze strachu jednocześnie. Kuba był przy mnie cały czas, ale wiedziałam, że jest mu ciężko. Miał wtedy tylko dwadzieścia lat i nagle musiał być ojcem. Były dni, kiedy patrzył na mnie z wyrzutem — jakby to wszystko było moją winą.

Przez kolejne lata walczyliśmy o każdy grosz. Wynajmowaliśmy kawalerkę na Bródnie, gdzie ściany były tak cienkie, że słyszałam kłótnie sąsiadów po nocach. Pracowałam na kasie w Biedronce, potem sprzątałam biura wieczorami. Kuba imał się różnych prac — raz był kurierem, raz magazynierem. Michałek rósł zdrowo, choć często chorował przez wilgoć w mieszkaniu.

Czasem zastanawiałam się, czy rodzice w ogóle myślą o mnie. Czy żałują? Czy śpią spokojnie? W święta płakałam po cichu, patrząc na zdjęcia z dzieciństwa. Michałek pytał: „Mamo, dlaczego nie mamy babci i dziadka?” — a ja nie umiałam odpowiedzieć inaczej niż: „To długa historia”.

Po dziesięciu latach nauczyłam się żyć bez nich. Zbudowałam własny dom — nie dosłownie, ale taki dom serca. Michałek miał już dziewięć lat i był moim największym powodem do dumy. Kuba został kierownikiem zmiany w magazynie i choć nasze małżeństwo przechodziło wzloty i upadki, byliśmy razem.

Pewnego zimowego wieczoru usłyszałam dzwonek do drzwi. Michałek oglądał bajki w swoim pokoju, a ja właśnie kończyłam kolację. Otworzyłam drzwi i… zobaczyłam ich. Mamę i tatę. Wyglądali starzej niż ich zapamiętałam — mama miała siwe włosy, a ojciec trzymał się za bok, jakby coś go bolało.

— Aniu… — zaczęła mama drżącym głosem. — Możemy wejść?

Stałam jak sparaliżowana. Przez chwilę chciałam zatrzasnąć im drzwi przed nosem. Ale coś mnie powstrzymało.

Usiedliśmy w kuchni. Mama płakała cicho, ojciec patrzył w stół.

— Tata jest chory — powiedziała mama po chwili ciszy. — Potrzebujemy pomocy…

Zrobiło mi się niedobrze. Przez dziesięć lat nie odezwali się do mnie ani słowem. Wyrzucili mnie z domu w najtrudniejszym momencie mojego życia. A teraz przyszli prosić o pomoc?

— Dlaczego teraz? — zapytałam cicho.

Mama zaczęła mówić o wyrzutach sumienia, o tym, że nie spała po nocach, że ojciec był dumny i nie pozwalał jej zadzwonić. Ojciec milczał przez większość rozmowy, aż w końcu spojrzał mi w oczy:

— Przepraszam cię, Aniu… Byłem głupi.

Te słowa zabolały bardziej niż wszystko inne. Przeprosiny po dziesięciu latach? Gdzie byliście wtedy, kiedy płakałam z bólu po porodzie? Gdzie byliście przez te wszystkie święta?

Michałek wszedł do kuchni i spojrzał na nich z ciekawością.

— To wy jesteście moimi dziadkami? — zapytał nieśmiało.

Mama rozpłakała się jeszcze bardziej.

Nie wiem, co powinnam zrobić. Z jednej strony czuję gniew i żal — ogromny żal za stracone lata, za samotność, za to wszystko, co przeszliśmy z Kubą bez wsparcia rodziny. Z drugiej strony widzę ich zmęczone twarze i myślę o tym, że życie jest krótkie.

Kuba powiedział mi później:

— To twoja decyzja, Anka. Ale pamiętaj — oni cię skrzywdzili.

Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się: czy potrafię im wybaczyć? Czy jestem gotowa otworzyć drzwi na nowo?

Czasem myślę: czy rodzina to tylko więzy krwi? Czy może to ci, którzy zostają przy tobie wtedy, gdy cały świat się odwraca?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy można wybaczyć taką krzywdę? Czy warto próbować odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone?