Telefon o północy: Jedna noc z teściową, która zmieniła moje życie
Telefon zadzwonił dokładnie o 00:41. Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. Mój mąż, Paweł, spał obok, a nasz synek, Staś, cicho pochrapywał w swoim łóżeczku. Spojrzałam na wyświetlacz – „Mama Pawła”. Przez chwilę miałam ochotę zignorować ten dźwięk, ale wiedziałam, że jeśli nie odbiorę, będzie tylko gorzej.
— Halo? — szepnęłam, żeby nie obudzić Stasia.
— Aniu! Przyjedź natychmiast! Paweł znowu pije! Nie mogę go uspokoić! — głos teściowej był roztrzęsiony i pełen pretensji.
Zamknęłam oczy. To nie pierwszy raz. Odkąd Paweł stracił pracę w warszawskiej firmie budowlanej, coraz częściej zaglądał do kieliszka. Jego matka, pani Halina, zawsze dzwoniła do mnie, jakby to była moja wina. Jakbym ja mogła go uratować.
— Dobrze, już jadę — powiedziałam cicho.
Wstałam, ubrałam się w pośpiechu i delikatnie przeniosłam Stasia do nosidełka. Nie miałam serca zostawiać go samego w domu. Zeszłam po cichu po schodach starej kamienicy na Pradze i zamówiłam taksówkę. Kierowca spojrzał na mnie z troską:
— Wszystko w porządku?
— Chciałabym powiedzieć, że tak — odpowiedziałam szczerze.
Pod blokiem teściowej światła paliły się w każdym oknie. Już na klatce schodowej słyszałam krzyki. Drzwi były otwarte na oścież. W środku Paweł siedział na podłodze, trzymając butelkę wódki, a pani Halina stała nad nim z założonymi rękami.
— Zobacz, co z niego zrobiłaś! — wrzasnęła na mój widok. — To przez ciebie! Gdybyś była lepszą żoną, nie musiałby pić!
Zamarłam. Staś zaczął płakać. Przytuliłam go mocniej.
— Pani Halino, proszę przestać. To nie jest moja wina — odpowiedziałam drżącym głosem.
Paweł spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem:
— Zostawcie mnie wszyscy! Mam dość waszego gadania!
Wtedy teściowa podeszła do mnie i szarpnęła za ramię:
— Wynoś się stąd! Zabierz dziecko i idź! Nie chcę cię tu widzieć!
— Mamo! — Paweł próbował wstać, ale przewrócił się na stolik, rozbijając szklankę.
Staś krzyczał już na całe gardło. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
— Jeśli się nie uspokoicie, zadzwonię na policję! — krzyknęłam rozpaczliwie.
— Dzwoń! I tak nikt ci nie uwierzy! — syknęła teściowa.
Wyjęłam telefon i wybrałam 112. Ręce mi się trzęsły.
— Proszę przyjechać… awantura domowa… dziecko… — mówiłam przez łzy.
Po dziesięciu minutach przyjechał patrol. Policjant wszedł do mieszkania i rozejrzał się surowo:
— Co tu się dzieje?
— Ta kobieta niszczy moją rodzinę! — zaczęła teściowa.
— Proszę się uspokoić. Pani jest żoną? — zwrócił się do mnie policjant.
— Tak… Ale ja tylko chciałam pomóc… — tłumaczyłam się bezradnie.
Policjant spojrzał na mnie współczująco:
— Czy ma pani gdzie przenocować z dzieckiem?
Zamilkłam. Moi rodzice mieszkali pod Lublinem, a przyjaciółki miały własne rodziny i problemy.
— Zostanę u siebie — powiedziałam cicho.
Po spisaniu protokołu wróciliśmy do domu. Paweł szedł obok mnie skulony, nie odzywając się ani słowem. Staś spał wtulony we mnie, jakby wyczuwał mój strach.
Rano Paweł siedział przy stole z pustym wzrokiem.
— Aniu… przepraszam… Ja nie wiem, co się ze mną dzieje…
Patrzyłam na niego długo. Widziałam w nim cień człowieka, którego kiedyś pokochałam.
— Musisz coś z tym zrobić — powiedziałam stanowczo. — Albo idziesz na terapię, albo odchodzę z Stasiem.
Nie odpowiedział. Wyszedł z kuchni i zamknął się w łazience.
Wieczorem napisałam list do Pawła: „Nie mogę dłużej być zakładniczką twoich problemów i twojej matki. Jeśli nie podejmiesz leczenia, wyprowadzam się z synem.” Zostawiłam list na stole i spakowałam kilka rzeczy dla siebie i Stasia.
Tej nocy nie spałam ani minuty. Siedziałam na kanapie i patrzyłam na śpiącego synka. Myślałam o tym, ile kobiet tkwi w podobnych sytuacjach – między mężem a teściową, między przeszłością a przyszłością dzieci.
Rano Paweł przyszedł do pokoju blady jak ściana:
— Pójdę na terapię… Proszę, daj mi jeszcze jedną szansę…
Nie odpowiedziałam od razu. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe ani szybkie. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam cień nadziei.
Dziś piszę tę historię dla wszystkich kobiet takich jak ja – które boją się odejść, boją się walczyć o siebie i swoje dzieci. Ile jeszcze będziemy milczeć? Ile dzieci musi dorastać w cieniu cudzych dramatów?
Czy Wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Co byście zrobili na moim miejscu?