Cena zdrady: Jak zostałem wodniakiem przez własną chciwość

Drzwi do mieszkania pani Wandy otworzyły się z trzaskiem, zanim zdążyłem zapukać po raz drugi. W progu stanęła drobna kobieta o siwych włosach, z oczami tak przenikliwymi, że poczułem się nagi w jej spojrzeniu. – Pan z wodociągów? – zapytała bez cienia uprzejmości. – Nie, ja… – zająknąłem się, poprawiając firmową plakietkę na kurtce. – Pracuję w firmie AquaPlus. Montujemy filtry do wody, najnowsza technologia, polska produkcja. Chciałem tylko…

– Wejdź pan, zanim sąsiadka z naprzeciwka zacznie się gapić. – Odsunęła się na bok, a ja wszedłem do mieszkania pachnącego starymi książkami i czymś jeszcze – jakby wilgocią po burzy.

W kuchni siedziała młoda kobieta, może trzydziestoletnia, z dzieckiem na kolanach. Spojrzała na mnie z niechęcią. – Mamo, mówiłam ci, żebyś nie wpuszczała obcych – syknęła. – Pani Justyno, proszę się nie martwić – uśmiechnąłem się służbowo. – Chcę tylko pokazać filtr. Bez zobowiązań.

Justyna przewróciła oczami i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami. Pani Wanda westchnęła ciężko. – Ona taka od śmierci ojca. Wszystko na mojej głowie, a jeszcze wnuczka chora…

Zacząłem prezentację: odkręcanie kranu, pokazywanie brudnej wody w słoiku, opowieści o bakteriach i kamieniu. Pani Wanda słuchała uważnie, zadawała pytania. W końcu powiedziała: – Synku, a ile to kosztuje?

– Dla pani specjalna cena – skłamałem bez mrugnięcia okiem. – Normalnie 1200 złotych, ale dziś tylko 700. Na raty też można.

W tym momencie do kuchni wróciła Justyna. – Mamo, nie masz pieniędzy! Ledwo na leki starcza! – krzyknęła. – Proszę pani, to inwestycja w zdrowie – próbowałem przekonać ją tonem eksperta. – Dziecko będzie piło czystą wodę.

– A pan by chciał, żeby ktoś tak naciągał pańską matkę? – Justyna spojrzała mi prosto w oczy.

Zacisnąłem usta. Wiedziałem, że nie mam prawa moralnego odpowiadać na to pytanie. Ale musiałem zarobić na prowizji. Ostatni miesiąc był ciężki: żona odeszła z synem do teściów po kolejnej awanturze o pieniądze, matka przestała odbierać moje telefony po tym, jak poprosiłem ją o pożyczkę na spłatę chwilówki.

– Proszę pani… – zacząłem jeszcze raz, ale pani Wanda podniosła rękę. – Synku, napijesz się herbaty? Mam taką specjalną, ziołową. Na szczerość.

Zgodziłem się niechętnie. Herbata była gorzka i dziwnie pachniała. Po kilku łykach poczułem się lekko oszołomiony.

– Panie Rafale… – usłyszałem swoje imię i aż podskoczyłem. Skąd ona je znała? – Pan nie pierwszy tu taki przychodzi. Ale ja już swoje przeżyłam. Wie pan, co to znaczy stracić wszystko przez czyjąś chciwość?

Nie mogłem się powstrzymać i zacząłem mówić prawdę:

– Tak… Moja żona zostawiła mnie przez długi. Kłamałem jej w żywe oczy, że wszystko jest pod kontrolą… A potem musiałem sprzedać obrączki po babci, żeby spłacić ratę za samochód…

Pani Wanda patrzyła na mnie łagodnie. – Każdy ma swoje grzechy. Ale nie każdy dostaje szansę na odkupienie.

Nagle poczułem dziwne mrowienie w palcach. Kuchnia zaczęła wirować. Usłyszałem śmiech dziecka i głos Justyny: – Mamo! Co mu jest?

– Spokojnie, kochanie. On musi teraz odpokutować.

Zamknąłem oczy i zobaczyłem siebie stojącego nad rzeką w środku nocy. Woda była czarna jak smoła, a ja miałem wrażenie, że jestem jej częścią. Próbowałem krzyczeć, ale z ust wydobywał się tylko szum.

Obudziłem się w piwnicy bloku pani Wandy. Byłem cały mokry, a wokół mnie stały wiadra z wodą i stare filtry.

– Witaj w nowej pracy – usłyszałem głos pani Wandy zza drzwi. – Od dziś jesteś wodniakiem tego bloku. Każda kropla wody przejdzie przez twoje ręce. Może kiedyś nauczysz się szanować ludzi i ich potrzeby.

Przez kolejne dni czułem się jak w koszmarze: musiałem czyścić rury, naprawiać cieknące krany i słuchać narzekań lokatorów. Każda rodzina miała swoją historię: samotna matka z dwójką dzieci, emerytka walcząca o każdy grosz, młody chłopak marzący o wyjeździe za granicę.

Zacząłem rozumieć ich problemy i własną winę. Najbardziej bolało mnie to, że nikt nie chciał ze mną rozmawiać jak z człowiekiem – byłem dla nich tylko „tym od wody”.

Pewnego dnia spotkałem w piwnicy pana Zbyszka z trzeciego piętra. Był pijany i płakał nad rozlanym mlekiem.

– Wszystko przez tę wodę! Żona mnie zostawiła przez rachunki! – wykrzyczał.

Usiadłem obok niego i pierwszy raz od dawna poczułem współczucie.

– Ja też straciłem rodzinę przez własną głupotę…

Zbyszek spojrzał na mnie zdziwiony.

– Ty? Przecież ty jesteś tylko cieciem od rur!

Poczułem ukłucie wstydu.

– Może kiedyś byłem kimś innym… Ale teraz muszę odpokutować.

Z czasem zacząłem pomagać ludziom bezinteresownie: naprawiałem krany za darmo, nosiłem zakupy starszym sąsiadkom, rozmawiałem z dziećmi o tym, jak oszczędzać wodę.

Po kilku miesiącach pani Wanda przyszła do piwnicy z herbatą.

– Nauczyłeś się czegoś?

– Tak… Że każdy czyn ma swoją cenę. I że czasem trzeba upaść bardzo nisko, żeby zobaczyć prawdziwą wartość życia.

Uśmiechnęła się smutno.

– Może zasłużyłeś na drugą szansę.

Obudziłem się następnego dnia w swoim starym mieszkaniu. Na stole leżał rachunek za wodę i list od żony: „Jeśli naprawdę się zmieniłeś, spróbujmy jeszcze raz”.

Patrząc na swoje odbicie w lustrze, zastanawiałem się: czy człowiek może naprawdę się zmienić? Czy wybaczenie jest możliwe nawet po największej zdradzie? Co wy o tym sądzicie?