Czekałem na nią każdego dnia, aż zrozumiałem, że nie wróci

Dzisiaj znowu o niej myślałem. Zosia. Ta, która odeszła, nawet nie oglądając się za siebie. Czasami wydaje mi się, że jej cień wciąż przemyka przez mój pokój, zostawiając po sobie zapach wanilii i dymu papierosowego. Siedzę przy biurku, stukam palcami w blat i próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czułem się naprawdę szczęśliwy.

„Romek, już wiesz, co robisz w wakacje?” – Zosia usiadła na brzegu mojego biurka, założyła nogę na nogę i splotła palce na kolanie obciągniętym dżinsem. Jej głos był lekki, jakby nie zależało jej na odpowiedzi. „Słyszysz mnie w ogóle?”

„Mhm.” – Nie odrywałem wzroku od ekranu laptopa. Udawałem, że czytam coś ważnego, ale tak naprawdę śledziłem tylko ruchy jej stopy, która delikatnie kołysała się w powietrzu.

„Co tam czytasz?”

„Nic ważnego.”

Zosia westchnęła i zsunęła się z biurka. „Romek, ty zawsze jesteś gdzieś indziej. Nawet jak siedzisz tuż obok.”

Nie odpowiedziałem. Wtedy jeszcze nie rozumiałem, jak bardzo te słowa będą mnie później bolały.

Zosia była jak burza – pojawiała się nagle i zmieniała wszystko wokół siebie. Poznaliśmy się na uczelni w Warszawie. Ona studiowała psychologię, ja informatykę. Byliśmy jak ogień i woda. Ona – spontaniczna, pełna pomysłów, zawsze otoczona ludźmi. Ja – zamknięty w sobie, przyzwyczajony do ciszy i własnych myśli.

Początkowo wydawało mi się, że to nie może się udać. Ale Zosia miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że chciałem być lepszy. Dla niej zacząłem wychodzić ze swojej skorupy. Chodziliśmy razem na koncerty do Stodoły, jeździliśmy rowerami po Łazienkach, a wieczorami leżeliśmy na dachu jej kamienicy na Pradze i patrzyliśmy na światła miasta.

Wszystko zaczęło się psuć po śmierci jej ojca. Zosia zamknęła się w sobie, coraz częściej znikała na całe dnie. Próbowałem ją wspierać, ale nie wiedziałem jak. Moja mama mówiła: „Romek, ona potrzebuje czasu.” Ale czas mijał, a Zosia oddalała się coraz bardziej.

Pewnego dnia wróciłem do mieszkania i zobaczyłem ją pakującą walizkę.

„Wyjeżdżam do Gdańska.” – powiedziała bez emocji.

„Na ile?”

„Nie wiem.”

Patrzyłem na nią bezradnie. „Zosia… dlaczego mi nic nie powiedziałaś?”

Wzruszyła ramionami. „Bo ty i tak byś nie zrozumiał.”

Chciałem ją zatrzymać, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Po prostu wyszła. Nawet się nie obejrzała.

Od tamtej pory czekałem na nią każdego dnia. Sprawdzałem telefon co godzinę, licząc na wiadomość. Przechodziłem obok naszej ulubionej kawiarni na Nowym Świecie i miałem nadzieję, że ją tam zobaczę. Ale Zosia zniknęła jak kamień wrzucony do Wisły.

Moja rodzina nie rozumiała mojego smutku. Mama próbowała mnie pocieszać: „Romek, jesteś młody, jeszcze spotkasz kogoś.” Ojciec tylko wzdychał i mówił: „Trzeba żyć dalej.” Ale ja nie potrafiłem.

Przyjaciele przestali zapraszać mnie na imprezy. „Romek, ogarnij się!” – krzyczał Bartek podczas jednej z naszych ostatnich rozmów. „Ona nie wróci! Przestań żyć przeszłością!”

Ale jak miałem przestać? Każda rzecz w moim mieszkaniu przypominała mi o niej – kubek z napisem „Najlepsza dziewczyna świata”, jej stara bluza rzucona na fotel, zdjęcia z wakacji nad Bałtykiem.

Minęły miesiące. Zacząłem unikać ludzi. Praca przestała mnie cieszyć. Nawet komputer stał się tylko narzędziem do zabijania czasu.

Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Numer nieznany.

„Cześć Romek.”

Serce mi zamarło.

„Zosia?”

„Tak… Chciałam tylko powiedzieć, że wszystko u mnie w porządku.”

Milczałem przez chwilę.

„Dlaczego odeszłaś?”

Usłyszałem cichy śmiech po drugiej stronie słuchawki.

„Bo musiałam znaleźć siebie. Nie mogłam tego zrobić będąc z tobą.”

Chciałem zapytać, czy wróci. Ale wiedziałem już odpowiedź.

Po tej rozmowie coś we mnie pękło. Przestałem czekać. Zacząłem powoli układać swoje życie na nowo – bez niej.

Czasami jednak budzę się w nocy i słyszę jej głos w mojej głowie: „Romek, ty zawsze jesteś gdzieś indziej…”

Może miała rację? Może nigdy nie potrafiłem być naprawdę obecny? Czy można naprawić to, co zostało zniszczone? A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść tym, których kochamy najbardziej?