„Dostałeś cały spadek po domu, a ja muszę opiekować się naszą matką” – historia rodzinnych pretensji i żalu
– To niesprawiedliwe, Tomek! Ty dostałeś cały dom, a my zostaliśmy z mamą, która wymaga opieki dzień i noc! – głos Agnieszki drżał od gniewu i zmęczenia. Stałem w kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą, i nie wiedziałem, co odpowiedzieć. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko szumem lodówki i cichym szlochem mojej mamy z pokoju obok.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz rozmawialiśmy z bratem bez napięcia. Michał zawsze był tym spokojniejszym, bardziej ugodowym. Ale odkąd tata zmarł i zostawił mi w testamencie dom w Otwocku, wszystko się zmieniło. Michał z Agnieszką zamieszkali z mamą w jej mieszkaniu na Pradze, a ja zostałem sam w pustym domu pełnym wspomnień i duchów przeszłości.
Z Agnieszką nigdy nie było łatwo. Od początku naszej znajomości czułem jej chłód. Kiedyś próbowałem się z nią zaprzyjaźnić – zapraszałem ich na obiady, pomagałem przy remoncie ich mieszkania. Ale ona zawsze patrzyła na mnie jak na intruza. Michał mówił, że to przez jej trudne dzieciństwo, przez wieczne poczucie niesprawiedliwości. Ale teraz to poczucie niesprawiedliwości uderzyło we mnie z całą siłą.
– Tomek, przecież wiesz, że mama nie może już sama funkcjonować – ciągnęła Agnieszka. – Michał musi brać urlopy, ja pracuję na pół etatu, żeby ją doglądać. Ty masz dom, możesz go sprzedać albo wynająć i żyć jak król! A my?
Poczułem gulę w gardle. Przecież nie chciałem tego wszystkiego. Tata zostawił mi dom, bo wiedział, że Michał nie chciał wracać do Otwocka. Zawsze powtarzał: „Tomek, ty tu zostaniesz, ty zadbasz o to miejsce”. Ale nikt nie przewidział choroby mamy.
Wróciłem myślami do dnia pogrzebu ojca. Stałem wtedy obok Michała pod starym dębem na cmentarzu. Trzymaliśmy się za ramiona jak dzieci. Agnieszka stała z boku, trzymając za rękę naszą córkę Zosię. Wtedy jeszcze wydawało mi się, że damy radę razem przejść przez żałobę.
Ale życie szybko zweryfikowało nasze plany. Mama zaczęła zapominać imiona wnuków, gubiła się w drodze do sklepu. Michał zabrał ją do siebie, bo miał większe mieszkanie i bliżej do lekarza. Ja odwiedzałem ich co weekend, robiłem zakupy, czasem gotowałem obiad. Ale to nie wystarczało.
– Tomek, nie możesz tak po prostu umywać rąk! – wybuchła Agnieszka pewnego wieczoru przez telefon. – Mama to też twoja odpowiedzialność!
– Przecież pomagam! – próbowałem się bronić. – Przynoszę zakupy, płacę za leki…
– A kto siedzi z nią po nocach, kiedy ma ataki paniki? Kto ją myje? Kto znosi jej humory?
Nie miałem odpowiedzi. Wiedziałem, że mają rację. Ale czułem się bezradny wobec tej sytuacji. Dom ojca był dla mnie jak kotwica – trzymał mnie przy wspomnieniach dzieciństwa, dawał poczucie bezpieczeństwa. Nie potrafiłem go sprzedać ani wynająć.
Pewnego dnia Michał przyszedł do mnie sam. Usiadł ciężko na kanapie i długo milczał.
– Tomek… ja już nie daję rady – powiedział w końcu cicho. – Agnieszka jest wykończona. Ja też. Mama coraz częściej nie poznaje nas rano…
Patrzyłem na niego i widziałem w jego oczach zmęczenie i żal.
– Może powinniśmy znaleźć mamie dom opieki? – zaproponowałem niepewnie.
Michał spojrzał na mnie jak na wariata.
– Nigdy się na to nie zgodzi! I ty dobrze o tym wiesz! Poza tym… kto za to zapłaci?
Wiedziałem, że dom ojca mógłby pokryć koszty takiej opieki. Ale czy byłem gotów oddać ostatnią rzecz po tacie?
W kolejnych tygodniach atmosfera tylko gęstniała. Agnieszka coraz częściej dzwoniła z pretensjami. Mama była coraz słabsza. Michał zamknął się w sobie.
W końcu przyszła ta rozmowa – ta jedna, która zmieniła wszystko.
– Tomek – powiedziała mama słabym głosem pewnego wieczoru, kiedy siedziałem przy jej łóżku. – Nie chcę być ciężarem…
Zacisnąłem pięści.
– Mamo, nigdy nie byłaś ciężarem!
Spojrzała na mnie smutno.
– Wiem, co się dzieje między tobą a Michałem… Nie chcę was dzielić przez ten dom…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Mamo…
– Sprzedaj ten dom i podziel się z bratem… Albo przeznaczcie te pieniądze na moją opiekę…
Nie spałem tej nocy ani minuty. Rano zadzwoniłem do Michała.
– Spotkajmy się u mnie – powiedziałem krótko.
Kiedy usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole, czułem ciężar lat niewypowiedzianych słów.
– Michał… Sprzedam dom taty. Podzielimy się pieniędzmi i zapewnimy mamie najlepszą opiekę, jaką możemy.
Michał długo milczał.
– Dziękuję – powiedział w końcu cicho.
Agnieszka nie przyszła na to spotkanie. Ale kilka dni później napisała mi SMS-a: „Może jeszcze kiedyś będziemy rodziną”.
Czasami patrzę na zdjęcie taty stojące na komodzie i zastanawiam się: czy to wszystko musiało tak wyglądać? Czy można było uniknąć tych wszystkich łez i pretensji? Czy rodzina zawsze musi być polem bitwy o sprawiedliwość?
Czy wy też musieliście kiedyś wybierać między pamięcią o bliskich a teraźniejszością? Jak poradziliście sobie z podziałem rodzinnych obowiązków i majątku?