Zaprosiłam byłą synową do domu – teraz mój syn jest mi obcy

– Naprawdę musisz ją tu trzymać? – Michał patrzył na mnie z wyrzutem, jakby to ja byłam winna całemu złu tego świata.

Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty. W kuchni pachniało miętą i czymś jeszcze – może żalem, który od miesięcy nie opuszczał tego domu.

– Michał, ona nie ma dokąd pójść. Ty sam powiedziałeś, że Magda nie zasłużyła na to, co zrobiłeś…

– To nie twoja sprawa! – przerwał mi gwałtownie. – To moje życie!

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że mój własny syn jest mi obcy. Jakbyśmy byli dwoma pasażerami w tym samym wagonie, ale każde patrzyło przez inne okno.

Michał był moim jedynym dzieckiem. Wychowywałam go sama, odkąd jego ojciec zniknął z naszego życia. Miałam dwadzieścia dwa lata i serce pełne strachu. Pamiętam, jak siedziałam na ławce przed blokiem na Pradze, z niemowlakiem w ramionach i pustką w głowie. Sąsiadki szeptały: „Zobacz, ta młoda znowu sama”. Ale ja się nie poddałam. Pracowałam na dwa etaty – rano w żłobku, wieczorem sprzątałam biura. Michał był moim światem.

Kiedy poznał Magdę na studiach, miałam nadzieję, że ona da mu to, czego ja nie mogłam – poczucie bezpieczeństwa i dom. Byli młodzi, zakochani, trochę naiwni. Ślub wzięli po cichu, tylko z najbliższą rodziną. Magda była cicha, delikatna, zawsze z książką w ręku. Michał – uparty, ambitny, czasem zbyt dumny.

Wszystko zaczęło się psuć po narodzinach ich córki, Julki. Michał coraz częściej wracał późno do domu. Magda płakała po nocach w łazience. Ja próbowałam nie wtrącać się za bardzo, ale widziałam, jak ich małżeństwo się sypie.

Pewnego dnia Magda przyszła do mnie z walizką i dzieckiem na ręku.

– Pani Zosiu… – głos jej drżał – Michał powiedział, żebym się wyniosła. Nie mam dokąd pójść.

Nie zastanawiałam się ani chwili. Przyjęłam ją pod swój dach. Julka spała ze mną w jednym pokoju, Magda dostała kanapę w salonie. Wiedziałam, że to może być trudne dla Michała, ale przecież to jego żona… była żona… matka jego dziecka!

Michał przez kilka tygodni nie odzywał się do mnie prawie wcale. Przychodził tylko po Julkę na weekendy. Unikał spotkań z Magdą jak ognia.

– Mamo, ona cię wykorzystuje – rzucił kiedyś przez telefon. – Znalazła sobie naiwną teściową.

– Michał… – próbowałam tłumaczyć – ona nie ma nikogo! Jej matka zmarła dwa lata temu, ojciec pije…

– To nie mój problem! – krzyknął i rozłączył się.

Czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam pomóc Magdzie i Julce – przecież to moja rodzina! Z drugiej strony widziałam, jak mój syn coraz bardziej się ode mnie oddala.

Magda była wdzięczna za wszystko. Pomagała w domu, gotowała obiady, sprzątała. Czasem wieczorami siadałyśmy razem przy stole i rozmawiałyśmy o życiu.

– Pani Zosiu… – zaczęła pewnego razu nieśmiało – ja wiem, że Michał mnie już nie kocha. Ale ja go nadal kocham…

Zrobiło mi się jej żal. Przytuliłam ją mocno.

– Może jeszcze wszystko się ułoży…

Ale nie ułożyło się.

Pewnego dnia Michał przyszedł po Julkę wcześniej niż zwykle. Zastał mnie i Magdę przy stole, śmiejące się do łez z jakiejś starej anegdoty.

– No pięknie – rzucił ironicznie – teraz już jesteście najlepszymi przyjaciółkami?

Magda spuściła wzrok. Ja poczułam ukłucie winy.

– Michał…

– Nie mów do mnie! – przerwał mi ostro. – Wiesz co? Od dziś Julka będzie mieszkać ze mną.

Zamarłam.

– Co ty mówisz?

– Mam prawo! Jestem jej ojcem!

Magda zaczęła płakać. Ja próbowałam go uspokoić, ale on był nieugięty.

Od tego dnia wszystko się zmieniło. Michał zabrał Julkę do siebie na stałe. Magda została u mnie sama. Próbowałyśmy jakoś żyć dalej – ona szukała pracy, ja starałam się ją wspierać.

Ale Michał coraz bardziej oddalał się od nas obu. Przestał dzwonić nawet w święta. Gdy spotykaliśmy się przypadkiem na ulicy, udawał, że mnie nie widzi.

Czułam się jak zdrajczyni własnego dziecka. Czy powinnam była wybrać jego stronę? Czy lojalność wobec syna powinna być silniejsza niż współczucie dla kobiety w potrzebie?

Czasem wieczorami siadam sama w kuchni i patrzę na zdjęcia z dawnych lat: mały Michaś na moich kolanach, potem on i Magda na ślubie…

Czy można naprawić rodzinę, która rozpadła się przez miłość i dobre intencje? Czy matka zawsze powinna wybierać dziecko – nawet jeśli ono rani innych?

A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść…?