Ona powróciła – Historia Marka i Marii Zofii

— Synu…

Zamarłem. W korytarzu pachniało kurzem i starym lakierem do podłóg, a ona stała naprzeciwko mnie, z oczami pełnymi łez. Miała na sobie ten sam płaszcz, który pamiętałem z dzieciństwa, choć teraz był wyblakły i za duży. Maria Zofia. Moja matka. A może raczej kobieta, która kiedyś była moją matką.

— Przepraszam, ale nie jestem pani synem. Proszę się tak do mnie nie zwracać. Nazywam się Marek.

Czułem, jak głos mi drży, ale nie mogłem pozwolić sobie na słabość. Przez tyle lat budowałem wokół siebie mur — gruby, wysoki, nie do przebicia. Ona jednak stała tuż przed nim, próbując go zburzyć jednym słowem.

— Marku… Mareczku… Synu!

Jej głos był pełen nadziei i błagania. Spojrzała na mnie z rozpaczą, jakby chciała mnie przekonać samym spojrzeniem. Ale ja stałem nieruchomo, jakby słowa matki nie robiły na mnie żadnego wrażenia. W rzeczywistości w środku wszystko we mnie krzyczało.

— Prosiłem, żeby pani tak do mnie nie mówiła — powtórzyłem chłodno.

Wtedy usłyszałem za sobą cichy szelest. To była Ania, moja żona. Stała w drzwiach kuchni, ściskając w dłoniach ścierkę. Jej oczy były szeroko otwarte ze zdziwienia i niepokoju.

— Marku… może powinniście porozmawiać? — szepnęła.

Poczułem gniew. Jak ona może tego nie rozumieć? Przecież wie, co się stało! Przecież opowiadałem jej o wszystkim — o tym, jak Maria Zofia pewnego dnia po prostu wyszła z domu i już nie wróciła. Miałem wtedy dziesięć lat. Ojciec pił coraz więcej, a ja musiałem szybko dorosnąć. Gotowałem obiady, prałem skarpetki, odrabiałem lekcje przy kuchennym stole, podczas gdy ojciec spał pijany na kanapie.

— Nie mam o czym rozmawiać — powiedziałem twardo.

Maria Zofia zrobiła krok w moją stronę. Widziałem, jak drżą jej ręce.

— Mareczku… ja wiem, że cię skrzywdziłam. Ale musisz mi pozwolić to naprawić…

Zacisnąłem pięści. Chciałem krzyczeć. Chciałem zapytać: „Dlaczego? Dlaczego zostawiłaś mnie wtedy samego? Dlaczego przez tyle lat nie napisałaś nawet jednego listu?” Ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu.

— Nie muszę niczego pozwalać — syknąłem przez zęby. — To pani powinna była być wtedy przy mnie, a nie teraz próbować naprawiać coś, czego już się nie da naprawić.

Widziałem łzy spływające po jej policzkach. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy płacz dziecka z pokoju obok. To był mój syn, Kuba. Miał trzy lata i był całym moim światem.

Ania spojrzała na mnie błagalnie:

— Marku… może dla Kuby warto spróbować?

Poczułem ukłucie w sercu. Czy naprawdę powinienem pozwolić tej kobiecie wejść do naszego życia? Czy Kuba powinien poznać babcię? Czy ja sam jestem gotów na to spotkanie?

Maria Zofia wyciągnęła do mnie rękę:

— Proszę… daj mi szansę. Chociaż jedną rozmowę.

Zamknąłem oczy i zobaczyłem siebie sprzed lat — małego chłopca siedzącego na schodach przed blokiem na Pradze, czekającego aż mama wróci z pracy. Ale ona już nigdy nie wróciła.

Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią zimno:

— Dobrze. Porozmawiajmy.

Usiedliśmy w kuchni przy starym stole po babci. Ania podała herbatę i wyszła z Kuby do pokoju. Przez chwilę panowała cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy.

— Mareczku…

— Proszę mówić do mnie Marek — przerwałem jej ostro.

Westchnęła ciężko.

— Marek… wiem, że nie zasługuję na przebaczenie. Ale wtedy… wtedy byłam młoda i głupia. Twój ojciec pił coraz więcej, bił mnie… Nie miałam siły walczyć. Uciekłam do siostry do Gdańska. Myślałam, że kiedyś po ciebie wrócę… Ale potem zachorowałam, straciłam pracę… Bałam się wrócić.

Słuchałem jej słów jak przez mgłę. W mojej głowie kłębiły się wspomnienia: ojciec rzucający talerzami o ścianę, krzyki dochodzące z sypialni, ciche łzy mamy w łazience.

— Dlaczego nigdy nie napisałaś? — zapytałem cicho.

Spojrzała na mnie ze wstydem:

— Pisałam… ale twój ojciec nigdy ci tych listów nie dał. Dowiedziałam się o tym dopiero po jego śmierci od sąsiadki.

Poczułem, jak coś we mnie pęka. Przez tyle lat żyłem w przekonaniu, że ona mnie porzuciła bez słowa wyjaśnienia… A może to wszystko było bardziej skomplikowane?

— I co teraz? — zapytałem gorzko.

— Teraz chciałabym być częścią twojego życia… jeśli mi pozwolisz. Chciałabym poznać Kubusia…

Patrzyłem na nią długo w milczeniu. Widziałem zmarszczki wokół oczu, siwe włosy wystające spod chustki. Była starsza, słabsza… ale wciąż to była ona — moja matka.

Wstałem od stołu i podszedłem do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szybie jak łzy.

Czy potrafię jej wybaczyć? Czy potrafię pozwolić jej wrócić do mojego życia? Czy Kuba powinien poznać babcię?

Odwróciłem się do niej powoli:

— Dam ci szansę… Ale tylko jedną.

Uśmiechnęła się przez łzy i wyciągnęła do mnie ręce. Po raz pierwszy od lat poczułem coś na kształt ulgi… choć wiedziałem, że przed nami jeszcze długa droga.

Czasami zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? Czy da się odbudować to, co zostało zniszczone? Może to pytania bez odpowiedzi… Ale wiem jedno: jeśli nie spróbuję — nigdy się nie dowiem.