Czy można zacząć od nowa po sześćdziesiątce? Moja walka między rodziną a własnym życiem
– Mamo, nie możesz tak po prostu zostać w tym starym mieszkaniu na Pradze! – głos Kasi drżał, a ja czułam, jak ściska mnie w gardle. – Przecież wiesz, jak bardzo cię potrzebuję.
Patrzyłam na nią przez ekran laptopa. Jej twarz była zmęczona, pod oczami miała cienie, a w tle słychać było płacz mojej wnuczki, Zosi. Kasia od kilku lat mieszkała w Kalifornii. Wyjechała za mężem, który szybko okazał się nieodpowiedzialny i zostawił ją samą z dzieckiem. Teraz pracowała na dwa etaty, a ja… ja byłam tu, w Polsce, w swoim ciasnym, ale własnym mieszkaniu, z widokiem na szare podwórko i znajomymi sąsiadami.
– Mamo, pani Halina już wszystko załatwiła. Praca w polskiej piekarni, mieszkanie na początek u niej. To szansa dla nas obu! – Kasia mówiła coraz szybciej, jakby bała się, że zaraz się rozłączę.
Zamknęłam oczy. W głowie miałam tysiące myśli. Mam 63 lata. Całe życie przepracowałam jako nauczycielka polskiego. Tu mam swoje książki, swoje wspomnienia, grób męża na Bródnie. Jak mogę to wszystko zostawić?
Ale z drugiej strony… Kasia jest moją jedyną córką. Zosia – moją jedyną wnuczką. Czy mogę być dobrą matką i babcią przez ekran komputera?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wspominałam czasy, gdy Kasia była mała. Jak biegała po podwórku z kluczami na szyi, bo ja musiałam pracować do późna. Ile razy obiecywałam sobie, że kiedyś jej to wynagrodzę.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra.
– Jadźka, ty naprawdę chcesz rzucić wszystko i jechać za ocean? – spytała z niedowierzaniem.
– Nie wiem, Hanka. Naprawdę nie wiem… – odpowiedziałam cicho.
– A co z twoim zdrowiem? Z lekarzami? Z naszymi spotkaniami na kawie?
– Wiem… Ale Kasia jest sama. Tam nie ma nikogo.
– A ty tu masz wszystko! – Hanka niemal krzyczała do słuchawki.
Czułam się rozdarta. Każda rozmowa kończyła się łzami. Nawet sąsiadka z dołu, pani Basia, zaczęła dopytywać:
– Jadwiga, a ty naprawdę chcesz wyjeżdżać? Przecież tu cię wszyscy znają!
W pracy już od dawna byłam na emeryturze, ale czasem pomagałam dzieciom sąsiadów z lekcjami. Lubiłam te chwile – czułam się potrzebna.
Pewnego dnia przyszła do mnie listonoszka z listem poleconym od Kasi. Otworzyłam go drżącymi rękami:
„Mamo,
Wiem, że to dla Ciebie trudne. Ale ja tu naprawdę nie daję rady. Zosia tęskni za Tobą każdego dnia. Ja też. Wiem, że masz swoje życie w Warszawie, ale może czas pomyśleć o sobie? Tu jest słońce, morze i nowy początek dla nas obu.
Kocham Cię,
Kasia”
Czytałam ten list kilka razy. Każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka.
Kilka dni później zadzwonił telefon.
– Dzień dobry pani Jadwigo! Tu Halina Nowak z Kalifornii! – usłyszałam energiczny głos kobiety.
– Dzień dobry… – odpowiedziałam niepewnie.
– Proszę się nie martwić! Wszystko załatwione! Praca lekka, piekarnia polska, same nasze dziewczyny! Pomogę pani ze wszystkim!
Czułam się osaczona. Wszyscy już zdecydowali za mnie.
Wieczorem zadzwoniła Kasia.
– Mamo… Proszę cię… Ja już nie mam siły. Zosia płacze po nocach za tobą. Ja nie mam z kim pogadać po polsku… – jej głos łamał się coraz bardziej.
– Kasiu… Ja się boję – wyszeptałam.
– Czego się boisz?
– Że tam nie będę nikim. Że nie dam rady. Że umrę z tęsknoty za domem…
– Mamo! Tu też będziesz miała dom! My jesteśmy twoim domem!
Rozłączyłyśmy się w milczeniu.
Następnego dnia przyszła do mnie Hanka.
– Jadźka, ja cię rozumiem… Ale czy ty naprawdę chcesz być tam tylko pomocą do dziecka? Czy to jest życie dla ciebie?
– Nie wiem… Może to ostatnia szansa na coś nowego? Może powinnam spróbować?
– A może powinnaś wreszcie pomyśleć o sobie?
Przez kolejne dni chodziłam jak struta. W sklepie ekspedientka zapytała:
– Pani Jadwigo, co taka zamyślona?
– Życie mnie goni… – odpowiedziałam smutno.
W nocy śnił mi się mąż. Siedział przy stole i patrzył na mnie tym swoim ciepłym wzrokiem.
– Jadźka, nie bój się zmian – powiedział cicho.
Obudziłam się z płaczem.
W końcu podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i pojechałam na lotnisko. Po drodze patrzyłam na znajome ulice Warszawy – każda kamienica przypominała mi jakieś wspomnienie.
Na Okęciu zadzwoniła Hanka:
– Jadźka… Kocham cię. Ale pamiętaj – zawsze możesz wrócić.
W Kalifornii powitało mnie słońce i zapach świeżego chleba z piekarni pani Haliny. Kasia rzuciła mi się na szyję ze łzami w oczach.
Pierwsze tygodnie były trudne. Tęskniłam za Polską, za swoim rytmem dnia, za językiem i ludźmi. Praca była ciężka – ręce bolały mnie bardziej niż po całym dniu sprawdzania wypracowań uczniowskich.
Ale Zosia codziennie przytulała się do mnie przed snem:
– Babciu, już nigdy nie wyjedziesz?
A ja odpowiadałam:
– Nie wiem, kochanie… Nie wiem…
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy to była dobra decyzja? Czy można zacząć od nowa po sześćdziesiątce? Czy pomagając innym nie tracimy siebie?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?