Wszystko dla mojego syna: cena matczynej miłości

– Mamo, błagam cię… ja już nie wiem, co mam robić. – Głos mojego syna drżał po drugiej stronie słuchawki. Był listopadowy wieczór, deszcz bębnił o szyby w moim małym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty, a serce waliło mi jak młot. Michał miał 29 lat, był dorosły, a jednak w jego głosie słyszałam ten sam strach, co kiedyś, gdy zgubił się na placu zabaw.

– Michał, co się stało? – zapytałam, czując jak narasta we mnie panika.

– Straciłem wszystko. Pracę… oszczędności… Mamo, mam długi. Jeśli nie zapłacę do jutra, przyjdą po mnie. – Jego szept był ledwie słyszalny, ale każde słowo wbijało mi się w serce jak szpilka.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Chodziłam po mieszkaniu, które jeszcze niedawno dzieliłam z mężem. Andrzej odszedł dwa lata temu – rak zabrał go szybciej niż ktokolwiek się spodziewał. Zostały mi tylko wspomnienia: śmiech Michała w dzieciństwie, rodzinne święta, zapach świeżo pieczonego chleba. Teraz wszystko wydawało się martwe i zimne.

Wiedziałam, co muszę zrobić. Byłam matką – zawsze dawałam z siebie wszystko dla syna. Teraz on mnie potrzebował.

Dwa tygodnie później siedziałam w kancelarii notarialnej na ul. Puławskiej. Ręce mi się trzęsły, gdy podpisywałam dokumenty.

– Jest pani pewna? – zapytał notariusz z troską.

– Tak – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. – To dla mojego syna.

Sprzedaż mieszkania poszła błyskawicznie – rynek nieruchomości szalał. W ciągu miesiąca pieniądze były już na moim koncie. Czułam pustkę i ulgę jednocześnie. Michał przyszedł po odbiór gotówki. Przytulił mnie mocno.

– Dziękuję ci, mamo. Ratujesz mi życie.

Patrzyłam na niego i widziałam łzy w jego oczach. Albo może to były moje własne łzy?

Przez kolejne miesiące prawie go nie widywałam. Czasem wysłał SMS-a: „Dużo pracy”, „Wszystko OK”. Gdy prosiłam, żeby przyszedł na obiad, zawsze miał wymówkę.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie jego dziewczyna, Aneta. Jej głos był zachrypnięty od płaczu.

– Pani Zofio… mogę wejść?

Usiadłyśmy przy kuchennym stole – tym samym, przy którym Michał kiedyś uczył się czytać.

– Nie wiem, jak to powiedzieć… – zaczęła cicho Aneta. – Michał… on wszystko przegrał. Te pieniądze… pani pieniądze…

Zamarłam.

– Jak to przegrał?

– Jest uzależniony od hazardu. Najpierw myślałam, że to tylko zabawa… Ale on nie potrafi przestać. Wszystko przepadło.

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Moje mieszkanie, bezpieczeństwo, wszystko co budowałam przez lata – zniknęło w jednej chwili.

Tego wieczoru dzwoniłam do Michała bez przerwy. Nie odbierał. Pisałam wiadomości do późnej nocy. Odpisał dopiero nad ranem: „Przepraszam mamo. Nie umiem tego wytłumaczyć.”

Kolejne tygodnie przeżywałam jak w transie. Przeprowadziłam się do ciasnej kawalerki na Bródnie – dzielnicy, której zawsze unikałam. Sąsiedzi byli mili, ale to miejsce nigdy nie stało się domem. Każdego ranka patrzyłam na nierozpakowane kartony i pytałam siebie: jak mogło do tego dojść?

Któregoś dnia Michał stanął niespodziewanie pod moimi drzwiami. Wyglądał okropnie: wychudzony, z podkrążonymi oczami.

– Mamo… mogę wejść?

Wpuściłam go bez słowa.

– Przepraszam cię – wyszeptał łamiącym się głosem. – Nie wiem, czemu to zrobiłem. Za każdym razem myślałem: jeszcze jedna wygrana i wszystko ci oddam… Ale było tylko gorzej.

Chciałam krzyczeć, być wściekła… Ale patrząc na niego takiego złamanego i zagubionego poczułam tylko żal.

– Michał – powiedziałam cicho – straciłeś nie tylko pieniądze. Zraniłeś moje zaufanie.

Skinął głową i rozpłakał się jak małe dziecko.

Zaczął chodzić na terapię do ośrodka uzależnień na Pradze. Czasem wpadał na kawę, czasem znikał na tygodnie.

Rodzina nie rozumiała, czemu go wspieram.

– Jesteś dla niego za dobra – mówiła moja siostra Halina podczas rodzinnego obiadu w Piasecznie. – On cię tylko wykorzystuje.

– To mój syn – odpowiadałam krótko.

Ale nocami przewracałam się z boku na bok i pytałam siebie: czy ona ma rację? Czy można kochać za bardzo? Czy miłość to zawsze poświęcenie?

Pewnego dnia znalazłam w kartonie stare zdjęcie Michała jako chłopca – śmiał się na plaży w Jastarni, trzymając mnie za rękę. Rozpłakałam się nad tym wszystkim, co straciłyśmy: nie tylko pieniądze czy dach nad głową, ale niewinność i zaufanie.

Powoli próbowałam odbudować swoje życie od nowa. Znalazłam wolontariat w lokalnym domu kultury i poznałam nowych ludzi. Ale pustka pozostała – taka, której nikt nie potrafił wypełnić.

Michał dalej walczył ze swoim uzależnieniem. Pojawiały się drobne światełka nadziei: dostał pracę w sklepie spożywczym i czasem oddawał mi po kilkadziesiąt złotych miesięcznie.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy razem na moim balkonie z widokiem na blokowisko Bródna.

– Mamo – powiedział cicho Michał – nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczysz.

Spojrzałam na niego i poczułam łzy napływające do oczu.

– Wybaczyć to nie znaczy zapomnieć – odpowiedziałam po chwili ciszy. – Ale zawsze będziesz moim synem.

Czasem zastanawiam się: ile matka jest w stanie znieść zanim pęknie? I czy miłość naprawdę jest silniejsza niż rozczarowanie? Może wy też kiedyś zadaliście sobie takie pytanie…